Site icon Portal informacyjny STRAJK

Pogadamy po rewolucji, OK? Walka o godność na Poczcie Polskiej

Jakub Żaczek na demonstracji pracowników Poczty Polskiej, kwiecień 2018, Facebook/Listonosze Polska

O zmaganiach listonoszy o ludzkie warunki pracy i płacy i o tym, jak kierownictwo Poczty Polskiej stara się ich złamać pozwami sądowymi, roszcząc sobie prawo do nietykalności, Portal Strajk rozmawia z Jakubem Żaczkiem, działaczem Związku Syndykalistów Polski.

– Poczta Polska ściga cię sądownie. Sugerują nawet, że jesteś zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Naprawdę jesteś taki groźny? 

Jakub Żaczek: – Też się zastanawiam. Nigdy nie przypuszczałem, że jestem aż tak wpływowy i niebezpieczny. Czytanie aktu oskarżenia Poczty Polskiej jest pewnym zastrzykiem dla ego, choć jest tam oczywiście przesada. Mój wpływ nie był taki, jak zostało to opisane.

To prawda, że [jako Związek Syndykalistów Polski] już od dłuższego czasu interesujemy się tym, co się dzieje na poczcie. Fora elektroniczne na ten temat prowadziliśmy już od 2006 r. Pod postem na temat strajku na Poczcie Polskiej wiele lat wypowiadały się osoby tam pracujące. To jest archiwum zawierające dobre dziesięć lat komentarzy. Od początku było ono cierniem w oku dyrekcji Poczty Polskiej. Przez długi czas starali się dowiedzieć, kto to prowadzi i doprowadzić do zamknięcia strony. Później, kiedy cały ruch społecznościowy przeniósł się z portali na Facebook, powstała znana w branży strona Listonosze Polska. Nagłaśniamy tam problemy występujące na poczcie. Miała też duży wpływ na protesty, które miały miejsce dwa lata temu, na wywalczenie podwyżek – symbolicznych, ale jednak –oraz pewnych ustępstw na polu rozliczania nadgodzin, weryfikację obciążeń listonoszy i ich rejonizacji. To zmiany niewystarczające, dlatego protesty były kontynuowane. Ostatnio był to tzw. tydzień dbałości o swoje zdrowie…

– Czyli branie zwolnień L4, jak w przypadku pielęgniarek i pracowników sądowych, policjantów…

– Tak, wśród listonoszy zapanowała “grypa gołębi pocztowych” i zmusiła ich do zadbania o swoje zdrowie. Zachęcaliśmy do tego również na stronie Listonosze Polska. Każdy ma prawo myśleć o zdrowiu, dlatego listonosze udali się do lekarza, sprawdzili swój stan zdrowia i odpowiednio zareagowali.

– Czemu akurat teraz Poczta Polska wytoczyła ci proces? Przecież twoja aktywność trwa już dwa lata… 

– To nie jest tak, że dopiero teraz zareagowali. Dwa lata temu zorganizowaliśmy ogólnopolskie protesty pocztowców, m.in. demonstrację w Warszawie, w której uczestniczyło około 2 tys. osób, głównie listonoszy. To dużo, biorąc pod uwagę ogólną liczbę 20 tys. listonoszy w kraju.

Byłem organizatorem tamtej demonstracji. Dyrekcja skierowała wtedy do prokuratury doniesienie o przestępstwie, gdzie przypisywano mi m.in. pomówienie, na podstawie słów, które padły na innej, wcześniejszej demonstracji, organizowanej przez inną osobę. Nie dbali za bardzo o konsekwencję. Nie mieli dowodów na autorstwo wpisów w internecie, które przypisywali mi, a z których wiele było zamieszczanych przez samych listonoszy. Ich pozew został dwukrotnie umorzony przez prokuraturę. Złożyli w końcu prywatny akt oskarżenia. Rok trwała przepychanka między sądami w Śródmieściu i na Mokotowie o właściwość miejscową mojego “przestępstwa” i teraz, 9 kwietnia, w końcu odbędzie się proces.

– Co ci konkretnie zarzucają?

– Oskarżają mnie głównie o rzekomo nieprawdziwe zarzuty pod adresem kierownictwa. W tego typu procesie ciężar dowodu spoczywa niestety na oskarżonym, więc my musimy udowodnić, że to, co mówiłem, jest prawdą. Z tym nie będzie problemu. Natomiast ktoś z klientów poczty zamieścił w internecie komentarz, że listy są niedoręczone na czas, na co ja odpowiedziałem: “Pogadamy o tym po rewolucji, OK?” Oni to zinterpretowali jako wezwanie do zaprowadzenia krwawych porządków na poczcie. A to był zwykły żart – żadnych gilotyn nie ustawiałem pod zarządem.

– A dlaczego cały atak skierowany jest przeciwko tobie, choć walczył ZSP?

– Tylko moją tożsamość byli w stanie ustalić, bo jestem osobą w pewnym stopniu medialną. Na mnie też jest zarejestrowana domena.

– Ciekawe w tej sprawie jest to, że związki zawodowe na poczcie nie są zainteresowane losem pocztowców tak jak ZSP…

– NSZZ “Solidarność” współpracuje z zarządem Poczty przeciwko pracownikom. Tak było np. w sprawie Klaudiusza Wieczorka (pracownik Poczty Polskiej zwolniony dyscyplinarnie – przyp. red.), gdzie akt oskarżenia przeciwko niemu, autorstwa Poczty Polskiej, zawierał też stwierdzenie, że obraził pocztową “Solidarność”. Dyrekcja wystąpiła w obronie “S”. Na stronie internetowej “S” pojawiają się komentarze, z których wynika, że mają dostęp do akt oskarżenia.

– Co dokładnie dyrekcja uznała za pomówienie?

– Zarzucaliśmy kierownictwu firmy niewypłacanie nadgodzin, co jest potwierdzone w procesach sądowych przez wielu świadków. Nie ma wystarczającej obsady. Pensje nie rosną tak, jak twierdzi zarząd, który czasem podaje jakieś super optymistyczne dane, z których wynika, że listonosze zarabiają 3-4 tys. zł. To nieprawda, zarabiają niewiele ponad pensję minimalną. Podwyżki pozorne wynikają z właśnie ze wzrostu wynagrodzenia minimalnego, a rzeczywiste to podwyżki o 150 zł, które zostały wywalczone przez protesty plus jednorazowe premie w wysokości kilkuset złotych.

– Czy cokolwiek się zmieniło na lepsze? 

– Nie. Teraz, w wyniku “grypy gołębi pocztowych” inne związki się obudziły i też żądają podwyżek. Protesty trzeba kontynuować, bo listonosze są traktowani źle. Są np. podpisywane umowy z Alibabą na dostarczanie przesyłek komercyjnych. To powoduje, że doręczyciel zamiast nosić listy polecone, taszczy pudełka z butami i nie może się wyrobić ze swoimi normalnymi obowiązkami. Poczta podpisała dodatkowe kontrakty i nie chce się dzielić z pracownikami dodatkowymi zyskami, a także wymusza na nich dodatkową pracę i uniemożliwia im spełnianie ich podstawowych obowiązków, bo tych zadań nie da się wykonać w przewidzianym czasie.

– Kierownictwo twierdzi, że to nieprawda?

– Tak: że to jest pomówienie i że to my jesteśmy źródłem niezadowolenia wśród pocztowców, bo gdyby nie my, to nie byłoby problemu.

– W akcie oskarżenia szeregowi listonosze są traktowani wyłącznie jako ofiary waszej propagandy. Kierownictwo wydaje się twierdzić, że wszystko zostało wymyślone przez was i to wy wmawiacie listonoszom ich niezadowolenie.

– To paranoiczna konstrukcja i nie wiem, na ile sama dyrekcja w nią wierzy. Skargi na Pocztę docierały do nas już od 2006 r. Wszystko, o czym mówiliśmy, miało źródło w doniesieniach o konkretnych urzędach, od konkretnych osób. Mamy świadków, wszystko są to pracownicy Poczty Polskiej – aktualni lub byli, bo zdarzały się zwolnienia za działalność pod różnymi pretekstami.

Odbywały się już procesy. Jeden z nich zakończył się ugodą, dwa inne nadal trwają. Żądamy przywrócenia do pracy osób niesłusznie zwolnionych. Jeden pracownik, Zbyszek został już przywrócony do pracy po strajku w 2006 r., ale sądy nie wykazywały się raczej zrozumieniem, więc nie mamy pewności, czy tak samo będzie z innymi.

– Dyrekcja zarzuca ci radykalne działania, których jedynym celem jest jakoby wyrządzenie szkody spółce. Poza tym, podobno zagrażasz bezpieczeństwu kraju, bo narażasz Pocztę, która jest w myśl prawa przedsiębiorstwem “o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym”.  

– To bzdura, bo moją jedyną motywacją jest poprawa warunków pracy pracowników Poczty. Jestem anarchistą, mam określone poglądy, ale czy wykonałem jakieś konkretne radykalne działania zagrażające bezpieczeństwu kraju?  Bardzo wątpię.

Tak samo nie działałem na szkodę Poczty Polskiej. Tak naprawdę na jej szkodę działa zarząd, odmawiając ludzkiego traktowania pracowników, powodując, że odchodzą z pracy, że nie są w stanie wykonywać obowiązków, że jest ich za mało. Firma, która tak funkcjonuje, nie ma szans na przetrwanie. Zrzucanie winy na pracowników, którzy mówią o tym wprost i chcą poprawy sytuacji, jest stawianiem sprawy na głowie.

Facebook/Jakub Żaczek

Do aktu oskarżenia dołączony jest też raport wewnętrzny Poczty Polskiej sprzed dwóch lat na temat działalności ZSP.  Czujecie się inwigilowani?

– W tym raporcie była sugestia, żeby naszą sprawę zgłosić do ABW. Dotychczas nikt do mnie nie pukał o piątej nad ranem, więc nie mam pojęcia, czy się mną zajmują. Podejrzewam, że jednak nie. Co do inwigilacji, to wiem już, że każdy wpis na FB może być pretekstem do kolejnej sprawy i często mi się zdarza, że różne firmy i czyściciele kamienic interesują się moimi wpisami. Nasza działalność nie jest tajna. Zmierza ona do egzekwowania uprawnień pracowników, m.in. zaległych pensji, wypłat za nadgodziny. Tak należy rozumieć nadal toczące się sprawy sądowe, m.in. Rafała Czerskiego, który żąda zapłaty. Chodzi nam też o to, żeby w ramach walki o konkretne sprawy pracownicy łączyli się i działali razem, również w ZSP. To miały na celu nasze działania: pomogliśmy im mieć spójne hasła, spójny program, a poza tym rozpoznawalną markę, jaką się stali Listonosze Polska. To wszystko by nie istniało, gdyby nie było potrzeby poprawy sytuacji listonoszy.

– Jak możecie być skuteczni, skoro ZSP ani nie ma osobowości prawnej, bo nie ma was w KRS, ani w ogóle nie chcecie tworzyć związków zawodowych? 

– Nie do końca. Jako ZSP nie jesteśmy zarejestrowani, bo nie widzimy takiej potrzeby, ale mamy inną strukturę widniejącą w KRS, którą posługujemy się jako narzędziem. Przydaje się np. żeby móc reprezentować pracowników w procesach sądowych. Bierzemy też pod uwagę tworzenie takich struktur na poczcie. Być może ogłosimy to w najbliższych miesiącach. 

– Zarówno ZSP jak i sami listonosze podkreślają, że związki zawodowe na poczcie działają w interesie kierownictwa, więc jaką praktycznie oferujecie im alternatywę?

– W polskich warunkach w przedsiębiorstwie takim jak Poczta Polska spór zbiorowy i legalny strajk są praktycznie niemożliwe. Nie jest w stanie go przeprowadzić ani “Solidarność”, ani nikt inny. Główne związki blokują takie rozwiązanie, bo są zblatowane z zarządem. Inne związki w myśl prawa nie są reprezentatywne, więc też go nie mogą rozpocząć. Realna siła przetargowa pracowników jest zależna nie od ich legalnego umocowania, tylko od ich możliwości strajkowych. Braliśmy udział w strajku w szpitalu wojewódzkim w Bełchatowie, gdzie w ciągu jednego dnia 50 kobiet, wcześniej na outsourcingu, wywalczyło umowy o pracę. Było to możliwe, bo następnego dnia szpital miał być już ewakuowany – dyrekcja musiała podjąć taką decyzję. Wszystko zależy od siły nacisku i determinacji.

– Czy w okresie od czasu pamiętnej demonstracji pocztowców coś się zmieniło w warunkach pracy i płacy? Rzeczniczka poczty w odpowiedzi do tekstu Rafała Wosia na twój temat pisała m.in. że w ciągu dwóch lat pensje urosły o prawie 700 zł brutto i wzrosło zatrudnienie.

– Ja mam informacje, że w okresie od czerwca do sierpnia 2018 r. zostało wypłacone dodatkowe 172 zł netto, była też premia czasowo-jakościowa 210 zł brutto. Gdzieniegdzie zostały wprowadzone płatne nadgodziny i reorganizacja rejonów. To natomiast nie wszędzie zostało uregulowane i nie zatrzymało odchodzących osób. Były więc pewne efekty naszych działań, trudno jednak powiedzieć, że spełniono postulaty. Domagaliśmy się przecież 1000 zł podwyżki i do tej pory się tego domagamy – to było hasło protestu L4. Dopóki w Biedronce będzie się zarabiało więcej niż na poczcie, ta firma nie ma przyszłości.

Co dalej z pracownikami zwolnionymi dyscyplinarnie za sprzeciw wobec kierownictwa?

– Jeden podpisał korzystną ugodę. Dwóch innych nadal ma sprawy przed sądami pracy i odwołują się od tych decyzji. Mam nadzieję, że sąd albo orzeknie odszkodowanie albo przywróci ich do pracy.

– Jak nastrój przed procesem?

– Nie przejmuję się specjalnie, bo to nie jest mój pierwszy ani ostatni proces. Mam poparcie, mam świadków, którzy zeznają, że mówiłem prawdę. Nie ma problemu.

 

Rozmawiał Paweł Jaworski

 

 

 

Exit mobile version