Były szef MSWiA, niegdysiejszy przewodniczący Sojuszu Krzysztof Janik jest oskarżony o to, że w latach 2004-2005 przyjął 140 tys. zł korzyści majątkowej od katowickiej firmy. Jako poseł miał „pośredniczyć” w kontaktach z Urzędem Skarbowym i ułatwić umorzenie zobowiązań podatkowych przedsiębiorstwa.
Były poseł nie chce rozmawiać z mediami – zgodził się jedynie na posługiwanie się jego pełnym nazwiskiem, a nie określeniem „Krzysztof J.” i zapewnił SMS-owo, że jest niewinny. W aferze korupcyjnej zarzuty usłyszała też, ówczesna wiceszefowa Izby Skarbowej w Katowicach oraz właściciel firmy. Nie wiadomo, czy przyznają się do winy – informacja została utajniona ze względu na dobro śledztwa.
Krzysztof Janik przez 2,5 roku pełnił rolę ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera. To w czasie jego urzędowania miał miejsce jeden z najgłośniejszych skandali związanych z SLD, czyli tzw. „afera starachowicka”, w którą zamieszany był m.in. wiceminister Janika, Zbigniew Sobotka – z MSWiA wyciekły wówczas informacje na temat rozpracowania zorganizowanej grupy przestępczej, związanej ze starachowickimi strukturami SLD. Sobotka usłyszał najwyższy wyrok – 3,5 roku pozbawienia wolności, został jednak później ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Janik, mimo nacisków prawicy, nie podał się do dymisji, a ze stanowiska odszedł dopiero rok później, w 2004 roku. Łapówki od katowickiej firmy miał przyjmować w okresie, w którym sprawował funkcję przewodniczącego Sojuszu. W 2005 i 2007 roku bezskutecznie kandydował do Sejmu. W zeszłym roku w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wypowiedział słynne słowa o tym, że SLD jest „umiarkowanie konserwatywne światopoglądowo, natomiast umiarkowanie liberalne gospodarczo”.
Jak się okazuje, śledztwo wobec Janika toczy się od 2010 roku. Z uzyskanych jak dotąd informacji wynika, że kwotę 140 tys. przyjął aż w 13 „ratach”. Byłemu ministrowi grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Dariusz Joński zasugerował, że rozwój śledztwa jest umyślnym ciosem politycznym w SLD. – To ciekawe, że w czasie kampanii wyborczej nagle wyciąga się rzeczy sprzed 11 lat – mówił zirytowany w rozmowie z TVN24.