Normalnym forum do kontaktowania się rządu i Episkopatu jest historyczne ciało, noszące nazwę Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski. Zdawać by się mogło, że jak biskupi czegoś chcą, to Głódź będący szefem strony kościelnej w Komisji dzwoni do Kempy i ustalają spotkanie.

Nic z tych rzeczy. Od czasu powołania Beaty Szydło na premiera, taki miting miał miejsce tylko jeden raz. Pod koniec kwietnia. Do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ściągnęli wtedy Metropolita Warszawski Nycz, Gnieźnieński czyli Prymas Polski – Polak, Głódź, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski – Miziński i pewnie nieprzypadkowo biskup toruński – Suski. I wcale nie podejmowała ich premier. Obowiązki pani domu pełniła Kempa. Byli też Błaszczak, Gliński, Rafalska i paru wiceministrów.

Oficjalnie podano, że przedmiotem rozmów były ŚDM i przyjazd Bergoglio. Zaś tak naprawdę chodziło o ustalenie ścieżek komunikowania się przedstawicieli Episkopatu z rządem. No i załatwienie raz na zawsze tego, by Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych odczepił się od ksiąg parafialnych. Dopracowano się mechanizmów, polegających na tym, że każdy szczebel nadzorujący rząd w Komisji Episkopatu Polski, ma bezpośredni telefon do urzędnika odpowiedzialnego za załatwienie sprawy z takiej to, a takiej dziedziny.

I tak oto KEP wyznaczył delegatów do kontaktowania się z poszczególnymi ministerstwami (swoich episkopalnych „opiekunów” nie dostały póki co jedynie resorty zajmujące się cyfryzacją i służbami. Cała reszta ma załatwiać sprawy spływające od przedstawicieli sutann. Delegat dzwoni i prosi o bezzwłoczne dofinansowanie kościelnego hospicjum albo o zatrudnienie w ministerstwie kilku uznanych fachowców. Według moich informatorów, taka sytuacja miała miejsce m.in. w Ministerstwie Rozwoju. A urzędnicy mają słuchać i nie dyskutować.

Ten uroczy układ nie jest naturalnie czymś, czym rząd szczególnie głośno się chwali. Jednak to tłumaczy ostatnio nadzwyczaj udane relacje z biskupami. Na tę chwilę żądania Kościoła ograniczają się tylko do tak nieistotnych dla Kaczyńskiego kwestii jak pieniądze, in vitro, czy matura z religii. Kościół nawet szczególnie nie zabiega o całkowity zakaz aborcji. Robi jednak coś, co na dłuższą metę Kaczyńskiemu się nie spodoba. Zdobywa pełnię informacji i wprowadza do drugiego i trzeciego szeregu rządzących państwem, swoich ludzi. Jest tylko kwestią czasu, by okazało się, że Episkopat już nie panoszy się w rządzie. Bo rząd i Episkopat, to będzie to samo.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. No cóż… Ameryki to szanowny Pan nie odkrył.
    Ten proces trwa już od 89 roku.
    Ostatnio jedynie trochę się nasilił. Delegowanie członków Opus Dei na stanowiska w rządzie trwa od czasów premier Suchockiej. Obsada ,,swojaków” w ministerstwach już jest, pora najwyższa była aby ustanowić ,,oficerów łącznikowych” z KEP.

    1. Moim zdaniem, należy przypominać niewiernym kto tu rządzi, a rządzą watykańczycy, papa JP2 otaczał się opusdeistami, Franciszek też otacza się wierchuszką „Dzieła Bożego”. W Sejmie RP jest ok. 80 członków Opus Dei, a ile sympatyków „Bóg jeden wie”. Ciężko jest żyć w kraju ojczystym pod terrorem religii watykańskiej.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…