Socjaldemokratyczny rząd Portugalii po raz kolejny nie potrafił zapobiec potężnemu buntowi pracowników. Tym razem pracy odmówiły pielęgniarki, które walczą o wyższe wynagrodzenia i lepsze warunki pracy.

To już drugi bunt tej grupy zawodowej w 2018 roku. Na przełomie kwietnia i maja krajem wstrząsnął strajk, w którym uczestniczyły nie tylko pielęgniarki, ale również przedstawiciele innych medycznych profesji.

Wczoraj doszło do paraliżu całego systemu opieki zdrowotnej, co zresztą potwierdziła w rozmowie z Polską Agencją Prasową szefowa Portugalskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek (SEP), Guadelupe Simoes. W środę odwołanych zostało kilkaset operacji w szpitalach w całym kraju. Protest wydłużył też czas oczekiwania pacjentów na ostrym dyżurze.

– Szacujemy, że w środę na porannej zmianie nie pracowało średnio 85 proc. załóg na blokach operacyjnych w całym kraju. Z powodu strajku całkowicie zamknięte są bloki operacyjne w szpitalach w Portimao, Famalicao, Viseu, Abrantes, Tondela, Chaves i Bragancy – poinformowała Simoes. Oprócz SEP w akcji uczestniczy kilka mniejszych związków zawodowych zrzeszających osoby zatrudnione w publicznej służbie zdrowia

Simoes zwróciła uwagę przypomniała, że strajk jest rezultatem postawy rządu Antonio Costy, który nie potrafi się dogadać z pracownikami służby zdrowia od początku 2017 r.  Zauważyła,  że socjaldemokraci rząd prawdopodobnie celowo grają na zwłokę podczas negocjacji, mając nadzieje, że z czasem spadnie morale protestujacych.

Dzieje się jednak coś dokładnie odwrotnego – protest przybiera na sile.  Wczoraj do pielęgniarek dołączyli m.in. ratownicy medyczni oraz personel pomocniczy. Razem strajkowało już ok. 35 tys. osób. Dziś mają się do nich przyłączyć się inni przedstawiciele portugalskiej służby zdrowia.

O co walczą? Główne żądanie pielęgniarek to zwiększenie liczebności personelu w placówkach publicznej służby zdrowia o 20 tys. osób. Domagają się również natychmiastowej wypłaty łącznie ponad 1,5 mln euro tytułem zaległości za nadgodziny.  Ważny jest również postulat objęcia wszystkich pracowników szpitali publicznych 35-godzinnym tygodniem pracy. Obecnie prawo do takiego harmonogramu przysługuje tylko części personelu placówek służby zdrowia. Problem mają zwłaszcza ci zatrudnieni na kontraktach przez zewnętrzne spółki, co jest pokłosiem reform wprowadzonych przez poprzedni neoliberalny rząd. Oni muszą pracować w tygodniu przez minimum 40 godzin, a często jeszcze dłużej. Związki zawodowe domagają się zaprowadzenia realnej równości na tym polu.

Postulaty wpisują się w kanon programowy nowoczesnej socjaldemokracji i nie powinny być dla gabinetu Partii Socjalistycznej problemem. Zwłaszcza, że koalicjantami rządu Costy są m.in. komuniści.

W ostatnim czasie w Portugalii strajkowali również kolejarze., a wiosną na ulice wyszłi pracownicy budżetówki. 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…