Do niedawna było tylko zło i dobro – tj. PiS i „demokratyczna opozycja”. Teraz sytuacja nieco się skomplikowała, gdyż ze względu na kunktatorstwo Grzegorza Schetyny, wybitnego stratega, w Sejmie powstał wcale niemały koalicyjny lewicowy klub. Ledwo minęły dwa tygodnie od pierwszego plenarnego posiedzenia, a dziennikarze, komentatorzy, eksperci i w ogóle luminarze walki o „demokrację i praworządność” co chwilę padają rażeni kognitywną apopleksją. Pal sześć, gdy trafia ich ten Schlag; najgorzej jest gdy się na chwilę ockną, zanim nie zobaczą kolejnego wystąpienia posła czy posłanki Razem, albo jakiegoś ich wpisu w sieciach społecznościowych. Wtedy bowiem, jak na obrazie Goi, budzą się demony.
Laboratoryjnym przykładem obywatelsko-demokratycznego demona jest – dajmy na to – Przemysław Szubartowicz. Oczywiście, nie tylko on, ale dziś z pewnością jemu warto dać do potrzymania zaszczytne berło wzorcowego opozycyjnego bęcwała. Jutro pewnie zmieni go ktoś inny.
Wyprodukował ów dziennikarz bowiem wielowymiarowo wybitny manifest, który nawet najmniej elastyczni intelektualnie politycy PO i przystawek mogą wykuć na pamięć i powtarzać. Na tym polega jedna z jego czarowności – Szubartowicz wszystko bowiem był wyraził w jednym wpisie na portalu Twitter, czyli w ramach nieprzekraczalnych 140 znaków.
Sam czuję się nieco niepewnie, gdyż pierwszy raz moja jaźń wygenerowała coś na kształt podziwu dla Szubartowicza. Doprawdy, człowiek ten, w sześciu krótkich zdaniach, zamiksował niemal cały konglomerat opozycyjnych patologii. Sztos!
Jest obowiązkowa na prawicy nienawiść wobec kobiet kamuflowana zdrowym rozsądkiem, umiarkowaniem i normalnością: „Walka o żeńskie końcówki to ekstrawagancka groteska”. Wdzięcznie dopełnia ją subtelnie poparcie dla katolickiego fundamentalizmu przedstawione oczywiście w świeckiej formule fikcyjnego etycznego rygoru: „Aborcja jest niepewna moralnie, a państwo nie powinno zastępować sumień”. Jest nonszalancka zachęta do kryminalizacji poronień, skąd już tylko krok do zgody na mordowanie kobiet; jest też ekskomunika państwa, któremu odmawia się roli kształtowania wzorców i norm socjal-kulturowych. Pod płaszczykiem płaskich frazesów na pozór brzmiących logicznie, niczym „prawdy” o podatkach wygłaszane przez Korwin-Mikkego, mamy urocze szambo. Śliczny doprawdy zlepek antykomunistycznego bajdurzenia z pogranicza mrocznego konfederackiego libertarianizmu i toksycznych wygłupów co bardziej zgniłych mężczyzn polskiego internetu, którzy policzyli niedawno posłankom Razem, ile się „tak naprawdę” wydaje na tampony i podpaski.
„Gospodarcze pomysły Razem to groźna aberracja” – czytamy dalej w manifeście Wielkiego Eksplikatora. Słusznie! Mizoginię i episkopatofilię warto obficie podlać pogardą wobec ubogich. Zastanawiam się, czy stosownym tytułem dla tego memoriału nie byłoby np. Jebać baby i biedę. „Równość nie istnieje. Wolność jest najważniejsza” – czytamy dalej. Osobiście wątpię, by red. Szubartowicz sztachnął się Najwyższym Czasem w takich ilościach, by pluć wokoło barbarzyństwem ubranym w frazeologię tego publikatora, ale kto wie? Skłonny jestem raczej przypuszczać, że to po prostu efekt powtarzania ustandaryzowanych obiegowych dykteryjek prawicy. One nic nie znaczą i w ogóle nie służą do żadnej argumentacji, tylko do racjonalizowania własnej upadłej świadomości jako stanu właściwego i pożądanego. Na prawicy czasem trafi się jakiś kierownik, który potrafi niekiedy tak zabełtać w propagandowym saganie tych fraz, że coś tam nawet ulepi i niektórzy na to lecą. Są albo naiwni, albo głupi, albo źli. Śmiem przypuszczać, że mistrzostwo red. Szubartowicza może wynikać z tego, że jest on po trosze każdym z tej trójcy wariantów.
Podsumujmy. Wolność jest najważniejsza poza wolnością od nędzy, wolnością kobiet do dyspozycji własną fizjologią i anatomią według samodzielnego uznania; państwo nie może zastępować sumienia, ale kościół może, byle nie popierał PiS. Państwo w ogóle nie może niczego zastępować, a jeśli komuś się widzi, że może np. prowadzić skuteczną redystrybucję, to jest to „niebezpieczna aberracja”. Ludzie może i mają prawo do tego, żeby wybierać sobie jak życzą sobie by się do nich zwracać, ale nie kobiety, zwłaszcza takie, które parszywy los obdzielił odrobiną władzy. Na prawicy taki koktajl bzdur nazywa się światopoglądem.
Abstrahując jednak od samego Szubartowicza i tego kondensatu dziadostwa, który wyprodukował, powiedzieć trzeba, że takie frustracyjne czkanie zawodowych apologetów III RP warto postrzegać jako coś więcej. Świerzb mózgu i dokuczliwy ból wiadomej okolicy u szubartowiczów, lisów i gadomskich nie tylko cieszy tu i teraz, ale wzmacnia nadzieję. Trudno orzec czy w łonie Lewicy nie dojdzie czasem do jakiegoś przesilenia, do którego już aktywnie zachęcają najbardziej szkodliwe elementy OKO.press i innych zgraj pro-transformacyjnych propagandystów. Jeśli jednak uda się SLD i Razem utrwalić jako silne i pewne siebie, niezależne (w miarę!) środowisko, to już niebawem, gdy specjaliści od wykładni wszechrzeczy w Gazecie Polskiej i Gazecie Wyborczej puszczą się poręczy, na naszych oczach rozegrać się może cudowny festiwal śmierci zakazu prowadzenia jednoznacznie lewicowej polityki w Polsce.