Pomysł stworzenia stref wolnych od LGBT, który zgłosiła Gazeta Polska, jest wieloaspektowo przerażający. Przede wszystkim dlatego, że jest czytelnym faszystowskim przesłaniem. Zawiera jasno wyrażony postulat apartheidu osób heteronormatywnych od pozostałych, nawołuje do jawnego łamania prawa (także ustawy zasadniczej) i jest, oczywiście, dla większości obywateli i obywatelek moralnie odrażający, nawet na prawicy. Ekstremistyczna nawała zmusiła po raz kolejny Tomasza Terlikowskiego, jednego z najważniejszych katolickich talibów polskiego pismactwa, by przemówił ludzkim głosem. Od inicjatywy ostrożnie dystansuje się też na ogół chętny do nagonek Rafał Aleksander Ziemkiewicz.
Niestety, nie można tego potraktować jako dobrych wiadomości. Polskie społeczeństwo przechodzi bardzo niebezpieczną transformację – do świata kompletnej postpolityki, gdzie kwestie interesu państwowego, grupowego czy w ogóle opartego na materialnych przesłankach i wynikających z tego decyzji, zastępuje chocholi taniec na złomowisku huśtawek, które władza chce obsadzić co bardziej zainteresowanymi sprawą publiczną. Mają się tam huśtać w skrzypieniu i rdzy i a to boleć nad dziećmi-ofiarami-ideologii-LGBT, a to radować się przeprosinami Angeli Merkel. A gdy już im to zbrzydnie lub zabraknie bon motów, wszyscy będą mogli się wzajemnie zapędzić do gett i pilnować, by „wróg” ze swojej obory nosa nie wysunął.
Pomysł GP jest po prostu logicznym następstwem patologicznego porządku kulturowego i politycznego, który wprowadza PiS, by zapewnić sobie udział we władzy. Niezbędne są im do tego są ciągłe eksplozje gejzerów rzekomych niebezpieczeństw, strachu i szczujni, które te emocje obsłużą. Im bardziej drastyczne, obleśne czy przemocowe – tym lepiej, tym będą trwalsze. GP poszła po prostu za ciosem. Po latach ciągłego bombardowania lękowo-nagonkową pornografią rzeczywistość propagandowa, którą ukształtowano, upomniała się w końcu o coś więcej niż tylko westchnienia i hejt na portalach społecznościowych. I tak właśnie doczekaliśmy się tej propozycji. Tak jak wcześniej np. całkowitego zakazu przerywania ciąży.
Jako się rzekło, pomysł Gazety Polskiej jest obrzydliwy, lecz wpisuje się w pewne continuum, którego nie można lekceważyć i nie można zrzucać odpowiedzialności za jego istnienie na jakiś ciemnogród, moherowe berety itp. Nie, to jest kolejny patologiczny wyprysk chaotycznej strategii zarządzania państwem i społeczeństwem, który uprawia nie tylko Kaczyński. Ten robi to w sposób szczególnie nieumiejętny, gdyż zarówno on jak i jego akolici są ludźmi wyjątkowo małostkowymi i mściwymi. Wydaje im się, że są chytrzy, przebiegli i że wszystkich ślicznie wyślizgają i będą się potem śmiali przeciwnikom politycznym i społeczeństwu (przypadkowemu?) w twarz, gdy już zasiądą na nieodwoływalnych stanowiskach, których wprawdzie nie ma, ale one istnieją siłą ich marzeń, a to kaczystom wystarczy za inspirację.
Niestety, wyprysk ten jest bardzo niebezpieczny i – choć staram się ważyć słowa – iście nazistowski. Nie jakiś neonazistowski, taki nazistowski w stylu retro. III Rzesza prześladowała nie tylko Żydów, ale także Romów i homoseksualistów. Od 1933 r. palono książki i prace naukowe, które powstawały z ręki lub pod okiem naukowców, którzy wówczas zajmowali się tematyką ludzkiej seksualności, a Gestapo sporządzało listy osób, które nie spełniają „niemieckich norm” w tym obszarze. Dziesiątki tysięcy ludzi nieheteronormatywnych trafiło do więzień, a później do obozów koncentracyjnych. Być może w redakcji GP o tym nie wiedzieli, ale to nie ma znaczenia, gdyż chodzi nie tyle o sam czyn, ile o kierunek myślenia i postępowania. W PiS i w otulającej tę partię peryferii coraz bardziej widoczny staje się faszystowski konwenans, który przebija w formie takich propozycji jak właśnie „strefy wolne od LGBT”.
Poza tym, iż jest to koncepcja napawająca obrzydzeniem, jest ona też kuriozalna i zasadniczo niewykonalna technicznie. Nie ma bowiem żadnej możliwości sprawdzenia czy osoba, która wchodzi do takiej strefy jest hetero-, homo- czy np. biseksualna. Nikt nie może się więc czuć pewnie, bo nie da się zagwarantować takiej „wolności” w miejscach publicznych.
I przecież w ogóle nie o to chodzi. Celem jest symboliczne wezwanie do dalszej przemocy i eskalacji napięć; żeby osoby LGBT czuły się bardziej zagrożone, a aktyw patriotyczny bardziej ośmielony.
I niestety tak się właśnie stanie. Polska robi właśnie kolejny krok w stronę brunatnego szamba. Póki co nie palą jeszcze siedzib związków zawodowych, ale jeśli już sposobi się do urządzania „stref wolnych od LGBT”, to tylko czekać, aż Ordo Iuris zawnioskuje o przepaski z czarnym krzyżem dla kobiet, które wykonały kiedyś aborcję, różowy trójkąt dla homoseksualistów, czerwoną gwiazdę dla „komuchów”, a potem może jakiś polski obóz koncentracyjny dla wszystkich. Kto wie, może odprowadzi nas do niego policja obyczajowa, o powołaniu której spekulował kiedyś Ludwik Dorn; jeszcze za pierwszej kadencji PiS-u.
Trzecia kadencja Prawa i Sprawiedliwości będzie straszna. Zanim partia ta zapląta się w końcu we własne nogi zdąży wyrządzić temu społeczeństwu wielką krzywdę. Rany będziemy lizali jeszcze wiele lat. I gdy już się ockniemy, będzie nam potwornie wstyd.