Dyskusja na temat tzw. trzydziestokrotności składek skutecznie przyćmiła potrzebę rozmowy o znacznie bardziej radykalnej zmianie w polskim systemie emerytalnym, jaką jest wprowadzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych. Tymczasem kondycja polskiego systemu emerytalnego od wielu lat się pogarsza, a jej fundamentami są odejście od systemu opartego na solidarności pokoleń do systemu kapitałowego opartego na indywidualnych kontach oraz stopniowa komercjalizacja świadczeń emerytalnych.
Kluczowym problemem polskiego systemu emerytalnego jest zepsucie go w 1999 r. przez koalicję UW-AWS i z niego wynikają dzisiejsze problemy. To wtedy nastąpiło przejście do systemu kapitałowego i uruchomiono stopniową komercjalizację systemu połączoną ze zdeprecjonowaniem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W konsekwencji psucia systemu emerytalnego dzisiaj wybór między zachowaniem trzydziestokrotności i jej odrzuceniem jest jak alternatywa między dżumą i cholerą. Albo uprzywilejowujemy część najbogatszych, zwalniając część ich dochodu od płacenia składek, albo zagwarantujemy im olbrzymie emerytury za kilkanaście lat, zarazem zmniejszając wpływy podatkowe. I tak źle, i tak niedobrze.
Spór wokół trzydziestokrotności zasłania jednak głębsze zmiany systemu emerytalnego uruchomione przez obecny rząd. Głównym kierunkiem zmian wdrażanych przez władzę jest komercjalizacja systemu emerytalnego, czyli dowartościowanie funduszy zarządzanych przez firmy prywatne, uzależnionych od kaprysów giełdy. Już kilkanaście miesięcy temu rząd postanowił przenieść środki z Otwartych Funduszy Emerytalnych do Indywidualnych Kont Emerytalnych. Skąd taki pomysł? OFE odegrały fatalną rolę w ewolucji systemu emerytalnego, w tym wiązały się z wyprowadzeniem z niego setek milionów złotych poprzez wysokie prowizje pobierane przez podmioty, które nimi zarządzały (na początku 10% wartości wpłaconych środków!). Była to jednak formalnie część publicznych środków, nad którymi państwo sprawowało nadzór. Tymczasem IKE to w pełni komercyjna część systemu emerytalnego, nad którą państwo nie sprawuje żadnej kontroli. Jeżeli fundusze nimi zarządzające zaczną spadać na wartości lub wręcz zbankrutują, państwo nie będzie miało nic do powiedzenia.
Przeniesienie środków OFE do IKE to zatem krok ku komercjalizacji systemu. Warto zresztą pamiętać, że politycy PiS do dzisiaj wypominają koalicji PO-PSL, że część środków OFE przeniosły z powrotem do ZUS. Tymczasem była to jednak z lepszych i zarazem bardziej oczywistych decyzji rządu Donalda Tuska. Po prostu zlikwidowano patologiczny mechanizm, zgodnie z którym komercyjne fundusze zarabiały na obligacjach skarbu państwa, biorąc na dodatek za to dodatkową prowizję od obywateli. PiS nie tylko krytykuje poprzedni rząd za wzmocnienie ZUS kosztem OFE, ale wzmacnia IKE kosztem OFE, czyli wspiera najbardziej komercyjny filar systemu emerytalnego. Przy okazji państwo nakłada na obywateli opłatę przekształceniową przy przeniesieniu środków z OFE do IKE, chcąc sfinansować bieżące wydatki budżetowe. Co prawda środki mogą być też przeniesione do ZUS, ale domyślnie pieniądze będą przeniesione do IKE, a zatem władza uprzywilejowuje ten wybór, licząc na bierność obywateli.
Jakby tego było mało, PiS postanowił podnieść składki emerytalne, aby dodatkowo umocnić trzeci filar systemu emerytalnego. Jak rząd się chwali w swoich materiałach propagandowych, „Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) to powszechny, dobrowolny i w pełni prywatny system długoterminowego oszczędzania. Podstawowym celem PPK będzie zwiększenie stopy oszczędności Polaków oraz zapewnienie dodatkowego zabezpieczenia finansowego po osiągnięciu przez nich wieku emerytalnego lub nabyciu uprawnień emerytalnych. Dodatkową korzyścią dla gospodarki będzie wzrost bazy finansowania polskich przedsiębiorstw, co pozytywnie wpłynie na rozwój gospodarczy Polski”. System ma dotyczyć ponad 11 mln Polaków. Pracownik ma płacić co najmniej 2 proc. wynagrodzenia netto, a kolejne 1,5 proc. ma dopłacać pracodawca z możliwością zwiększenia wpłat do 4 proc. tak od pracownika, jak i pracodawcy. Dodatkowe środki ma dopłacać państwo: 250 zł opłaty powitalnej oraz co roku 240 zł.
PPK mają obsługiwać towarzystwa funduszy inwestycyjnych, czyli w pełni komercyjne instytucje, które mają całkowitą swobodę działalności i są narażone na wahania wartości w zależności od koniunktury gospodarczej. W sytuacji kryzysu mogą zbankrutować i państwo nie ma żadnego wpływu na ich kondycję. Z drugiej strony coroczne wsparcie dla nich przez państwo mogłoby być uznane za niedozwoloną pomoc publiczną, bo wydaje się dyskusyjne, aby państwo finansowało część prywatnych funduszy, nie mając na dodatek żadnego wpływu na podejmowane przez nie decyzje.
Przynależność do PPK nie jest obowiązkowa, ale domyślna, to znaczy jeżeli ktoś nie chce się zapisywać do PPK, to musi złożyć stosowną deklarację. Jeżeli nie zrobi nic, to zostanie wpisany w system. Trudno taki tryb uznać za uczciwy. To tak jakby państwo podejmowało decyzję o tym, że obywatel bierze pożyczkę w banku, a decyzja o wzięciu byłaby cofnięta dopiero po złożeniu przez obywatela specjalnej deklaracji, w której oświadczałby, że nie życzy sobie kredytu. Na dodatek w deklaracji rezygnacji z PPK czytamy o zaletach programu i negatywnych skutkach wypisania się z niego. Innymi słowy państwo promuje prywatne podmioty, nie wskazując ewentualnych wad PPK, nie mówiąc już o zaletach ZUS.
Wprowadzenie PPK oznacza wzrost składek dla pracodawców i pracowników, co zdaniem rządu stanowi konsekwencję spadających emerytur. Można się zastanawiać nad przyczynami tego spadku, ale trudno pojąć, dlaczego państwo odgórnie wspiera filar komercyjny zamiast gwarantować społeczeństwu godne emerytury poprzez umocnienie pierwszego filaru, czyli ZUS-u. W tym kontekście trudno też zrozumieć deklaracje Mateusza Morawieckiego z jego expose, aby do konstytucji wpisywać ochronę PPK i IKE. Czy premier chce konstytucyjnie zagwarantować komercjalizację systemu emerytalnego?
Dobrze by było, gdyby polscy politycy uczyli się na błędach. Niestety w przypadku systemu emerytalnego wydaje się, że w kółko powielane są te same, nieudane rozwiązania. Warto pamiętać, że trzeci filar istnieje w Polsce nie od dziś. Powstał już ponad 20 lat temu. Niestety jego ewolucja nie jest zachęcająca. Tylko w 2008 r. Indywidualne Konta Emerytalne poniosły gigantyczne straty, sięgające nawet połowy wartości wpłaconych środków. Wtedy wiele osób, które z nich korzystało, zrezygnowało. Środków nie odzyskały nigdy. Nie mamy żadnych gwarancji, że taka sytuacja się nie powtórzy. Dotyczy to też PPK, które są częścią komercyjnego filaru systemu emerytalnego, tyle że wspieranego przez państwo. A zatem w przypadku bankructwa firmy zarządzającej PPK stracą nie tylko bezpośrednio zainteresowani, ale też zostaną zmarnotrawione środki pobierane z podatków całego społeczeństwa.
Zamiast komercjalizować system emerytalny, wspierać prywatne fundusze i dosypywać do nich pieniądze ze środków publicznych, lepiej powrócić do systemu opartego na solidarności pokoleń oraz umocnić najbardziej stabilny i najtańszy w obsłudze, publiczny filar systemu emerytalnego.