Sejm debatował dzisiaj nad projektem liberalizującym prawo do aborcji i tym, który je dodatkowo ograniczy. Przed budynkiem protestowali z jednej strony obrońcy praw kobiet, z drugiej ci, którzy chcą odebrać kobiecie prawo do decydowania o swoim ciele. Momentami zgromadzonych było więcej niż posłów na sali. A wynik ostatecznych głosowań był taki, jak przewidywano.
Sejmowa sala świeciła pustkami zwłaszcza podczas wystąpienia Barbary Nowackiej, gdy ta przedstawiała obywatelski projekt Ratujmy Kobiety. Przypomnijmy, że zakłada on odejście od tzw. kompromisu aborcyjnego na rzecz dopuszczenia aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży, a później w wypadkach, które i dziś zapisane są w ustawie. Ratujmy Kobiety przewiduje również bezpłatną antykoncepcję, rzetelną edukację seksualną i uregulowanie zasad powoływania się na klauzulę sumienia. Zabroni także eksponowania w sąsiedztwie szpitali i szkół przerażających fotografii rozerwanych płodów.
Gdy Nowacka przytaczała statystyki dowodzące, że prawo do aborcji – nawet w ograniczonych przypadkach – w Polsce tak naprawdę nie istnieje, podziemie aborcyjne ma się znakomicie, a brak edukacji seksualnej prowadzi do tragedii, więcej ludzi było obecnych pod Sejmem niż na sali obrad. Pusto było zarówno w ławach rządowych, jak i tam, gdzie powinni zasiadać przedstawiciele „liberalnej” opozycji – Nowoczesnej i PO.
Tymczasem przed Sejmem zebrali się zarówno zwolennicy liberalizacji ustawy, jak i jej zaostrzenia. Ci drudzy ustawili przed Sejmem bilboard, na którym demonstrowali obrazy rozerwanych płodów, i głośnik, z którego na okrągło słychać było płacz dziecka i zmanipulowany przekaz dotyczący aborcji. Można było dowiedzieć się z niego, że w polskich szpitalach zabijane są małe dzieci, których jedyną winą był zły wynik badania prenatalnego (możliwe, że błędny). Obrońcy praw kobiet z mniejszym lub większym powodzeniem starali się przedrzeć przez ten donośny przekaz okrzykami „Zatrzymamy fanatyków!”, „Myślę, czuję, decyduję!”, „Polska laicka, nie katolicka!”, „Prawa kobiet – prawa człowieka”.
#prawakobiet #womenrights #ratujmykobiety #strajkkobiet Protest w obronie prawa do aborcji pod Sejmem. Zebranych było więcej, niż posłów na sali @barbaraanowacka @ObywateleRP @Dziewuchy @inicjatywaPL @RazemWarszawa pic.twitter.com/qyHKguhRez
— Strajk.eu (@strajkeu) 10 stycznia 2018
O prawa kobiet upominały się Dziewuchy Dziewuchom, Inicjatywa Feministyczna, Ogólnopolski Strajk Kobiet, Obywatele RP, Obywatele Solidarnie w Akcji, partia Razem oraz Pracownicza Demokracja. Na transparentach widniały hasła przypominające o tym, że prawa kobiet są prawami człowieka i że kobietom należy się możliwość decydowania o sobie. Z największego plakatu na Sejm i przeciwników aborcji „patrzyła” Maria Kaczyńska, obok zaś cytowano jej słowa o tym, że w pewnych życiowych sytuacjach nie wolno zmuszać kobiet do rodzenia, nie wolno też narażać ich życia, gdy ciąża mu zagraża. Kilka kobiet przyniosło zdjęcia makabrycznie zdeformowanych płodów – tych właśnie „małych dzieci”, które chcą „ratować” środowiska anty-choice.
Protest przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej pod Sejmem
Obrońcy praw kobiet skandują: „Zatrzymajmy fanatyków!”
Z przeciwnej strony cały czas słychać z głośników propagandę antyaborcyjną.#RatujmyKobiety #PrawaKobiet #Sejm pic.twitter.com/WANBps5QAM— Strajk.eu (@strajkeu) 10 stycznia 2018
To, co było słychać na sali sejmowej w kontekście drugiego projektu, niewiele różniło się od antyaborcyjnej propangandy emitowanej z głośnika przed Sejmem. – Polska służba zdrowia zajmująca się kobietą w ciąży i jej dzieckiem jest obecnie zmuszana do polowania na chore dzieci – perorowała Kaja Godek. Sekundowali jej wypowiadający się w dyskusji posłowie PiS, Kukiz’15 i przedstawicielka PSL. Nieliczne bardziej trzeźwe głosy można było usłyszeć od posła PO Bartosza Arłukowicza, który przypomniał, jakie śmiertelne deformacje płodu uzasadniają dziś w Polsce przerwanie ciąży czy też od posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, która w imieniu swojego klubu zarekomendowała dalsze prace nad ustawą Ratujmy Kobiety.
„Poziom” dyskusji prezentowany przez prawicę specjalnie jednak nie dziwi. Smutniejszy jest fakt, że demonstracje w obronie praw kobiet były zaledwie marnym cieniem mobilizacji w dniu Czarnego Protestu, czy nawet na wydarzeniach antyfaszystowskich w listopadzie. W takim kontekście rząd bez mrugnięcia okiem przepchnie przepisy podyktowane przez katolickich fanatyków.
Pierwszy krok został zrobiony – krótko przed godziną 23 projekt Ratujmy Kobiety został wyrzucony do kosza, podczas gdy antyaborcyjne „dzieło” Kai Godek będzie procedowane dalej w komisji. O takim losie ustawy prezentowanej przez Nowacką przesądziło osiem głosów – wobec faktu, że przeciwko odrzucaniu projektu na tym etapie było nawet 58 posłów PiS, Ratujmy Kobiety nie zostałoby skreślone, gdyby w klubach „prokobiecej” opozycji było mniej nieobecnych podczas głosowania. W PO 29 osób nie głosowało, dwie były za odrzuceniem, w Nowoczesnej jeden poseł wstrzymał się od głosu, a dziesięć osób nie ustosunkowało się do projektu.