Kiedy rządząca w Rosji partia „Jedna Rosja” organizuje spotkanie tzw. Platformy Patriotycznej (jednej z czterech funkcjonujących w tej partii), by podyskutować o nowelizacji ustawy o zakazie propagowania komunizmu w Polsce, to warto się temu wydarzeniu przyjrzeć, a dyskutantów posłuchać. Choćby po to, by poznać inny niż polski, oficjalny punkt widzenia.
Przypomnę, że w nowelizacji ustawy, przyjętej przez polski Sejm 22 czerwca, chodzi o usunięcie z terytorium Polski „budowli gloryfikujących ustrój totalitarny” czyli pomników, obelisków, popiersi, pamiątkowych tablic ku czci poległych żołnierzy Armii Radzieckiej. Armii, która wyzwalała Polskę od nazizmu.
Oficjalna narracja polskich władz jest następująca: pomniki te są symbolem dominacji Związku Radzieckiego nad podbitą i zwasalizowaną Polską. Ponadto w 1944-1945 r. nie nastąpiło żadne wyzwolenie, a jedynie zaczęła się nowa okupacja, którą historycy z IPN coraz śmielej porównują z hitlerowską, niekiedy nawet sugerując, że była od nazistowskiej o wiele bardziej zbrodnicza.
Na tyle długo żyłem wśród Rosjan, by wiedzieć, że niewiele jest rzeczy dla nich ważniejszych i drogocennych niż pamięć o poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, którą liczą od 22 czerwca 1941 roku. Przy okazji – z trudem wierzę w przypadkowość daty uchwalenia nowelizacji tej ustawy przez polski Sejm – również 22 czerwca. Rosjanie bezbłędnie to wychwycili. Nie trzeba zresztą wśród nich żyć, wystarczy chociaż raz być tutaj 9 maja, kiedy świętują Dzień Zwycięstwa nad faszyzmem. Szczerze mówiąc, nawet tego nie trzeba. Wystarczy mieć minimum kultury cywilizowanego człowieka, dla którego szacunek dla zmarłych jest jednym z filarów europejskiej cywilizacji, do której tak usilnie Polska pretenduje.
Jestem też na tyle stary, by pamiętać, że w PRL nie spotkałem się ani razu z próbą przedstawienia tych pomników jako symbolu dominacji, wywyższania się czy czegoś podobnego. Rosjanie mają w tych sprawach całkiem dobrą pamięć i doskonale wiedzą, że razem z nimi przelewali krew i zdobywali hitlerowski Berlin żołnierze z I Armii Wojska Polskiego. Jak przemawia dzisiaj na poziomie rynsztoka Cenckiewicz: „bandyckich formacji LWP”. Nie spotkałem się więc również tutaj nigdy i nigdzie z jakąkolwiek formą ważenia przelanej krwi żołnierzy radzieckich i polskich. Byłoby to zresztą o tyle bez sensu, że radziecka armia była wielonarodowa, nie ma więc w gruncie rzeczy sensu wywyższać którejkolwiek z nacji. To tak na logikę, choć z tym u nas nietęgo.
O tym, że dla rosyjskiej strony sprawa jest poważna, świadczą funkcje i stanowiska choćby niektórych ludzi uczestniczących w opisywanym wydarzeniu.
Dmitrij Sablin, deputowany Dumy, przewodniczący Platformy Patriotycznej, członek Rady Generalnej partii, Tatiana Żdanok, eurodeputowana z Łotwy, Irina Wielikanowa, członek Wyższej Rady „Jednej Rosji”, Dmitrij Bielik, deputowany Dumy, Wiktor Wodołacki, deputowany Dumy, Władimir Krupiennikow, deputowany, Dmitrij Pierminow, deputowany, Irina Gusiewa, deputowana Dumy, Michaił Miagkow, doradca ministra kultury Rosji. Wymieniam żmudnie tylko niektórych, by zwrócić uwagę na nadreprezentację deputowanych rosyjskiego parlamentu, w którym „Jedna Rosja” ma 238 deputowanych, podczas gdy następna po niej, Komunistyczna Partia Rosyjskiej Federacji ma ich 92.
Na początek postanowiono wysłuchać Polaków: Jerzego Tyca z organizacji „Kursk” i niżej podpisanego. Tyc mówił o niedopuszczalności niszczenia pomników, wsparciu zwykłych ludzi dla działań jego organizacji odnawiającej pomniki żołnierzy radzieckich. Wspomniał też o tym, że jego rodzina zawdzięcza życie radzieckim żołnierzom.
– Nie byłoby mnie dziś na świecie – mówił Tyc – gdyby nie to, że mój dziad został uratowany przez żołnierzy z czerwoną gwiazdą na czapkach.
A że nie protestują na przykład potomkowie żołnierzy i oficerów Ludowego Wojska Polskiego i dają się bezkarnie obrażać przez ludzi nie mających pojęcia o tamtych czasach? To zwykły strach przed medialną nagonką, ostracyzmem, który szczególnie w małych ośrodkach miejskich i na wsiach może być równy śmierci cywilnej, i strach przed krzywdą dzieci, które mogą być obiektem napaści słownej lub fizycznej w szkołach. Ludzie, jak sądzę, mają prawo do strachu, którego istnienie świadczy tylko o atmosferze, którą wytwarzają władze. Namawiałem, by rosyjscy politycy byli wstrzemięźliwi i rozsądni, by nie odpowiadali nienawiścią na nienawiść. Jako przykład podawałem decyzję ministra kultury Rosji, który na jednostronnie odwołany przez Polskę w 2015 roku „Rok kultury Rosji w Polsce”, odpowiedział, że Rosja tego nie zrobi, lecz „Rok kultury Polski w Rosji” odbędzie się, a państwo rosyjskie zaprasza wszystkich polskich artystów do Rosji. Godna i spokojna odpowiedź, mówiłem, świadczy o sile i poczuciu własnej godności państwa.
Politykom, powiedziałem, wybacza się wiele różnych grzechów, ale nie wybacza się grzechu nienawiści, którą tworzą swoimi decyzjami. Mój parlament z tego grzechu będzie się jeszcze spowiadał, ale nie ma powodu, by Rosjanie brali taki sam na swoje sumienia.
Dyskusja, która się wywiązała po naszych z Jerzym Tycem wypowiedziach pokazała, że punkt widzenia Rosjan na tę sprawę dzielą lata świetlne od tego, który prezentuje polska władza. Na przykład Tatiana Żdanok z Łotwy mówiła, jak bardzo boli ją niszczenie pomników żołnierzy radzieckich, ponieważ brat jej ojca zginął w Polsce i do dziś rodzina nie wie, gdzie został pochowany. Dlatego każdy z tych pomników odbiera jako grób swojego krewnego. Ich niszczenie jest dla niej osobista obrazą. Takich wypowiedzi było jeszcze kilka, co nie dziwi, jeśli pamiętać, że podczas wyzwalania Polski zginęło 600 tysięcy żołnierzy radzieckich. Nie ma praktycznie w Rosji rodziny, w której ktoś nie poległ w tej wojnie. To jest ta właśnie różnica, której Polacy nie rozumieją, kompromitując się bezdusznością.
Rosjanie mówili o tym, żeby nie upolityczniać tego sporu, ale wypracować mechanizmy sprzeciwu, na które pozwala prawo rosyjskie i międzynarodowe. Podkreślano, że cmentarz w Katyniu jest pod opieką państwa i nie zdarzyły się próby zbezczeszczenia mogił polskich żołnierzy, co w Polsce na cmentarzach radzieckich zdarzało się nie raz. To prawda, zastanawiali się, jakie są instrumenty prawne, których zastosowanie byłoby dolegliwością dla polskich rusofobicznych polityków, którzy z nowej, polskiej polityki historycznej chcą uczynić oręż w wojnie – zimnej lub gorącej – przeciw Rosji. Zastanawiano się, czy nie zastosować by artykułów kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej, mówiących o kłamstwach o roli ZSRR w czasie II wojny światowej, padały propozycje, by objąć polskich polityków sankcjami dotyczącymi wjazdu na terytorium Rosji. Wobec padających wcześniej propozycjach deputowanych partii komunistycznej, by zerwać stosunki dyplomatyczne z Polską, to i tak w tej dyskusji uczestnicy wykazywali się wstrzemięźliwością.
Warte zauważenia było to, że kiedy mówiono o odpowiedziach na poziomie dyskusji poglądów, to proponowano muzea o polsko-rosyjskich stosunkach w XX wieku, ale koniecznie, by nastawione one były nie na ton rewanżu, a raczej, jak podkreślał doradca ministra kultury, na to, co oba narody łączy. Wskazywano na konieczność udokumentowania wspólnej walki polskich i radzieckich żołnierzy, wspólnego zwycięstwa i flagach – polskiej i radzieckiej w zwyciężonym hitlerowskim Berlinie.
Pomyślałem sobie, że nie będzie większego wstydu, kiedy o jednym z największych zwycięstw polskiego oręża mówić będą cudzoziemcy, bo Polacy haniebnie o tym zapominają.
Na koniec przytoczę słowa wspomnianego weterana, który trzęsącym się głosem prosił; „Panowie, nie rozbijajcie pomników, nie bądźcie wandalami!”
W najbliższych dniach rosyjska Duma na plenarnym posiedzeniu będzie radzić, jak odpowiedzieć na polskie decyzje, które mają dla nich ogromne znaczenie, nie w wymiarze politycznym, ale ludzkim. Pozostaje mieć nadzieję, że starczy im spokoju i dalekowzroczności, by nie poddać się prowokacji i nie eskalować napięcia między naszymi społeczeństwami. Inaczej tę wrogość odkręcać się będzie latami.