Z miesiąca na miesiąc zwiększa się liczba pracowników zatrudnionych na umowy śmieciowe. Coraz bardziej powszechne staje się łamanie praw pracowniczych. Coraz większym problemem jest założenie związku zawodowego, ponieważ w kraju „Solidarności” coraz łatwiej za to stracić pracę.
Dlaczego tak się dzieje, że pracodawcy – niezależnie od tego, czy zatrudniają kilku, czy kilka tysięcy pracowników – pozwalają sobie na wybiórcze przestrzeganie prawa?
Odpowiedzi udzielił nam ostatnio Amazon. Wrocławska Inspekcja Pracy została zaalarmowana, że w firmie dochodzi do coraz większej ilości wypadków. Kontrola przyniosła miażdżące rezultaty: pracownikom źle naliczano pensje, nie dostawali pieniędzy za urlop, świadectwa pracy, a dokumentacja wypadkowa zawierała fałszywe dane.
Traktowano gorzej niż źle. Do pracy miały zachęcić ich krzyki, obelżywe uwagi, zakaz odpoczynku.
Jaka kara czeka pracodawcę, który w sposób tak jawny i bezczelny łamie prawo? Mandat w wysokości dwóch tysięcy złotych. W przypadku pracodawcy recydywisty PIP może nałożyć mandat w wysokości aż 5 tys. zł. Dopiero sąd za wykroczenia przeciw prawom pracownika może nałożyć grzywnę do 30 tys. zł.
W zeszłym roku Transparency International opublikował ranking przejrzystości. Amazon znalazł się pod koniec listy – pod względem ujawniania dochodów, płaconych podatków i praktyk antykorupcyjnych. Wrocławski przykład dowodzi, iż podobne standardy obwiązują w tej korporacji, jeśli chodzi o uczciwość i szacunek wobec pracowników. Amazon może sobie na to pozwolić: groźba zapłacenia 5 tysięcy kary raczej nie zrobi na nim wrażenia. Nie wzruszy go pewnie również konieczność zapłacenia 30 tysięcy po wielkiej batalii sądowej. Odbije to sobie na tych samych wyzyskiwanych pracownikach.
Państwo polskie ośmiesza się walcząc o prawa pracowników przy pomocy tak żałośnie nieskutecznych instrumentów.