To był tydzień „Patointeligencji”. Ponad sześć milionów odsłoń. Pierdyliardy cytowań w soszjalach. Komentarze polityków, analizy w mediach od prawa do lewa. Oburzenie i ekscytacja. Potępienie i identyfikacja. Od czasu premiery „Tylko nie mów nikomu” żaden inny produkt nie zaangażował takiej fali społecznych emocji. Nic dziwnego, bo jest to znakomita produkcja. Żaden ze mnie wielbiciel rapu, ale nie sposób nie docenić tempa, świetnej kompozycji słów i obrazu, ciekawie zagranych emocji. A to wszystko okraszone odpowiednią zawartością kontrowersji. No i tekst – zdania naszpikowane seksem, parafilią, ćpaniem, chlaniem i bezczelnym nurzaniem się w obłokach przywilejów, a więc zapadające w pamięć i wywołujące lawinę dyskusji.
Autor tego utworu, raper Mata to syn znanego prawnika, prof. Marcina Matczaka, bożyszcza antypisu, którego środowisko koderskie próbowały niedawno namówić do wzięcia udziału w wyborach prezydenckich. Po premierze teledysku jego notowania zapewne spadły. Chociaż kto wie? Może za pomocą syna właśnie zyskał rozpoznawalność w dużych miastach? To oczywiście mrzonka, jednak wizja, w której druga część „Patointeligencji” rozgrywa się w Belwederze wydaje się całkiem kompletną alegorią struktur władzy III RP.
Mainstreamowy komentariat zareagował z właściwą sobie paniką moralną. Karolina Korwin-Piotrowska i Bartosz Węglarczyk wydają się zdruzgotani wiadomością, że młodzież wciąga koks i zalewa się w trupa. „Czy rodzice o tym wiedzą?” – grzmią telewizję śniadaniowe. Wtóruje im sportowy żurnalista Stanowski, który ubolewa, że młody raper w ostatniej zwrotce obraża swojego ojca. W roli roztropnej matki występuje Magdalena Ogórek Oświadcza, że miała przeczucie i nie posłała swojej pociechy do Batorego. Najwidoczniej problem ćpania w jej mniemaniu dotyczy tylko jednego liceum. Prawica, w swoim stylu, próbuje przypisać degenerację gówniarzy na konto lewicy, co uczynił m.in. Sławomir Mentzen z Konfederacji. Pisowska prawica, któż by się spodziewał, uważa, że brewerie młodego Matczaka to kolejny powód, by „dokończyć reformę sądownictwa”.
Dla mnie utwór Maty jest opowieścią o alienacji jednostek i rozpadzie wspólnoty – smutnym efekcie 30 lat neoliberalnego kapitalizmu. Powiecie, że to truizm, albo niedorzeczność, bo chłopak przecież został wyhodowany w szklarniach grodzonych osiedli i zawsze miał wszystko, a rapsy nagrał, bo mu odpierdoliło ze zbytku i nudów.
Czy jest coś, czego mogłoby mu brakować? Wspólnoty i realności więzi społecznych. Pustka, której afirmacją jest twórczość Maty nie jest materialnym niedostatkiem, alkoholizmem ojca, chorobą matką, bratem w więzieniu, przemocą w domu i na blokowisku, młodością zmarnowaną na śmiećpracy, przerwanymi studiami czy wczesną ciążą. Emocjonalną podstawą tej twórczości nie jest poczucie niesprawiedliwości, bycia podklasą, za którą zawsze będzie ktoś decydować, bo sama została pozbawiona zdolności decyzyjnej w ramach ekonomicznej hierarchii. To opowieść o innej alienacji, również będącej produktem społeczeństwa klasowego.
Mata żyje w getcie – rezerwacie swojej klasy społecznej. Nie musi walczyć, myśleć o realizacji nie tylko podstawowych potrzeb, ale i tych wyższych – prestiżu i spełnienia. To wszystko jest już stanem zastanym. Dlatego „pierdolę mamę i pierdolę tatę” – bo mam tego dosyć, chcę czegoś prawdziwego. Uprawiam „dealerkę dla sportu” i „zawsze chciałem być gangsta”, bo brakuje mi realnego doznawania, bo doświadczam nie tylko zaspokojenia wszystkich pragnień, ale też zaniku samego samego uczucia pragnienia, zastąpionego przez symulacje i stymulacje. Stąd też, obok następstw tak oczywistych jak ćpanie czy seks grupowy pojawia się „ziomek pedofil i ziomek zoofil”. Bo odpowiedzią na poczucie osamotnienia są patologiczne próby coraz silniejszego doznania samego siebie.
Wołanie o przywrócenie marzeń w świecie spełnionych marzeń, o powrót wspólnoty w społeczeństwie klasowym. O prawdziwą bliskość i zniesienie alienacji w świecie, w którym ludzie jeszcze nigdy nie byli tak samotni. Tym jest dla mnie „Patointeligencja”.