Jeśli jesteś pracownikiem budżetówki, albo można cię podciągnąć pod szeroko pojmowanie „pełnienie funkcji publicznych”, to niedługo służby specjalne będą sprawdzać, co jesz na śniadanie. Nie będziesz mógł przełożyć jajecznicy z patelni na talerz, zanim nie prześwietlą jej Kamiński z Wąsikiem.
Stanem pożądanym przez obecną władzę jest absolutna inwigilacja wszystkich urzędników i pracowników wymiaru sprawiedliwości, łącznie z protokolantami czy przekładającymi kartki stażystami.
Według projektu ustawy o jawności życia publicznego oświadczenia majątkowe będą musieli składać i na dodatek publikować w internecie nawet asystenci sędziów, czy egzaminatorzy od prawa jazdy. Ale Kamińskiemu to nie wystarczy: chce zaglądać urzędasom nie tylko w portfele, ale też w aktywności po godzinach. Strażacy, sędziowie, prokuratorzy, pracownicy WORD, lekarze orzecznicy itd. będą musieli raportować władzy, czy należą do organizacji finansowanych ze środków publicznych. W tę kategorię wpisują się również stowarzyszenia.
Po pierwsze, władza zyska w ten sposób szereg nowych, smakowitych materiałów do kompromatów. Nie ma bowiem nic lepszego niż rozpracowywanie jakiegoś osobnika, o którym nagle spada z nieba informacja, że należy do stowarzyszenia walczącego o prawa LGBT, zrzeszającego osoby walczące z jakimś uzależnieniem czy chore na depresję, albo do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Wietnamskiej (jak ja).
Po drugie – służby pragną przez to wyłuskiwać z sektora publicznego osoby działające w organizacjach sprzeciwiających się obecnej władzy. To ewidentne naruszenie konstytucyjnego prawa do wolności zrzeszania się i włażenie z noktowizorem w prywatność.
I chociaż niczego nie podejrzewający członkowie różnych grup często nie wiedzą, że organizacja jest finansowana ze środków publicznych, odpowiedzialność karna za poświadczenie nieprawdy będzie ich obowiązywać. Przed wstąpieniem w szeregi jakiejkolwiek organizacji będą zmuszeni robić wywiad księgowy. A nawet jeśli zrobią, to i tak ustawa Kamińskiego skutecznie zniechęci ich do obywatelskiej aktywności, bo przecież nawet gdy jakaś organizacja z pozoru wygląda niewinnie, to można będzie jej wyciągnąć, że przed dwoma laty zaprosiła na konferencję profesora z Petersburga, który głosował na Jedną Rosję. Dalsze skojarzenia – nitko leć.
W zasadzie potwierdził powyższe obawy Stanisław Żaryn, mówiąc, że „możliwe będzie sprawdzenie, czy stowarzyszenia, w których zasiadają osoby pełniące funkcje publiczne, nie są traktowane na specjalnych warunkach”. Czyli prosta droga, aby od powzięcia informacji, że w zarządzie stowarzyszenia XY zasiada prokurator Kowalski, walnąć w całą organizację.
Sędziom nie wolno będzie zarządzać żadnymi stowarzyszeniami ani fundacjami władnymi prowadzić działalność gospodarczą. Do tej pory zakaz obejmował jedynie fundacje. Iustitia słusznie zauważyła, że w zasadzie jej zarząd mógłby w tej chwili ulec samorozwiązaniu i rozejść się do domów.
W krainie podsłuchów zakładanych bez wiedzy sądu, wybiórczych sygnalistów na usługach CBA, inwigilowania sąsiadów przez łebków z Obrony Terytorialnej, sektorze publiczny – trzy razy przemyśl, zanim zapiszesz się do miejskiego kółka szachowego. To może być pułapka.