Projekt ustawy jest na etapie konsultacji. Będzie gotów za 2-3 miesiące. Powstał, jak twierdzą peeselowcy, wymuszony potrzebą chwili – ponieważ Sejm coraz częściej kojarzy się wyborcom z “wariactwem”. Nie od dziś.
– Te wariactwa, które działy się na przełomie roku, ta zabawa w chowanego w Sali Kolumnowej lub w berka na Sali Plenarnej doprowadziła do tego, że wśród naszych rodaków jest poczucie wariactwa, które się dzieje w Sejmie – powiedział przewodniczący Władysław Kosiniak-Kamysz. I właśnie to zainspirowało Pawła Bejdę do stworzenia ustawy, która zamykałaby drzwi do parlamentu wszystkim kandydatom ze schizofrenią oraz zaburzeniami osobowości.
Bejda, pytany przez PAP o szczegóły, wymienił też “otępienia takie, jak w chorobie Alzheimera, organiczny zespół amnestyczny czy majaczenia niewywołane alkoholem i innymi substancjami psychoaktywnymi, czynne psychozy w przebiegu np. schizofrenii, uporczywe zaburzenia urojeniowe, ostre przemijające zaburzenia psychotyczne, zaburzenia schizoafektywne” jako przeszkody w karierze posła lub senatora. Z tą wizją pożegnać się będą mogły też osoby narcystyczne (!), z borderline, a także lęki antyspołeczne i zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
Badani mają być kandydaci na parlamentarzystów, niestety na badania nie załapie się już obecna ekipa. Testy mają być przeprowadzane dyskretnie i z poszanowaniem prawa do prywatności.
– Jeżeli ktoś nie przejdzie tych badań, może się w ogóle nie przyznać, że był badany – mówi Paweł Bejda. – Chodzi o to, żeby ludzie mieli 100 proc. pewności, że głosują na człowieka zdrowego psychicznie, który potem będzie tworzył prawo i decydował o ich życiu.