I znowu to samo. Demokraci, obywatele, inteligenci, piękni i mądrzy, acz nic a nic niepokalani zdolnością myślenia zamarli i trwają w szoku. Echo ich nagłej apopleksji niesie się coraz mocniej, bo proto-faszystowski laluś z Konfederacji ma już całe 13 procent w najnowszym prezydenckim sondażu.
To oczywiście bardzo niedobrze, ale szanowna polska inteligencja raczy przesadzać z tą ostentacyjną żałobną hiperwentylacją.
Jeszcze niedawno prominentny PiS-ożerca Maziarski chciał przecież razem z kolegami Bosaka odsuwać Kaczyńskiego od władzy, czyż nie? A pewien znany koalicjant obywatelski zapowiadał, że PO będzie współrządziła z Konfederacją i wtedy ta ostatnia „zajmie się lewicą”. Grzegorz Braun musiał nawet robić konferencję prasową i podawać opinii publicznej dementi w sprawie planów wstąpienia w polityczną zmowę z „obozem zdrady i zaprzaństwa”. A przecież dziwić się i chlipać nie ma czego, bo wszak prawicowa szajba PO jest zgoła pokrewna konfederackiej.
Nieszczęśliwy polski naród powinien masowo brać relanium na nadmiar emocji i nieumiejętność zarządzania nimi, coś z amfetaminą na umysłowe przymulenie i ginkofar na zapominalstwo. Bo rzadko pamięta, co zdarzyło się politycznie dosłownie kwadrans temu, nie mówiąc już o poprzednim politycznym sezonie. A wówczas, gdy „rządził” jeszcze niesamodzielny do bólu Donald Tusk i specjalista od ortografii Komorowski, w stronę bojowego skrzydła polskich ekstremistów, które organizowało listopadowe marsze i rozróby, rzucano przymilne propozycje, by nacjonalistyczne ekscesy organizować wspólnie. Nie pamiętacie? Ginkofar!
Czczono też bandy prawicowych morderców biegających z bronią po lasach po wojnie i generalnie dolewano IPN-owi paliwa jądrowego do wszystkich silników. Legitymizowano ekstremistyczną prawicę i jej narracje, a lewicę demonizowano. To nas przez ostatnie trzy dekady systematycznie opluwano i odmawiano nam prawa do jakiegokolwiek udziału w sprawie publicznej w charakterze innym niż kozła ofiarnego, albo usłużnego dopełnienia obozu beneficjentów i apologetów III RP.
Tylko osoba intelektualnie mocno przeziębiona (amfetamina!) może więc zdumiewać się sukcesem Bosaka. Przez lata wmawiano opinii publicznej, że tacy jak on są OK, a gdy my wypowiadaliśmy wobec takich jak on słowo „faszyzm”, to nam wygrażano palcem i pouczano, że nie przystoi stosować takich „pochopnych uogólnień”.
„Chcieliście Polski, no to ją macie!” – pisał poeta.
Przez cały niemal okres III RP dewastowano rynek pracy, rozkradano państwowy majątek, niszczano poczucie wspólnoty, empatię i inne humanitarne odruchy, których nauczył ludzi PRL. W powietrze wysadzono system wsparcia obywateli przez państwo, przeciwko biednym i wykluczonym, których wyrzygała III RP przy porodzie, rozpętywano systematyczne nagonki, a lewicę, która się o nich upominała, obrzydzano. To samo dotyczy związków zawodowych. Temu porządkowi przyklaskiwali wszyscy ci, którzy dziś są tak rozgniewani i zaskoczeni, że aż trudno te ich ryki wytrzymać (relanium!). Chciałoby się napisać: a nie mówiłem? Ale się nie pisze.
To oczywiste, że prawica wiedzie prym. Lewica nie wytrzymała naporu materii, czyli wcześniejszych działań dzisiejszych płaczek. Zapadła się, wyparła sama siebie i w końcu poszła na dno prowadzona przez Leszka Millera u zarania wieku. Prawica zaś, gdy sznurki lecą Kaczyńskiemu z rąk, a PiS zaplątuje się we własne nogi, robi co trzeba, czyli regularnie i bez znieczulenia napierdala. We wszystko i we wszystkich.
Gdy razem z foliarstwem pod przywództwem Tanajny konfederaci przy aplauzie PO zrobią nam tu swoje ekstremistyczne Muppet Show, ja rezerwuję sobie miejsce na galerii Statlera i Waldorfa. Kto zechce zasiąść obok?