Nie milkną echa gorącego sporu o głosowanie nad ratyfikacją Funduszu Odbudowy. Z ust czołowych liberalnych polityków i publicystów wciąż padają powtarzane od tygodnia jak mantra oskarżenia o zdradę, straconą szansę, drugi pakt Ribbentrop-Mołotow etc. Mówią i piszą to ludzie, którzy jeszcze kilka miesięcy temu za owym Funduszem gardłowali, a podobne oskarżenia równie ochoczo ferowali pod adresem każdego, kto śmiał być przeciwko jego przyjęciu. Co jednak chyba bardziej znamienne, w ślad za ,,górą” całą tę narrację bezrefleksyjnie przyjęła bardzo duża część zwykłych wyborców opozycji. Niczym na komendę wydaną przez Tomasza Lisa, Sławomira Sierakowskiego i innych najemników prasowych z Newsweeka, Wyborczej czy Polityki rzesze sympatyków ugrupowań opozycyjnych wzięły udział w tym fikołku intelektualnym i zaczęły powtarzać te same oskarżenia i wyzwiska pod adresem Lewicy.
Idę o zakład, że gdyby te tygodniki, TVN czy Tok FM powiedziały teraz co innego, tysiące plujących dzisiaj jadem z dnia na dzień dostrzegłoby w głosowaniu razem z PiS–em ,,akt patriotyzmu”, ,,europejski obowiązek” czy ,,polską rację stanu”. Bardzo dobitnie przypomina to nam, że nie bez powodu nazywamy część mediów ,,opiniotwórczymi”. I to właśnie siłę tej opiniotwórczości zademonstrowały one w ostatnim czasie Lewicy. Póki bowiem Lewica grzecznie uznawała ,,przewodnią rolę” PO, nie było ku temu powodów, jednak teraz, kiedy w końcu zaczęła budować własną tożsamość, liberałowie nie zawahali się sięgnąć po medialną ofensywę. Preludium stanowiły zajadłe ataki na Piotra Ikonowicza, jednak kulminację przyniosła sprawa KPO.
Dziwić się nie ma co, polityka brutalna jest przecież nie od dziś. Problem jednak w tym, że Lewica nie ma jak na tę nagonkę skutecznie odpowiedzieć. Brak jej bowiem własnych dużych i opiniotwórczych mediów, które mogłyby promować lewicowy przekaz w przestrzeni publicznej. Lewicowy nie jest żaden z czołowych tygodników opinii, lewica nie ma też ani swojej telewizji, ani swojego radia. Podczas gdy liberalnym politykom szybko przychodzą w sukurs oddziały ,,dziennikarzy” z TVN-u, Tok FM, Newsweeka, Wyborczej i Polityki, a na usługach PiS–u są media publiczne wraz z imperium Tadeusza Rydzyka, Telewizją Republika, Gazetą Polską, Do Rzeczy i Sieci, Lewica może liczyć głównie na kilka niszowych mediów, w większości internetowych. W sytuacjach, takich jak ostatnia z Funduszem Odbudowy, gdy liczy się masowy przekaz, szybko docierający do szerokiego gremium odbiorców, mamy niestety bardzo małe szanse w starciu z tymi dwoma obozami. Bez swoich przedstawicieli w czwartej władzy ciężko dziś bowiem myśleć o realnym wpływie na opinię publiczną.
Nie odkryję Ameryki pisząc, że do stworzenia takich dobrych jakościowo, estetycznych, poczytnych i trafiających do szerokiego grona odbiorców mediów potrzeba przede wszystkim dużych pieniędzy. Pieniędzy, jakimi (w większości ledwo przędące) lewicowe media w Polsce dzisiaj nie dysponują i póki rządzi PiS raczej na pewno dysponować nie będą. Chciałbym teraz jednak puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, że w ciągu kilku najbliższych lat powstanie rząd, w którym Lewica będzie przynajmniej jednym z koalicjantów. Obecna sytuacja powinna być dla niej najlepszą nauczką, że nie może zmarnować takiej szansy na rozbudowanie swojego medialnego zaplecza. Zarówno rządy PO-PSL, jak i obecnie PiS-u otwarcie wpierały ,,swoje” media. Raport z lutego tego roku ujawnił, że z samych tylko reklam spółek skarbu państwa w ciągu ostatnich pięciu lat trafiło do prorządowych nadawców aż 5,4 mld zł. A przecież są jeszcze dziesiątki ministerialnych grantów, dotacji etc. Działając zgodnie z prawem i dzieląc te środki o wiele sprawiedliwiej, ciągle bez trudu znalazłoby się ich pod dostatkiem, by wesprzeć rozbudowę lewicowych mediów z prawdziwego zdarzenia. My ich po prostu potrzebujemy. Mediów konserwatywno-liberalnych jest mnóstwo, kto będzie chciał ich słuchać – będzie słuchał dalej. A równocześnie lewicowi dziennikarze i publicyści zyskaliby przestrzeń do opiniotwórczej dyskusji, lewicowi politycy swoją mównicę, a wszyscy Polacy – większy pluralizm opinii w przestrzeni publicznej.
Wróćmy jednak do teraźniejszości. Aby opisany wyżej optymistyczny scenariusz w ogóle miał szansę się ziścić, koniecznym jest rozpoczęcie budowy tych mediów już teraz. Lewica co prawda nie rządzi, ale przecież dostaje subwencje, a każda z partii tworzących koalicję posiada własne fundusze. Jeśli formacje te poważnie myślą o wyborczym sukcesie, powinny część tych pieniędzy przeznaczyć na organizowanie swojego medialnego zaplecza. Poseł Krzysztof Śmiszek narzekał ostatnio, że Lewica złożyła w Sejmie od początku kadencji już prawie 90 projektów ustaw, a media głównego nurtu nie raczyły o większości z nich nawet wspomnieć. Nie powinno to dziwić – obecny mainstream medialny nie ma żadnego interesu we wspieraniu Lewicy.
Dlatego właśnie tak bardzo potrzebne są na już portale i gazety, rozgłośnie i kanały telewizyjne, które informowałyby opinię publiczną o działaniach i programie lewicowych partii oraz opisywałyby świat z prospołecznego, socjaldemokratycznego i socjalistycznego punktu widzenia. Jednak aby takowe powstały, niezbędna jest aktywna i wsparta odpowiednimi nakładami współpraca lewicowych działaczy i dziennikarzy. Tylko w ten sposób możliwe stanie się dotarcie do ludzi z prospołecznym przekazem, a w przyszłości – budowa poważnej lewicowej alternatywy dla konserwatywno-liberalnej hegemonii w świecie mediów.