Stefan Pastuszewski, bydgoski radny Prawa i Sprawiedliwości może spać spokojnie. Prokuratura właśnie umorzyła postępowania w sprawie prowadzenia pojazdu bez uprawnień. „Podejrzany nie był dotychczas karany, stopień szkodliwości czynu nie jest znaczny, więc prawo pozwala na takie rozstrzygnięcie” – tłumaczą śledczy.
Państwo PiS jest niezwykle liberalne i oszczędne w wymierzaniu surowych kar, szczególnie jeśli sprawa dotyczy „swoich”. Tak było w przypadku Stefana Pastuszewskiego, który nie musi się już martwić konsekwencjami jazdy samochodem bez „prawka”. Prokuratura Bydgoszcz-Północ właśnie umorzyła śledztwo w jego sprawie. Samorządowcowi będą grozić konsekwencje jedynie w przypadku, gdy ponownie zdecyduje się usiąść za kółkiem i zostanie przyłapany.
Szacowny radny nie miał jednak ochoty korzystać z autobusów. Nadal regularnie siadał za kierownicą, a kiedy w marcu został zatrzymany do kontroli, pokazał „skradziony” dokument. – Myślałem, że zgubiłem prawo jazdy, ale je odnalazłem, sprzątając samochód przed sprzedażą. Miałem spory bałagan. Dokument pokazałem podczas kontroli – tłumaczy wtedy w rozmowie z „GW”. – Wiedziałem, że dano mi karę, ale nie znałem szczegółów. Nie mam żadnego dokumentu o odebraniu uprawnień. Sporo wyjeżdżałem z kraju, może dlatego korespondencja nie docierała – przekonywał Stefan Pastuszewski.
Dlaczego prokuratura odpuściła radnemu? – Zagrożenie karą jest niskie, za taki czyn grozi do dwóch lat pozbawienia wolności – wyjaśnia Piotr Dunal, zastępca szefa prokuratury Bydgoszcz-Północ.
Stefan P. jest w Bydgoszczy znaną osobistością. W czasach Polski Ludowej był działaczem opozycji demokratycznej, za co odsiedział kilka lat w więzieniu. Pracował jako wykładowca m.in. na UMCS i UAM w Poznaniu. Jest literatem, publicystą i historykiem.