Po sejmowej debacie wywołanej przez reportaż TVN o neonazistowskich działaczach stowarzyszenia „Duma i nowoczesność”, nikt przytomny nie powinien mieć już wątpliwości: Prawo i Sprawiedliwość wykorzysta tę sprawę do przyspieszenia prawicowej ofensywy ideologicznej. Dla świętego spokoju partia rządząca wykona kilka efektownych ruchów, które dotkną środowiska skrajnej prawicy odwołujące się do faszyzmu, ale rzeczywistym celem polityki „zero tolerancji” ogłoszonej przez ministra Brudzińskiego będą przeciwnicy rządu – lewica, demokraci, feministki, związkowcy, ekolożki.
Za pretekst do ograniczania wolności politycznych posłuży wyimaginowane zagrożenie „komunistyczną zarazą”, z którą rzekomo mamy w Polsce problem. To już ostatni moment na to, żeby lewica postawiła tamę paranoicznemu antykomunizmowi. Ważne, żeby robiła to na własnych zasadach, bez potwierdzenia dyskursu przeciwnika. A z tym ma, niestety, spore problemy.
W tej sprawie nie możemy liczyć na sojusze z ugrupowaniami opozycyjnymi ani z mediami liberalnymi. Te mogą wprawdzie stanąć w obronie poszczególnych osób czy środowisk, z którymi czują jakąś więź, czy też przeciwstawić się określonym policyjnym praktykom, do których może odwołać się PiS, ale w żadnym wypadku nie zakwestionują słuszności antykomunizmu jako dyskursu. Nie inaczej niż partia rządząca, liberalna opozycja opętana jest szkodliwym dla demokracji symetryzmem, który zrównuje rosnących w siłę prawicowych bojówkarzy maszerujących w pochodach z symbolami faszystowskimi i stosującymi przemoc uliczną z marginalną, osłabioną lewicą radykalną, na której osoby sympatyzujące z totalitarną odmianą komunizmu niemal nie istnieją.
Lewica może więc liczyć tylko na siebie i w tej sprawie powinna odłożyć na bok wzajemne animozje i podziały, żeby przemówić solidarnie, jednym głosem. Należy sobie zdawać sprawę z tego, że antykomunizm nie jest tematem niszowym, a stawianie wobec niego oporu nie wyrasta z lewicowego sekciarstwa czy potrzeby rytualnego radykalizmu. Opór ten nie ma na celu jedynie ochrony prawa lewicy radykalnej do politycznego istnienia na własnych warunkach. W tym momencie nie jest to nawet jego podstawowy cel. Opór ten jest konieczny, aby ocalić przed dyskredytacją przez wzrastającą prawicową hegemonię jakiekolwiek lewicowe, równościowe czy demokratyczne ideały i postawy. To nie są już akademickie rozważania. Minister Brudziński jasno wskazał przeciwników: to uczestnicy pochodów pierwszomajowych, antyfaszyści czy aktywiści Obywateli RP i Komitetu Obrony Demokracji. Dopiszmy do nich obrońców Puszczy Białowieskiej czy nauczycielki biorące udział w Czarnym Proteście.
Ponad wszystko jednak opór wobec antykomunizmu jest sprawą elementarnej ludzkiej przyzwoitości, humanizmu, wobec którego wszelkie kalkulacje polityczne okazują się zwykłym kunktatorstwem, które odbiera lewicy wiarygodność. Uwewnętrzniając antykomunizm, a wraz z nim poczucie winy, strach czy wstyd, pozwalamy przeciwnikowi odebrać nam to, kim jesteśmy i w co wierzymy. Uwewnętrzniając antykomunizm pozbywamy się z życia publicznego nie tylko komunizmu. Tracimy znacznie więcej. Myli się ten, kto myśli, że może pozostać socjaldemokratką, liberałem czy demokratą, a nawet porządną obywatelką, kiedy daje przyzwolenie na to, by antykomunizm stopniowo zabijał możliwość uprawiania jakiejkolwiek innej polityki niż brunatniejąca. Czym różni się życie na kolanach w obawie przed dyktaturą od życia w dyktaturze? Tym, że żyjąc na kolanach sami się na tę dyktaturę zgadzamy. Nie jesteśmy pokrzywdzeni, lecz współwinni.
Rozpętane na nowo po emisji reportażu „Superwizjera” polowanie na komunistów opiera się na oklepanych już manipulacjach i kłamstwach, które mają, po pierwsze, uzasadnić tezę, że środowiska lewicowe stanowią obecnie analogiczne zagrożenie dla porządku demokratycznego i bezpieczeństwa obywateli, co tolerowani, a wręcz coraz mocniej wspierani przez władzę faszyści. Dzięki temu poświęcenie kilku „swoich” zwraca się z nawiązką, bo dostaje się przyzwolenie na twardą linie wobec przeciwników. Po drugie, prawica próbuje zrównać nazizm i komunizm jako jednakowo skażone totalitaryzmem, zepsute już w samej swojej istocie.
Zabieg ten opiera się na oczywistym nadużyciu: w idei nazizmu nie ma nic, co nadawałoby się do obrony, postuluje ona supremację rasy i narodu, kult wodzostwa i hierarchii, uzasadnia się ludobójstwo i wojnę; podczas gdy w idei komunizmu nie ma niczego, co należałoby potępić: głosi ona powszechną równość ludzi, braterstwo i siostrzeństwo, sprzeciw wobec niesprawiedliwości społecznych. W imię nazizmu trzeba dokonywać okropnych zbrodni, nie ma tu żadnej pokojowej czy nietotalitarnej ścieżki; w imię komunizmu nie, choć niewyobrażalnych zbrodni dokonano i te absolutnie należy potępiać, a ich ofiary – upamiętniać. Trzecim zabiegiem, na jakim bazuje dyskurs antykomunistyczny jest wąska definicja nazizmu przy szerokiej definicji komunizmu. Sprowadzając problem faszyzacji do wąskich grupek neonazistowskich świętujących po lasach urodzin Adolfa Hitlera, rząd potwierdza prawo do działania innych, znacznie bardziej licznych i niebezpiecznych środowisk brunatnej prawicy, a także przesuwa dyskurs na prawo we własnym interesie. Wyrazem tego przesunięcia jest coraz dalej idąca patologizacja idei lewicowych, objawiająca się tym, że z komunizmem i lewactwem wiąże się coraz bardziej umiarkowane ugrupowania i poglądy.
Wreszcie, zabieg czwarty, swoista brunatna wisienka na antykomunistycznym torcie to stwierdzenie, że także nazizm wyrasta z ideologii lewicowej i nie ma nic wspólnego z prawicą. Zepchnięta do narożnika, przestraszona i przepraszająca za to, że istnieje lewica, przed nokautem dowiaduje się jeszcze, że Adolf Hitler, z którym zacięcie walczyła i przez którego była mordowana, to jej człowiek.
To, jak działa antykomunizm, kto go używa i po co oraz czym grozi jego umocnienie, to rzeczy stosunkowo znane. Wiele na ten temat napisano. Bieżąca sytuacja polityczna w czytelny sposób potwierdza, że nie są to intelektualne chochoły, ale rzeczywistość postawiona na głowie, przed którą nie ma ucieczki. W związku z tym warto się zastanowić, co może i powinna robić lewica, a jakich działań powinna unikać, żeby zatrzymać prawicową ofensywę ideologiczną i stopniowo przechodzić do anty-antykomunistycznej rekonkwisty. Chciałbym moimi propozycjami zachęcić do debaty na ten temat. Można je także czytać w sposób niezwiązany bezpośrednio z antykomunizmem, jako ogólne wskazówki dotyczące tego jak lewica może odzyskiwać dyskurs. Zamiast komunizmu w poniższych punktach możecie podstawić inne idee, które są Wam bliskie.
Nie domagaj się antyfaszyzmu od kryptofaszystów, bo dostaniesz więcej antykomunizmu
Chciałoby się, żeby państwo na serio zaangażowało się w zwalczanie faszyzmu, ale niebezpieczeństwo polega na tym, że gdy u władzy znajduje się antykomunistyczna prawica z autorytarnymi ciągotami i zamiłowaniem do państwa policyjnego, każdy jej „antyfaszyzm” będzie zdawkowy, chwilowy i pokazowy, podczas gdy jej antykomunizm – szczery, zapalczywy i systemowy. Związki między partią rządzącą i skrajną prawicą są oczywiste nie tylko na poziomie ideowym, ale i personalnym. Występują na szczeblu krajowym, regionalnym i lokalnym. Również politycy opozycji chętnie współpracują z Obozem Narodowo-Radykalnym czy Młodzieżą Wszechpolską przy organizacji obchodów patriotycznych i udzielają im wsparcia materialnego.
W tej sytuacji nie licz więc na to, że państwo dokona oczyszczenia. Nie domagaj się zmiany przepisów, bo każda motywowana walką z faszyzmem zmiana narazi nas na więcej arbitralnego działania państwa. Kosmetyczna defaszyzacja marginalnych środowisk doprowadzi do zwiększonej faszyzacji państwa i jego powiązań ze środowiskami silniejszymi. Państwo, które miałoby nas chronić przed faszyzmem, stanie się jego głównym nośnikiem, a uzasadnienia dla tego procesu dostarczy właśnie antykomunizm.
Nie broń się na warunkach przeciwnika, cierpliwie odzyskuj pojęcia
Motywowaną pragmatyzmem i potrzebą utrzymania najbardziej podstawowych ram działania jest strategia obrony przed antykomunizmem na warunkach przeciwnika. Stosując ją działasz w dobrej wierze, ale nie zmienia to faktu, że potwierdzasz jedynie, iż narracja prawicy jest zasadniczo słuszna i żeby wykazać, że jesteś w porządku, podchwytujesz jej argumenty.
W porządku, Twoje prawo, ale nawet jeżeli aktualnie interesuje Cię głównie finansowanie in vitro z budżetu państwa i budowanie żłobków, a nie znoszenie pracy najemnej i światowy kryzys kapitalizmu, to miej na uwadze, że będzie Ci trudno bronić tych rozwiązań, jeżeli przeciwnik zawsze będzie miał w zanadrzu skuteczne etykietki, które portretują lewicowość jako coś patologicznego, potencjalnie zbrodniczego albo żałosnego. Jeżeli będziesz argumentowała ciągle z pozycji defensywnej, spychana do narożnika, to w końcu się w nim znajdziesz i usłyszysz, że in vitro i żłobki to komunistyczne upaństwowienie dzieci i zniesienie rodziny. To nie jest żadna hipotetyczna sytuacja. Wielokrotnie słyszysz to już teraz, co powinno Ci pokazać, że musisz zmienić strategię oporu.
Nie rób głupich uników i nie graj w „gorącego kartofla”
Mniej szlachetną, bo koniunkturalną i mało solidarną postawą jest podtrzymywanie znajdujących się w obiegu, narzucanych przez prawicę pojęć i zwrotów, które mają zamknąć lewicy usta. Ta strategia jest kusząca, bo często możesz z satysfakcją w sposób jak najbardziej zgodny z prawdą stwierdzić, że dany zarzut Cię nie dotyczy. A poza tym jest łatwa i skuteczna. Ktoś zechce zdelegalizować Twoją partię, bo dopatrzy się w niej komunizmu, podczas gdy to tylko poczciwa socjaldemokracja? Oczywiście powinieneś nazwać to kłamstwem i objawem paranoi przeciwnika. Problem w tym, jak to uzasadnisz. Jeżeli komunistyczna idea Tobie osobiście nie jest całkiem obca albo nie uważasz, że należy ją demonizować, możesz – jeśli starczy Ci cierpliwości, czasu, wiedzy i dozy odwagi –zdefiniować ją na własnych warunkach, zanim zrobi to Twój przeciwnik i przesunie dyskurs jeszcze bardziej na prawo.
Jeżeli z jakichś względów nie możesz, nie umiesz albo zwyczajnie nie chcesz bawić się w „obronę komunizmu”, to oczywiście odklej od siebie tę łatkę, ale zrób to rozważnie. Nie daj się prawicowej paranoi i nie reaguj histerycznie, nie obrażaj się, nie żądaj przeprosin, ani sprostowań za niestosowne porównanie i nie łaź z tym po sądach. Zignoruj, zaśmiej się, określ siebie na własnych zasadach. Zrób cokolwiek, ale nie wzmacniaj wrażenia, że znaczenia narzucane przez prawicę są słuszne. Jeżeli nie chcesz ich kontestować – Twój wybór, ale przynajmniej ich nie potwierdzaj. Potwierdzisz je, jeżeli zareagujesz na dane pojęcie jak płachta na byka. Uda Ci się wprawdzie dokonać skutecznego uniku, ale rzucona na Ciebie kalumnia nabierze rozpędu i wcześniej czy później uderzy w kogoś innego ze zdwojoną siłą. Jeżeli określenia, jakimi metkuje Cię prawica będziesz odbierać na jej sposób – jako zniewagi – przyczynisz się jedynie do tego, że dalej będą one zniewagami, a Ty dostarczysz na to jeszcze lewicowego glejtu, przez co sam ustawisz się na defensywnej pozycji.
Jeszcze gorsza niż głupie uniki jest gra w „gorącego kartofla”. W tym wypadku już bardziej aktywnie nakręcasz antykomunizmu. To jak w grze „piłka parzy”. Ktoś rzuca Ci piłkę i krzyczy „komunista!”, a Ty już nawet nie robisz uniku, ale łapiesz piłkę tylko po to, żeby ją od razu odrzucić i krzyknąć „komunista!” do kogoś innego, kto stoi bardziej na lewo niż Ty. W którejś kolejce tej gry ktoś w końcu oberwie piłką po twarzy. Nie będzie można jej już wtedy spokojnie złapać, żeby zakończyć te antykomunistyczne polowanie. Piłka będzie rzucana zbyt szybko i zbyt mocno, żeby dało się ją złapać. Ty będziesz mieć w tym swój udział. Gratuluję.
Krytykuj komunizm, ale zawsze z lewej strony
W swoim sprzeciwie wobec prawicowej hegemonii staraj się nie upodobnić do przeciwnika. Nie zostań negacjonistą, nie wybielaj swojej historii, nie broń postaci, symboli, zdarzeń i nie używaj argumentów, które są nie do obrony. Nie zakochuj się w swojej ideologii. Jeżeli nie chcesz, by to prawica decydowała o tym, co możesz głosić, a co nie, jesteś odpowiedzialny za samooczyszczenie. Zabierz się za to porządnie. Pokaż, że to Twoje lewicowe idee potrafią lepiej wyjaśnić ciemne strony Twojej historii niż antykomunistyczna histeria. Zamiast używać nieprecyzyjnego pojęcia totalitaryzmu, które zrównuje nazizm z komunizmem, zapoznaj się z lewicową krytyką stalinizmu. Kiedy słyszysz banały pozorowane na poważne tezy w rodzaju tych, że każda rewolucja zjada własne dzieci, nie pozwól na to, by dziecinne argumenty zjadły rewolucję.
Nie idź na łatwiznę, historia to nie supermarket: nie możesz wrzucić do koszyka tego, co Ci się podoba, a w zasadzie tego, co podoba się prawicy – lewicowców, o ile są patriotami, nie są Żydami czy rewolucjonistami. Oczywiście nie musisz, a nawet nie powinieneś brać wszystkiego jak leci, ale to Ty z własnej perspektywy, a nie prawica, powinieneś mieć prawo rozstrzygać, co z tradycji przejąć, a co odrzucić.
Nie konstruuj antykomunistycznych figur, bądź jak Humphrey Bogart, bądź jak Lauren Bacall
Pamiętaj, że to, czy sami jesteśmy komunistkami i czy są nimi towarzysze tej gry nie ma tu żadnego znaczenia. Tak czy owak, powinniśmy się zachowywać solidarnie, czyli anty-antykomunistycznie. Jeżeli chcemy być dobrymi towarzyszami, to bronimy prawa demokratycznej lewicy do istnienia na własnych warunkach. To nasz obowiązek. Nie musimy zgadzać się z innymi organizacjami i pojedynczymi osobami na lewicy, które mogą paść ofiarą antykomunizmu. Nie musimy im życzyć dobrze. Nie musimy ich lubić czy cenić. Prywatnie możemy sobie twierdzić, że są szkodnikami, trollami, pseudoradykałami, wariatami, frustratami itd. Ale nie możemy pozwolić na to, żeby nasza wewnętrzna obojętność, niechęć czy wrogość przerodziła się w zewnętrzne działania stanowiące lewicowy wariant antykomunizmu i odbierała innym, niewinnym prawo do politycznego istnienia.
To prawo obejmuje także trudnych towarzyszy i towarzyszki, których czasem mamy dość i w stosunku do których w duchu życzymy sobie, żeby zeszli już nam z oczu. Czy tego chcemy czy nie, siedzimy w tym razem. W obliczu hegemonii prawicy wszyscy jesteśmy w dupie i niestety zaczynamy się w niej urządzać. W innych sprawach możemy się żreć, ale w tej jednej znajdziemy drogę wyjścia, tylko jeśli zgodzimy się na minimalne wspólne standardy. Takim standardem jest to, że jesteśmy sobie winni solidarność i wsparcie, jeżeli mamy pozostać tym, kim jesteśmy. Dlatego kiedy przyjdą po komunistów – prawdziwych czy nie, to nie ma znaczenia – nie odpowiadajmy, że nie jesteśmy komunistami i to nie nasza sprawa.
Krzyczmy, że wszyscy jesteśmy komunistami, tak jak francuska młodzież w gorących dniach Maja’68 krzyczała po wydaleniu z Francji Daniela Cohn-Bendita: „Wszyscy jesteśmy niemieckimi Żydami!”. Nie konstruujmy antykomunistycznych figur. Faszyzm zaczyna się zawsze wtedy, kiedy ktoś patrzy na nagonkę i mówi: „to tylko jakieś stare PRL-owskie złogi”, „to tylko marksistowskie dinozaury z uniwersytetu”, „to tylko grupa rekonstrukcyjna rewolucji”, „to tylko brudasy ze skłotu”, „to tylko narwany intelektualista”. Bądźmy jak gwiazdy Hollywood Humphrey Bogart i Lauren Bacall, którzy w dobie makkartyzmu zaryzykowali swoją pozycję, kariery i sławę, by dumnie stanąć w świetle reflektorów na czele korowodu filmowców broniących koleżanek i kolegów przed nagonką. A jeśli brakuje nam odwagi do tego, by być jak oni, to przynajmniej przestańmy kłamać, że nigdy nie mówiliśmy do siebie per „towarzyszko/towarzyszu” – bo wtedy faktycznie przestajemy nimi być.