Wczoraj włosy parlamentarzyści rozpoczęli długi (jak zawsze w tym kraju) proces wyboru nowego prezydenta. I jak zwykle nie podeszli do tematu szczególnie poważnie.
We Włoszech prezydent nie jest wyłaniany w wyborach powszechnych, ale przez parlamentarzystów. By wygrać podczas pierwszego głosowania kandydat musi otrzymać dwie trzecie głosów, co nie udaje się praktycznie nigdy. Trudno nawet oszacować, który z włoskich polityków ma największe szanse w ostatecznym starciu. Pierwsza tura zazwyczaj jest prezentacją ignorancji (oddawanie pustych kart lub niestawienie się na wybory w ogóle), bądź kabaretem – na kartkach pojawiają się zatem nazwiska gwiazd porno, aktorów, prezenterów telewizyjnych.
Pierwsza tura
Tym razem nie było inaczej. Pierwsza tura zakończyła się wczoraj o 21:52 i brało w niej udział 976 osób na 1008 uprawnionych. Liczba kart pustych wyniosła 672. Wśród tegorocznych imion ponownie pojawili się znani prezenterzy telewizyjni, tacy jak Alfonso Signorini, nie zabrakło również nazwiska jednego z piłkarzy Livorno.
Głosów, które cokolwiek wniosły do wyborów i wskazywały możliwych kandydatów było więc niewiele. Póki co, największe poparcie ma Paolo Maddalena z Movimento 5 Stelle – były sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Jako drugiego wyłoniono obecnego prezydenta. Sergia Mattarellę, z zawrotną ilością 16 głosów. Na siedmiu kartach pojawił się również największy postrach Włochów, Silvio Berlusconi, który kilka dni temu wycofał swoją kandydaturę.
Obecnie odbywa się druga tura wyborów i nikt nie liczy na to, że zakończy się ona wyborem prezydenta. Wyłonienia nowej głowy państwa włoskiego możemy się spodziewać w ciągu najbliższych dni – najpewniej w okolicach czwartej tury wyborów, bo wtedy do wybrania prezydenta wystarczy większość bezwzględna.
Skoro nie Berlusconi, to kto?
Póki wielki Silvio nie zrezygnował ze swojej kandydatury, wielu Włochów z niepokojem przewidywała drugą „età berlusconiana”. Teraz mocnego kandydata brakuje, a włoskich parlamentarzystów trudno zmusić do zaprzestania żartów nawet w trzeciej i czwartej turze.
Faktycznie duże szanse ma obecnie sprawujący władzę Mattarella, ale niektórzy coraz śmielej proponują na to stanowisko Maria Draghiego – a więc obecnego premiera. Kto więc stanąłby na czele rządu, jeśli Draghiego wybrano by na prezydenta? Trudno powiedzieć. Z drugiej strony posadzenie Draghiego (którego poparcie jako premiera nieustannie spada) na prezydenckim fotelu być może byłoby dobrym posunięciem, które bez uszczerbku na wizerunku pozwoliłoby na chwilowe uspokojenie włoskiego elektoratu.