Kiedy lekarze rezydenci od tygodnia prowadzą głodówkę na terenie Dziecięcego Szpitala Klinicznego przy ul Żwirki i Wigury w Warszawie, taka Nowoczesna z kropką wystaje pod hipermarketami i zbiera podpisy w imię swobodnego robienia zakupów w piątek, świątek i niedzielę. W przeciwieństwie do liberalnej opozycji, młodzi lekarze nie walczą tylko o swoje podwyżki (dziś zarabiają około 2-2,5 tys. zł, ich pensje nie są waloryzowane od 2009 roku),  ale przede wszystkim o zwiększenie nakładów ma ochronę zdrowia. Dziś wleczemy się w ogonie Europy, bo przeznaczamy 4,7 proc. PKB na lecznictwo, choć Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje 6,8 proc. O taki wzrost nakładów w ciągu trzech lat dopominają się właśnie protestujący. Chcieliby także, aby przez najbliższą dekadę ten wskaźnik wyniósł 9 proc. PKB, co pozwoli na choćby minimalne nadrobienie zapóźnień w tej dziedzinie.

To zabawne, że dopiero dziś Platforma Obywatelska słowami byłych ministrów zdrowia Beaty Kopacz i Bartosza Arłukowicza zaapelowała na konferencji prasowej, aby rząd Zjednoczonej Prawicy pochylił się wreszcie nad tą sprawą. Dotychczas bowiem panował niepisany liberalny pogląd, że na zdrowie pieniędzy dosypywać nie należy. Niedofinansowanie ochrony zdrowia służyło za wychowawczy przykład. – Zobaczcie, państwowe nie działa – musimy więc zacząć prywatyzować. Ta ”edukacja” rządzących nami od 28 lat elit politycznych odbija nam się właśnie czkawką.

Średnia wieku lekarza specjalisty to 55 lat. 3/4 ginekologów i położników oraz 2/3 chirurgów ma powyżej 50 lat. Młodzi wyjeżdżają. Wśród prowadzących głodówkę rezydentów walają się słowniki do nauki specjalistycznego języka szwedzkiego i angielskiego. I trudno im się dziwić, skoro na dzień dobry dostają niskie pensje, a zapieprz mają taki sam jak ”zwykły” lekarz. Taką samą mają też odpowiedzialność. Nikt też nie chce kopać się z koniem – nieludzkim systemem, stworzonym dla silnych, zdrowych i cierpliwych, którzy są w stanie stać w kolejkach. Rezydenci, żeby się utrzymać, muszą biegać od szpitala do szpitala, od przychodni do przychodni. W Niemczech na 1000 mieszkańców przypada 4,1 lekarza, także w Czechach ten wskaźnik jest wyższy niż w Polsce i wynosi 3,7. U nas to 2,2 lekarza na tysiąc obywatelek i obywateli. Stąd co jakiś czas słyszymy o przypadkach śmierci lekarzy w trakcie kilkudziesięciogodzinnego dyżuru.

Ale o beznadziejnej sytuacji w ochronie zdrowia wiedzą wszyscy. Za zderzak w rozmowach ze strajkującymi robi minister Konstanty Radziwiłł, który – zamiast być razem z nimi – powtarza mantrę, że ”nie ma pieniędzy”. O tych bowiem decyduje minister finansów, premier Szydło, a w ostateczności nadpremier Jarosław Kaczyński. Tylko skąd je wziąć, jeśli nie chce się podwyższać podatków dla najbogatszych, a na socjalno-propagandowe programy wydano już sporo? Sami rezydenci także nie mają strukturalnej siły przetargowej, żeby do czegoś rząd zmusić. Ratunkiem mogłoby być oburzenie pacjentów. Ci jednak zajmują się przede wszystkim przetrwaniem.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. ,,Stąd co jakiś czas słyszymy o przypadkach śmierci lekarzy w trakcie kilkudziesięciogodzinnego dyżuru.”
    Bowiem o śmierci zatyranej ekspedientki w Biedrze czy Lidlu nikt nie pisze… Plebs ma za zadanie zdychać z wysiłku, aby grono właścicieli mogło się cieszyć szybko puchnącymi kontami na Kajmanach.
    ,,młodzi lekarze nie walczą tylko o swoje podwyżki (dziś zarabiają około 2-2,5 tys. zł, ich pensje nie są waloryzowane od 2009 roku),”
    A nauczyciele? Wynagrodzenie nie rewaloryzowane od 2009 roku.
    Czym oni są gorsi od praktykantów medycznych?
    To może pora najwyższa panów medyków wychować? Niechaj zwraca kasę za studia w wysokości opłaty komercyjnej… jak chce spieprzać. Państwo wykształciło – państwo wymaga.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…