Mieszkańcy 5-milionowego stanu na wschodnim wybrzeżu, podobnie jak cztery lata temu, postawili na kandydata partyjnej arystokracji. Prawybory w Karolinie Południowej wygrał Joe Biden, były wiceprezydent, symbol imperialnej polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Liderem wyścigu po nominację pozostaje jednak socjaldemokrata Bernie Sanders.
W 2016 roku 74 proc. głosów mieszkańców postniewolniczego stanu zdobyła Hillary Clinton. Tym razem głosy rozłożyły się na większą liczbę kandydatów, jednak sympatie obywateli Karoliny Pd. pozostały niezmienne. Joe Biden, który podobnie jak cztery lata temu Clinton, jest głównym depozytariuszem nadziei oligarchii finansowej związanej z Partią Demokratyczną, otrzymał 48,4 proc. głosów. Wynik ten wskazywały sondaże, dlatego trudno nazwać go wielkim zaskoczeniem.
Dla 77-letniego polityka była to ostatnia szansa na utrzymanie się w stawce kandydatów liczących się w walce o nominację. Wcześniejsze prawybory: w Iowa, New Hampshire i Nevadzie okazały się dla Bidena klęską. – Kilka dni temu prasa i eksperci ogłosili, że ta kandydatura już nie żyje. Teraz, dzięki wam wszystkim – sercu Partii Demokratycznej – po prostu wygraliśmy i wygraliśmy zdecydowanie – powiedział były wiceprezydent.
Biden, dzięki zwycięstwu w Karolinie Południowej otrzymał głosy 33 delegatów, którzy zagłosują na niego w decydującym momencie – na konwencji wyborczej Partii Demokratycznej. 11 mandatów zgarnął Bernie Sanders, na którego zagłosowało 19,9 proc. uczestników prawyborów. 11 proc. z nich oddało głos na miliardera i spekulanta Toma Steyera, jednak ten wynik nie zapewnił poparcia żadnego delegata.
Kolejnym etapem wyborów wewnętrznych będzie tzw. „superwtorek”, czyli 3 marca, kiedy prawybory odbędą się w 11 stanach, w większości położonych na południu kraju. Spore nadzieje z tym dniem wiąże Bernie Sanders, który podczas elekcji w Nevadzie zdobył sympatię znacznej części amerykanów latynoskiego pochodzenia. W „superwtorek” do gry wejdzie poważny gracz, który dotychczas nie brał udziału w prawyborach – miliarder i były burmistrz Nowego Jorku – Michael Bloomberg, który dysponuje praktycznie nieograniczonymi środkami na prowadzenie kampanii.
Sanders ma jednak inną broń – stojący za nim masowy ruch sprzeciwu wobec drapieżnego kapitalizmu, tysiące aktywistów i program: darmowe studia, umorzenie długów studenckich, zastąpienie prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych powszechnym systemem na wzór europejski, ostrzejsze regulacje dla Wall Street, walkę z wpływami lobbystów w Waszyngtonie, podniesienie płacy minimalnej do 15 dol. za godzinę, ochronę klimatu, reformę wymiaru sprawiedliwości. 78-letni senator z Vermont zamierza to sfinansować poprzez podwyższenie podatków korporacjom i najbogatszym obywatelom. Proponuje m.in. progresywny podatek od majątku (nie dochodów), który co roku płaciłoby 180 tys. najzamożniejszych amerykańskich gospodarstw domowych.