Obóz Jarosława Kaczyńskiego znów poszedł na wojnę z Niemcami. Całe szczęście to tylko walka symboliczna, głównie na użytek wewnętrzny. Prowadzona równie nieudolnie, co Powstanie Warszawskie, którego efektem było 200 tys. trupów, morze gruzów i tradycyjne polskie moralne zwycięstwo. Kiedy oni nam szwargocą, że powinniśmy przyjąć 7 tys. uchodźców, nie robić z mediów publicznych szamba, którym aktualnie są, czy szanować trójpodział władzy, to my rozrywamy koszulę, pokazujemy szramy i krzyczymy: płacić! Ponad 70 lat po wojnie poseł Mularczyk z PiS-u wyruszył na front, zadając pytanie prawnikom z Biura Analiz Sejmowych, o to ”czy w świetle prawa międzynarodowego Rzeczpospolita Polska może domagać się roszczeń odszkodowawczych od Niemiec za straty materialne i osobowe spowodowane agresją niemiecką podczas II wojny światowej?”. Nic to, że Polska zrzekła się reparacji wojennych – zrobiła to w latach pięćdziesiątych, więc dość łatwo wytłumaczyć obywatelom wychowanym na polityce historycznej III RP, że to decyzja niebyła.
Wcześniej sygnał do natarcia dał sam Wódz z Żoliborza. Na konwencji partyjnej w Przysusze (żeby było bliżej ludu) poruszył temat, wskazując na to, że ”straty w ludziach, w elitach są właściwie nie do odrobienia, to trzeba 5 czy 7 pokoleń, żeby to nadrobić”. Stoi za tym wizja Polski jako wiecznej ofiary i mniemanie, że gdyby nie zniszczenia wojenne i oczywiście komunizm, bylibyśmy dzisiaj na gospodarczym poziomie Niemiec czy Japonii, które – co tu ukrywać – wojnę przegrały.
Są jednak rachunki krzywd, którymi polskie państwo powinno się zająć naprawdę. I tu przyznaję, mam swój osobisty interes. Jako potomek chłopów pańszczyźnianych uważam, że już czas na zadośćuczynienie za to panujące w Rzeczypospolitej niewolnictwo. Tym bardziej, że ta niesprawiedliwość dotknęła przodków większości żyjących w Polsce. Tak, tak, naprawdę nie wszyscy biegali w żupanach, kontuszach, z szabelką, wąsem i łbem podgolonym. A kiedy po kamienicę zgłasza się dziś potomek zacnego mieszczańskiego rodu, po pałac sukcesor wybitnego rodu arystokratów, kościół zaś domaga się pięknej działeczki w centrum miasta, mowa jest o ”świętym prawie własności”. Nikt nie wspomina jednak o pracy ukradzionej ludziom, dzięki którym te wszystkie kolonialne majątki powstały, czyli przymusowej pracy na folwarku. O przemocy, przywiązaniu do ziemi, karach śmierci i torturach. I o tym, że wyzwolenie z tego okrutnego systemu załatwili nam zaborcy, a nie ”rodacy”.
Dotychczasowe próby rekompensat za wielowiekowe niewolnictwo były co najmniej połowiczne, a część z nich została cofnięta. Nie widzę powodu, dla którego nie powinniśmy się domagać oddania tego, co nam przez pięć wieków zabrano. Nie wiem w tej chwili jak to miałoby wyglądać w szczegółach; ważne jest także samo symboliczne podjęcie tematu w sferze publicznej. Mistrzynią fałszywej polityki jest przecież fałszywa historia. Parafrazując Prezesa Kaczyńskiego – potomkowie polskich chłopów nie zrzekli się odszkodowań za wyzysk pańszczyźniany. Ci, którzy sądzą inaczej, są w błędzie.