Trwa 15. dzień strajku pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka. Dziś pod budynkiem resortu zdrowia odbyła się manifestacja solidarnościowa z walczącymi pracownicami. Wzięły w niej udział pielęgniarki z wielu stron Polski, a także położne, ratownicy i przedstawiciele innych zawodów medycznych. Nie zabrakło też aktywistów lewicowych organizacji i partii politycznych.
Protestujący zebrali się vis a vis gmachu ministerstwa. Demonstracja była żywa i głośna. Uczestnicy mieli ze sobą transparenty, m.in. „Pielęgniarki – gatunek wymarły”, „NIE dla nowej ustawy POZ”, „Służba zdrowia, a nie zysku” czy „Szpital to nie firma”. W tłumie było widać reprezentantów innych związków zawodowych, m.in. Inicjatywy Pracowniczej, a także Partii Razem i Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Przemawiające osoby dały jasno do zrozumienia, że sytuacja w jakiej znalazły się pielęgniarki z CZD nie jest wyjątkiem i wynika z dramatycznego niedofinansowania systemu opieki zdrowotnej. Efektem braku środków są niskie płace, masowa emigracja przedstawicieli zawodów medycznych za granicę i brak odpowiedniej kadry. W konsekwencji szpitale przymuszają pielęgniarki do pracy w ponadnormatywnym wymiarze godzinowym.
– Przy obecnym stanie zatrudnienia niemożliwe jest zagwarantowanie bezpiecznej opieki nad pacjentami – mówił jeden z uczestników pikiety. Protestujący oświadczyli, że domagają się ustawowego ustalenia minimalnych norm zatrudnienia pielęgniarek i położnych, niezależnych od decyzji dyrektorów placówek medycznych. – Takie standardy powinny zostać wypracowane w dialogu ze związkami zawodowymi pielęgniarek – tłumaczono.
Protestujący pokreślili, że ich celem jest zmiana podejścia w ramach opieki zdrowotnej, tak aby w centrum logiki jej zarządzania było dobro pacjenta. Ocenili, że obecna sytuacja jest patologiczna i „dalsze przedłużanie tego stanu nieuchronnie będzie prowadzić do głębokiej zapaści systemu opieki zdrowotnej i negatywnie odbije się na zdrowiu i bezpieczeństwie naszego społeczeństwa”.
Kolejne przemawiające osoby podkreślały, jak ważna jest idea solidarności pracowniczej. – Przyjechałyśmy z taką nadzieją, że kiedy my będziemy potrzebować wsparcia to je otrzymamy od 300-tys. rzeszy pielęgniarek i położnych w Polsce – mówiła przedstawicielka pielęgniarek z Wielkopolski. Śpiewano również „Solidarność naszą bronią” i „Teraz wy, potem my”.
– Społeczeństwo powinno zrozumieć, że to nie jest tylko protest pielęgniarek i położnych. To jest głos wołający o dobro pacjenta – tłumaczył Marcin, 25-letni ratownik medyczny.
Tymczasem sytuacja w Centrum Zdrowia Dziecka staje się coraz bardziej dramatyczna. Wczoraj dyrektorka placówki, Małgorzata Syczewska, poinformowała o zamknięciu czterech oddziałów: immunologii, endokrynologii, diabetologii oraz urologii dziecięcej. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wyjaśnił, że powodem takiej decyzji jest troska o dobro pacjentów, który ponoć nie otrzymują należytej opieki od strajkujących pielęgniarek. Przedstawiciele resortu wyliczyli również, że każdy dzień protestu kosztuje CZD 500 tys. zł, a cały strajk spowodował stratę ok. 5 mln zł. W ten sposób strona rządowa, używając małych pacjentów jako karty przetargowej i przedstawiając pracownice jako chciwe egoistki, stara się stworzyć negatywny wizerunek pielęgniarek i doprowadzić do zakończenia ich protestu.
O tym jak naprawdę wyglądają warunki pracy pielęgniarek mówiła dziś portalowi Interia.pl jedna z nich, Agata Sebik.
– Bardzo się denerwuję, gdy słyszę zdanie, że płaca pielęgniarek nie jest fatalna. Pracuję 34 lata, pensji podstawowej mam 2300 zł, plus dyżury za noce i święta. Na rękę, realnie, na utrzymanie rodziny zostaje mi około 2100 zł miesięcznie. Czy uważacie państwo, że to jest dużo? – pyta pielęgniarka.