Inaugurację prezydentury Jaira Bolsonaro w Brasilii, jak podaje telewizja Telesur, zaszczyciły swoją obecnością delegacje 46 państw, a wśród tych delegacji jedynie dziesięć głów państw osobiście (w tym Viktor Orbán i Binjamin Netanjahu). Dla porównania na pierwszej inauguracji Luli da Silvy zameldowało się 120 delegacji, a Dilmy Rousseff – 130. Pokazuje to trochę, jak ciężko jest światu przełknąć nowego prezydenta Brazylii.
Wśród tych 46 delegacji był minister spraw zagranicznych Polski, Jacek Czaputowicz, który fotografował się z Bolsonaro i jego żoną Michelle, rozmawiał z nowym szefem brazylijskiej dyplomacji, a także ciepło się wypowiadał o Brazylii i widokach na współpracę z tak ważnym państwem.
Min. #Czaputowicz z wizytą w Brazylii ??
Udział w uroczystościach związanych z zaprzysiężeniem nowego prezydenta Brazylii, jak również rozmowy z ministrami SZ #Brazylia, #Peru, #Argentyna i z sekretarzem stanu #USA były głównymi punktami wizyty.
➡️https://t.co/bbHG9zBvAq pic.twitter.com/GDkrXpAUd0
— Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP ?? (@MSZ_RP) 2 stycznia 2019
Rzeczywiście, Polska Prawa i Sprawiedliwości, Polska Jarosława Kaczyńskiego spogląda w tym samym kierunku, co Brazylia Jaira Bolsonaro. Bolsonaro jest daleko bardziej na prawo od PiS – PiS jest autorytarną prawicą, ale do prawicy skrajnej raczej się umizguje, igra z nią, by ją wchłonąć, niż sam nią na całej długości jest, tymczasem prezydent Brazylii jest już faszystą – to jednak PiS jest w paru sprawach „nauczycielem”, inspiracją. Nie chodzi bynajmniej tylko o wycinkę lasów; o puszczy w Polsce Bolsonaro być może nigdy nie słyszał. Ale słyszał i wyrażał się z uznaniem o polskiej polityce urzędowego antykomunizmu.
Wszyscy już pisali o roli, jaką w kampanii wyborczej Bolsonaro odegrało zmasowane rozpowszechnianie fałszywych informacji w mediach społecznościowych (w szczególności za pośrednictwem WhatsApp). Oprócz korupcji i „promowania” przez Haddada (kandydata Partii Pracowników) homoseksualizmu w szkołach w czasie, gdy był ministrem edukacji, innym dużym wątkiem, który w tych fałszywych informacjach rozwijano, był temat URSAL. URSAL to dobrze urobiony, bo wpadający w ucho i zapadający w pamięć, portugalski skrót od Związek Socjalistycznych Republik Ameryki Łacińskiej. Do ustanowienia w całym regionie takiego Związku Radzieckiego bis miała jakoby dążyć Partia Pracowników, gdyby zdobyła znowu władzę.
Już na kilka tygodni przed inauguracją nowego prezydenta, na fali entuzjazmu jego listopadowym zwycięstwem, brazylijska prawica zaczęła obalać pomniki Che Guevary, co pewnie stanowi wstęp do walki z innymi formami pamięci historycznej lewicy w kraju, na podobieństwo polskiej dekomunizacji. Już jako prezydent, Bolsonaro zapowiedział m. in. walkę z „ideologią gender” i „komunizmem” w brazylijskim systemie edukacji. Jakby Brazylia była kiedykolwiek, w jakimkolwiek sensie tego słowa, komunistyczna.
Kto wie, czy to nie początek globalizacji urzędowego polskiego antykomunizmu? Coś, co nam na polskiej lewicy tak długo wydawało się przejawem anachronicznych fiksacji polskiej prawicy (tak konserwatywnej, jak neoliberalnej), nagle może się okazać jej ideologiczną innowacją i towarem eksportowym, kiedy oligarchowie na całym świecie rozglądają się nerwowo za sposobami zarządzania pogłębiającym się strukturalnym kryzysem kapitalizmu.
Może to też być sygnał, że choć rządy takie jak PiS w Polsce czy nowa administracja w Brazylii są jeszcze traktowane z rezerwą i nieufnością przez większość szanujących się państw, to im głębiej jesteśmy w kryzysie kapitalizmu, takich rządów jest z roku na rok coraz więcej, w coraz trudniejszych do ignorowania państwach, no i stają się one coraz mniej samotne. Mają też poczucie realizacji wspólnego albo podobnego projektu. Co za tym wszystkim idzie, liczenie na to – a ogromna część opozycji w Polsce zbyt często wydaje się na to liczyć – że upadną w izolacji pod ciężarem samego obciachu, jaki swoimi faux pas generują na arenie międzynarodowej, jest już całkiem prawdopodobnie marzeniem ściętej głowy.