Dziennikarka uznawana przez niektórych za lewicową, prawie wczoraj odszczekała wszystko, co złego napisała kiedykolwiek o obywatelach noszących sutanny. Prawie. A to było tak.
Wczoraj z okazji obchodów 40. rocznicy Radomskiego Protestu Robotniczego, czyli Czerwca ’76, do pierwszego na Mazowszu bastionu PiS zjechali wszyscy ważni. Była Beata Szydło, był Andrzej Duda. Była też cała masa kościelnych dostojników, bo obchody połączone były oczywiście z uroczystą mszą świętą. Był biskup płocki Libera. Opływający w kościelne zbytki dostojnik w złotym ornacie pochylił się zatroskany nad robotniczym losem. I tu lewicowa dziennikarka zastrzygła uchem. Oto Polska jego marzeń: „solidarna z wiarą i nadziejami prostego człowieka, zatroskana o naprawienie krzywd i niesprawiedliwości ze strony Wschodu i Zachodu, ze strony własnych elit i bankierów”.
Jak to możliwe? – zdumiała się dziennikarka pochylona nad czerwonym laptopem. Biskup przeciwstawiający sytych bankierów głodnym ludziom pracy? Mówiący o nierównościach, konflikcie klasowym? Krytyczny wobec mitycznego Zachodu? Przetarła oczy ze zdumienia, przetkała uszy. Dotarło bowiem do niej, że Libera mówi językiem lewicy. Było jeszcze o konieczności osądzenia „prokuratorów i sędziów, którzy dla własnej wygody, dla kariery krzywdzili prostego robotnika”. Zaczęła pisać pean pochwalny. Gotowa była dać na mszę, a nawet przypomnieć sobie wyznanie wiary.
Niestety, bardzo szybko pojawił się komponent nacjonalistyczny. Okazało się, że polski robotnik wart jest troski kościoła tylko wtedy, gdy nie popiera „lewackiej polityki multi-kulti, dla której wszystkie religie, kultury są jednakowo ważne, tylko nie ta, w której wyrośli – Chrystusowa, chrześcijańska”. Gdy szuka (prawdziwie po katolicku) zemsty na „dawnych dygnitarzach i esbekach, którzy żyją sobie spokojnie”. Gdy ubolewa nad faktem, że oddano „tak wiele gazet, stacji radiowych telewizyjnych, portali internetowych w ręce resortowych dzieci, bądź właścicieli zza zachodniej granicy”. Gdy ludzi innej wiary i innej kultury traktuje jak intruzów i prześladowców chrześcijaństwa. Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem stoją prawdziwi spadkobiercy idei Solidarności.
I tak przemówienie, mające na celu dopieszczenie dzisiejszych proletariuszy, zamieniło się w kolejną, typową dla prawicy próbę zawłaszczenia. Kościół znów dokonał fałszywego utożsamienia gwarancji praw pracowniczych z narodem, wiarą katolicką i ze swoją własną instytucją. Zasugerował, że to on jest miejscem, skąd wyrastają korzenie robotniczego buntu i jedynym gwarantem ochrony „prostych ludzi pracy”. Pochwalny komentarz jednak nie powstał. Za to niżej podpisana zorientowała się, że wyszła jej za to całkiem udana metafora polityki PiS. Zaprawdę powiadam wam: lewicowo zorientowani ludzie. którzy uwierzyli Prezesowi i spółce, dali się złapać dokładnie na to samo. Wielki czerwony napis „socjalizm” wygląda w ich wydaniu atrakcyjnie, ale gdy przyjrzeć się uważniej, widać też napisane drobnym druczkiem drugie słowo: „narodowy”.