Nie ma coś szczęścia SLD do tych swoich flagowych kobiecych kandydatek. Z czego to wynika? Może z tego, że wciąga je na swoje listy zachęcony nazwiskiem i szumem wokół tegoż? Czy może nie wnika dokładnie w meandry ich światopoglądu? A może ma po prostu pecha? Albo wszystko razem?
Fakt faktem, że Magdalena Ogórek zostawiła lej po bombie, który wybitnie pomógł zmarginalizować partię, i który przewodniczący Miller, a potem Czarzasty, sprzątają już trzeci rok – jak stajnię Augiasza. Wydawałoby się, że z Moniką Jaruzelską takiego strachu nie będzie. Naprawdę jej aneksja wyglądała na jedną z cwańszych politycznie decyzji SLD – bo w zasadzie będąc tam, gdzie jest, po smrodzie z Kiejkutami i innymi grzeszkami, Sojusz zamiast udawać drugie Razem, mądrze zrobił, grając właśnie kartą „postkomuny”.
Tylko że Dama Kier właśnie spuściła kolejną bombę, jak mniemam, bez ostrzeżenia. Monika Jaruzelska udzieliła „Dużemu Formatowi” wywiadu, w którym chciała błysnąć koncyliacyjnością i kulturą dyskusji, ale który w efekcie wprawił w przerażenie sporą część lewicowych środowisk postępowych.
Jaruzelska dała się w nim poznać jako późna matka, która przez czas jakiś borykała się z obawami, że jej dziecko urodzi się z wadą genetyczną. Z dumą obwieściła, że nie usunęłaby ciąży, nawet gdyby tak rzeczywiście było. Potem następuje pełen szacunku i zrozumienia wywód na cześć Patryka Jakiego, który wychowuje i „z miłością prezentuje światu” syna z zespołem Downa. Jasne, wszyscy szanujemy takich rodziców. Ale nie idzie się z tym przed wyborami do ogólnopolskiej gazety jako kandydatka partii domagającej się rozwiązania konkordatu, prezentując do tego wszystkiego światu łagodną twarz zwolenniczki kompromisu, mówiącej o tym, jak bardzo brakuje poszanowania dla katolickiej strony w tym sporze.
Serio, brakuje poszanowania, kiedy hierarchowie kościelni w zasadzie już jawnie naciskają na polityków? Kiedy dwa lata rządów PiS zabrały kobietom pigułkę po, zabrały dofinansowanie in vitro i za chwilę zabiorą również swój mityczny kompromis, bo „przesłanka eugeniczna” – nie ma siły – w końcu zniknie?
Religia w szkołach i wychowawstwo katechetów nie były i nie są być może największymi problemami w świecie pani Moniki Jot, ale partia, z której list chce startować, chyba dość sporo pracy włożyła w ostatnich latach w oprotestowywanie tego punktu programu i większą dostępność etyki.
Jak się dobrze wczytacie w wywiad z córką generała, to zobaczycie, że nawet przepytujący ją dziennikarz już miał dość tego nieznośnego tonu pobrzmiewającego miłością bliźniego spod znaku papieża Franciszka. Mniejszości, związki partnerskie? Ot – światopoglądówka, czytaj: fanaberie.
Nie zazdroszczę teraz rzeczniczce SLD, która będzie musiała wytłumaczyć się z tego, dlaczego ich kandydatka zabrzmiała jak najzwyczajniejsza w świecie konserwa i dlaczego postanowiła za wszelką cenę niuansować sprawy, w których jej partia mówi akurat zdecydowanym głosem.
Nieumiejętne rozłożenie akcentów może przynieść fatalne skutki. Dlatego – dobra rada dla wszelkich kandydatów od prawa do lewa: żeby nie wiem jak was kusiło, przed ważnymi wyborami, imprezami itp. – przypomnijcie sobie powiedzenie o milczeniu i złocie i nie bratajcie się z dziennikarzami!