Zorganizowany system dręczenia i wykorzystywania seksualnego, 422 poszkodowanych – a to najprawdopodobniej tylko pierwsze ustalenia w sprawie tragedii nieletnich śpiewaków z chóru katedralnego Domspatzen w Ratyzbonie.
Wczoraj rzymskokatolicki biskup Ratyzbony Rudolf Voderholzer wziął udział w prezentacji pierwszego raportu komisji, która ma za zadanie zbadać skalę przemocy fizycznej i seksualnej, jakiej poddawani byli członkowie słynnego chóru Domspatzen z Ratyzbony. Tragedia setek małoletnich chórzystów trwała od 1953 do 1992 r. Byli bici kluczami i sygnetem, chłostani rózgami, molestowani i gwałceni. Przerażający proceder przez lata nie wychodził na światło dzienne także dlatego, że chłopcy przebywali w izolacji od świata zewnętrznego – mieszkali w internacie, chodzili do zamkniętej szkoły.
Rudolf Voderholzer, który biskupem Ratyzbony jest od stycznia 2013 r., prosił ofiary o wybaczenie. Apelował, by ci, którzy dotąd ukrywają swoje tragiczne przeżycia, nie bali się głośno o nich powiedzieć. Przedstawiciele ofiar wyrazili zadowolenie z dotychczasowych efektów pracy komisji.
A ta będzie pracować dalej. Musi jeszcze naświetlić kwestię tego, co o patologiach w chórze wiedział Georg Ratzinger. Brat papieża-seniora w latach 1964-1994 był dyrygentem i kierownikiem chóru; wbrew logice utrzymuje, że żadnych problemów ni niewłaściwych zachowań w zespole nie zauważył.