Przegraliśmy walkę o Smoleńsk. Nie o żadną „prawdę”, lecz o rząd dusz. Prawica wykorzystała prostą komunikacyjną katastrofę do tego, aby zbudować nową kulturę, nowy dyskurs i narrację. Mobilizuje wokół tego tematu niemałe rzesze społeczeństwa, używa tego jako emblematu, przy pomocy którego pomaga opinii publicznej odnajdywać linię demarkacyjną pomiędzy „my” i „oni”. W jasny sposób pozycjonują się wokół tego kościół i rozliczne ośrodki medialne. Na okoliczność „Smoleńska” ujawnia się struktura społeczna, na której opiera się cała inżynieria polityczna i socjalna w Polsce. To jest – na kompletnym fałszu.
„Smoleńsk” jest zjawiskiem wyjątkowo ponurym. Skupia w sobie, niczym w soczewce, wszystkie bodaj polskie patologie, jakie zrodziła transformacja ustrojowa i nakłada je na te tradycyjne, istniejące od dawna. Dzięki pulpie lęków, fobii, agresji, fanatyzmu, hipokryzji, pretensji i bezmyślnej martyrologii, polska klasa polityczna może prowadzić swobodny wyzysk społeczeństwa we wszystkich obszarach, grając co i raz na różnych nutach. Jednych ruszy „obrona demokracji”, innych prawa gejów, aborcja i in vitro, jeszcze inszych – Smoleńsk, Putin, czy „żydowskie roszczenia”. Zatraciliśmy jako społeczeństwo umiejętność definiowania własnego interesu i poszukiwania korpusu etycznego, który byłby dla niego platformą.
Trudno się dziwić w tych okolicznościach, że Polki i Polacy wydelegowali sobie do władzy takich ludzi, jak Kaczyński i Macierewicz. Nauczeni posłusznie grzebać wyłącznie w pomyjach i traktować je jako dostojne polityczne wybory, połasili się na coś, co daje złudzenie zaspokojenia ich najbardziej dojmujących potrzeb. Np. program 500+. Wszystko poza nim wygląda obrzydliwie. Frustracja wyborców w przypadku PiS pozwoliła wspinać się na wyżyny polityki, bazując wyłącznie na nienawiści, na bezinteresownym chuligaństwie, na destrukcyjnym, chamskim resentymencie.
Dzięki „Smoleńskowi” prawica może triumfować stąd do wieczności, gdyż nie będzie musiała się w ogóle zajmować uzgadnianiem interesów. Spełnia się własnie mokry sen Krula Korwina, który gardzi „polityką interesu” i chce „gry zasad”; czytaj teatru żonglerki fantazmatami, które skutecznie pochłoną uwagę społeczeństwa nowoczesnych galerników.
Gdy przepędzimy islamskich najeźdźców, żydowskich manipulatorów, rosyjskich agentów wpływu, niemieckich potentatów medialnych, ubeków, przesladowców kościoła, gejów, feministki, wegetarian i rowerzystów – wówczas zajmiemy się ustalaniem prawdy o Smoleńsku i prawdziwym obalaniem „socjalizmu” oraz Norymbergą dla zdrajców. A gdy już nastanie prawdziwie wolna Polska, z prawdziwie wolnym rynkiem…
Wtedy, mam nadzieję, będę daleko.