Site icon Portal informacyjny STRAJK

Pragnę Czarzastego kościołożercy

www.flickr.com/photos/

Nie wiem już sam, co mnie bardziej zadziwia – czy ludzie drapiący się wciąż nerwowo po głowie i mamroczący pytania o to, czemuż to lewica w tym kraju nie zyskuje społecznego poparcia, czy też jej rozliczni przedstawiciele, którzy z regularnością godną lepszej sprawy dostarczają wciąż na to pytanie odpowiedzi.

Kryje się w tym slalomie pojęć i zjawisk jakaś tajemnicza metafizyka na polskiej lewicy; to, jak bardzo te pytania i te odpowiedzi wybrzmiewają blisko siebie, a jak się jednocześnie mijają. Jeden z moich byłych redaktorów naczelnych i mentor, w okresie gdy debiutowałem jako dziennikarz twierdził, że mam niepokojącą tendencję do przydawania prostej ludzkiej głupocie wartości filozoficznych. Nie wiem, czy miałby rację, ale z pewnością powtórzyłby mi to również i teraz.

Nie starcza mi przesłanek racjonalnych i materialnych, by wyjaśnić sobie, jak dorosły człowiek, na dodatek bywały w polityce, może pozwolić sobie na to, żeby wpędzić go w tak gigantyczne kompleksy, jakie prezentują liderzy i niektórzy członkowie Lewicy. Jak można wstydzić się fundamentalnych wartości, które określają naszą polityczną tożsamość, żeby zawsze coś zastrzegać, tłumaczyć, łagodzić i ogólnie tak heblować, żeby nie wystawało za bardzo ponad prawicowy matrix, w którym przyszło nam żyć?

Rozumiałbym to, gdyby z tego coś rzeczywiście było. Gdyby SLD czy inne Razem miało dzięki temu wygrać wybory, to nie czepiałbym się nic-a-nic, ale przecież jest dokładnie odwrotnie.

Za każdym razem, gdy jakiś lewicowy polityk skłoni się grzecznie przed prawicową hegemonią, dostaje patelnią w potylicę. Nikt przez to nie traktuje go poważniej, wręcz przeciwnie, demonstruje on w ten sposób swoją słabość i wzmaga u swoich przeciwników wzrost ego i agresji. Po co więc to robić? Po co się stawiać w pozycji podporządkowanego? Dlaczego za wszelką cenę odcinać się od poważnego kontestatorstwa politycznego i tylko bawić się w jakąś koniunkturalną konktrukulturkę typu „wolne sądy” czy LGBT? Co to komu załatwia? Na pewno nie popularność i poparcie.

Pamiętam dobrze rok 2015 i słynną debatę parlamentarną, na której „błysnął” Adrian Zandberg. Tyle, że ja zapamiętałem z niej najgłupsze słowa, jakie kiedykolwiek od niego usłyszałem przez 21 lat, tj.: „jesteśmy za uporządkowaniem stosunków z kościołem, ale nie w atmosferze wojny kulturowej”. Od razu nabrałem przekonania, że z tak tchórzowskim przywództwem partia ta ma szanse skończyć tylko na dnie zalewu. I nie pomyliłem się. Gdyby nie Grzegorz Schetyna, Zandberg, wraz z Koniecznym i Zawiszą modliliby się o dotację, a nie snuli wizje wojowniczego posłowania.

I dziś znów to samo! Poranny przegląd prasy popsuł mi tym razem nie Schetyna, Nowacka czy ktoś od Kaczyńskiego, lecz sam Włodzimierz Czarzasty, który poczuł się w obowiązku zapewnić, że nie jest „kościołożercą”.

„Nie jesteśmy oszołomami, kościołożercami. Po prostu chcemy równych praw dla wszystkich” – zapewniał podczas objazdu lewicobusem.

Panie przewodniczący, do kogo Pan to mówi? Komu chce się Pan przypodobać i co na tym zyskać?

W tak spolaryzowanym społeczeństwie jak polskie transgresji politycznych dokonuje się radykalnymi działaniami, ale przede wszystkim (zwłaszcza w kampanii) radykalnym językiem. Kaczyński korzysta z przywileju jedynego populisty i radykała nie dlatego, że nim realnie jest, tylko dlatego, że Wy Towarzyszu jesteście grzeczni i spolegliwi, i ciągle się boicie.

Nie jesteście „oszołomami” zapewnia Pan, a mnie szlag trafia. Bo pamiętam nieźle czasy, gdy oszołomami byli Niesiołowski, Piłka, Stelmachowski i Grześkowiak. Ich epigoni dziś wygrywają (czy to będąc wmotowanymi w PO, czy w PiS). A żaden z tych fundamentalistycznych szałaputów nie zastrzegał nigdzie w mediach, że Święta Inkwizycja to mu się nie widzi, albo że nie jest „ateożercą”. Wręcz przeciwnie, grzmieli cały czas o wartościach chrześcijańskich, aborcji, pornografii, postkomunie i dziś odcinają od tego kupony. Byli dumnymi pionierami nowej kultury. Tej, która dziś nam tak bardzo dokucza, a którą animuje obecnie PiS ukradłszy pałeczkę Gazecie Wyborczej.

Jaką wiarygodność ma Pana zdaniem lider, który zastrzega, żeby nie traktować go czasem jako bardziej wyrazistą personifikację tego, co głosi? Jak Pan sądzi? Dlaczego Jarosław Kaczyński nie błąka się po mieście zapewniając, że nie jest faszystą?

Dlatego, że wie, że niczego mu to nie da. Dlatego, że rozumie, że kampania wyborcza jest od tego, żeby społeczeństwo nakręcić i mobilizować, a nie osłabiać własny przekaz, a ludzi stawiać do pionu. Niech Pan będzie mądrzejszy od Zandberga i zrozumie, że Kaczyński i Michnik nie wyznaczają uniwersalnych norm. Oni są tylko dyrygentami orkiestr we własnych chlewach.

W czasach siermiężnego prawicowego, fundamentalistycznego porządku trzeba być przeciwko wszystkim. Na Waszej wyborczej konwencji poszło Wam naprawdę nieźle. Nie schodźcie z tej drogi!

Exit mobile version