W imię walki z bliżej nieokreśloną pedagogiką wstydu i uznania dumy narodowej za podstawę polityki zagranicznej rząd Mateusza Morawieckiego chwali się nawet najbardziej kompromitującymi wypowiedziami i nawet największą swoją wpadkę traktuje jako sukces. Właściwie każda wypowiedź premiera w ostatnich tygodniach zawiera niedelikatność, nieścisłość, niewiedzę, każda szkodzi, skłóca, ośmiesza. Nachalne wmawianie światu, że jesteśmy krystalicznie czystym moralnie narodem, oddawanie hołdów ludziom, którzy kolaborowali z nazistami, bredzenie, że w 1968 roku Polska nie istniała, wskazywanie Żydów jako współwinnych Holocaustu człowiekowi, który stracił rodzinę przez polskich donosicieli – ze wszystkich tych wypowiedzi i zachowań bije buta, głupota, brak elementarnej delikatności, empatii, a przy okazji ignorancja. Każda jego wizyta zagraniczna to seria gaf, a gdy mówi albo pisze po angielsku, to można być pewnym, że zaliczy spektakularną wpadkę.
Morawiecki okazał się o wiele większym partaczem i nieudacznikiem niż Beata Szydło. Już expose nowego premiera było bardzo słabe i nie zawierało żadnych konkretów. Szydło wydawała się nijaka, była pionkiem na szachownicy Jarosława Kaczyńskiego, ale jednak miała kilka flagowych projektów, na czele z głośnym programem Rodzina 500+. W expose Morawieckiego nie było żadnych konkretnych propozycji dotyczących rynku pracy, a polityka społeczna znalazła się na marginesie jego wystąpienia. Jedyny ważny program społeczny Mieszkanie+ nie działa i wszystko wskazuje na to, że okaże się niewypałem. Jeszcze większym bublem jest ustawa o handlu w niedzielę, która nie weszła w życie, a już mówi się o jej nowelizacji.
W expose Morawiecki pominął milczeniem zmiany w systemie podatkowym i emerytalnym, niejako przyznając, że na tych polach nie ma żadnych pomysłów. Obecnie lansuje gorszą wersję OFE, czyli podniesienie składek emerytalnych, które miałyby trafić do prywatnych funduszy. Rząd Morawieckiego miał też dokonać dobrej zmiany w prawie pracy, tymczasem rekomendacje komisji kodyfikacyjnej są znacznie bardziej antypracownicze od propozycji Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej.
Mimo to Morawiecki jeździ po świecie i z dumą opowiada o wielkości swojego kraju. Nawet najbardziej oczywiste wpadki szefa rządu nie wiążą się z przeprosinami ani wycofaniem się z żenujących deklaracji, a raczej ze wzmocnieniem przekazu bez żadnej korekty. Histeryczne powtarzanie, że Polska jest narodem bez skazy, stanowi główny punkt obecnej polityki rządu. Nie ma żadnych sukcesów ani przekonujących rozwiązań w bieżącej polityce, więc rząd stawia na afirmację wyidealizowanej przeszłości. Polacy dość słabo znają historię, więc można do woli nią manipulować i wymyślać ją na nowo, budując w spragnionym sukcesów społeczeństwie poczucie, że jesteśmy narodem o wyjątkowych dziejach. Każdy, kto przeczy tej tezie, jest uznawany za zdrajcę i antypolaka. Dzięki potężnej propagandzie medialnej i edukacyjnej duża część opozycji nie potrafi przeciwstawić się pełnej kłamstw i manipulacji wizji przeszłości.
Póki historia będzie rządziła debatą publiczną, PiS będzie zwyciężał. Wystarczyłoby jednak odejść od przeszłości i spojrzeć w teraźniejszość oraz przyszłość, aby odsłonić pustkę PiS-owskiej wizji Polski. Nie ma w niej pomysłu, nie ma wiedzy, nie ma kompetencji – jest jedynie oparta na kompleksach i fobiach próba rehabilitacji zmanipulowanej wersji przeszłości. Gdy odsuniemy na bok bzdury o żołnierzach wyklętych, fantazje o Polakach jako narodzie bohaterów, opowieści o narodzie solidarności, ujrzymy niezbyt dobrze funkcjonujące państwo zarządzane przez nieudolnych, ksenofobicznych autorytarnych ignorantów. Zobaczymy też marnego, nieprzygotowanego do sprawowania urzędu premiera, który w ciągu kilku dni popełnił tyle gaf, że powinien podać się do dymisji.