Po raz kolejny, w tragicznych okolicznościach przekonujemy się jak niebezpieczna jest praca w kopalni. W Przedsiębiorstwie Górniczym Silesia w Czechowicach-Dziedzicach zmarł dziś w nocy górnik.
Do zdarzenia doszło ok godz. 0:30 w obrębie stacji materiałowej na wysokości 556 metrów. Podczas załadunku węgla jeden z pracowników został przyciśnięty do obudowy.
Bezpośrednio po wypadku, górnik był przez pewien czas przytomny, prawdopodobnie znajdować się w stanie szoku. Został wydobyty na powierzchnie, gdzie oczekiwał na przybycie Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Po godzinie dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach otrzymał od zakładowego lekarza informacje o zgonie poszkodowanego.
Okoliczności wypadku zostaną zbadane przez nadzór górniczy. Celem prac będzie ustalenie czy nie doszło do naruszenia norm bezpieczeństwa.
Śmierć pracownika Silesii jest drugą tragedią w polskim przemyśle wydobywczym w bieżącym miesiącu. Do poprzedniego wypadku śmiertelnego doszło 5 czerwca w zakładzie Knurów-Szczygłowice. Zmarł tam pracownik obsługi przenośnika ścianowego. Ogółem praca w górnictwie pochłonęła już w 2019 roku dwanaście istnień, z czego osiem w kopalniach węgla kamiennego.
W ubiegłym roku najtragiczniejszym zdarzeniem było tąpnięcie z kopalni Zofiówka, co zakończyło się śmiercią pięciu górników. 20 grudnia 2018 roku wybuch metany w czeskiej kopalni CSM Stonawa zabił 12 polskich pracowników.
Zwolennicy degradacji warunków pracy w górnictwie powtarzają ciągle zaklęcia o konieczności likwidacji „przywilejów górniczych”, czyli deputatów węglowych, wcześniejszych emerytur czy trzynastych i czternastych pensji. W momentach takich jak ten, kiedy niebezpieczny charakter pracy w zakładach wydobywczych ukazuje nam się w pełnej krasie, co powinno być materiałem do przemyśleń dla liberałów i entuzjastów ich pomysłów.