Stolica Czech stała się wczoraj widownią wielotysięcznych protestów przeciwko rządowi. Premier Czech oskarżył organizatorów o „prorosyjskość”.
Różne źródła w Polsce podają liczebność demonstrujących od 70 do 100 tysięcy ludzi. Organizatorami były pozaparlamentarne ugrupowania prawicowe i lewicowe, wśród tych ostatnich była Komunistyczna Partia Czech i Moraw.
Protestujący żądali dymisji rządu Petra Fali, oskarżając jego gabinet o nieskuteczność w walce z drożyzną i rosnącymi cenami energii. Jednak nie tylko te postulaty wybrzmiały w Pradze. Protestowano przeciwko polityce zagranicznej Czech, postulowano neutralność militarną kraju, nie angażowanie się w wojnę na Ukrainie i zmniejszenie pomocy dla tego kraju. Wybrzmiały hasła, by wstrzymać dostawy broni na Ukrainę. Przemawiający dopominali się podpisania bezpośrednich umów energetycznych z Rosją, co pozwoliłoby, zdaniem demonstrujących, uniknąć szokowej podwyżki cen na energię. Krytykowano NATO i Unię Europejską. Krytykowano uległość Czech wobec polityki Brukseli.
Wielkie tłumy na placu Wacława i przylegających ulicach nie wprowadziły rządu Czech w najmniejsze zakłopotanie. Premier Peter Fala powiedział, że „protest na Placu Wacława został zorganizowany przez siły prorosyjskie, bliskie skrajnych stanowisk, sprzecznych z interesami Czech”, cytuje jego słowa „Rzeczpospolita”. Inne polskie media próbowały przylepić etykietę oszołomów do organizatorów protestu. „Część z mówców jest znana z wcześniejszych demonstracji i protestów, które w poprzednich latach wymierzone były w działania związane z COVID-19, np. szczepienia lub obowiązek noszenia maseczek”, informował portal wp.pl.
Niezależnie od ocen organizatorów demonstracji, czeska stolica od dawna nie widziała tak masowych demonstracji. A to jeszcze lato.