Opadł kurz po wzniosłych, pompatycznych i infantylnych obchodach kolejnego martyrologicznego epizodu naszej historii. Tak, stan wojenny w chwili ogłoszenia miał ładunek tragiczny – dla obu stron ówczesnej polsko-polskiej barykady. Czterdzieści lat później jego rocznice stają się teatralną groteską.
Najśmieszniejsze są chyba rosnące szeregi kombatantów, legend panny „S”. Jedna z nich, Andrzej Gwiazda – w tamtych dniach ofiara, dla wielu prawdziwy bohater – żąda od demokratycznego państwa 2 mln złotych odszkodowania za swoją walkę o „wolność i demokrację”. Z tą legendą Polski, czołowym działaczem antykomunistycznym i jednym z założycieli KOR-u na pewno nie może się równać niejaki Nelson Mandela, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Jego 27 lat na Robben Island (kolonii karnej na wyspie koło Kapsztadu) i w więzieniu Pollsmoor, w nieludzkich warunkach odosobnienia w RPA, państwie apartheidu, jak się okazuje, były niczym przy cierpieniach Andrzeja G. i wielu jego kolegów. Wszak Nelson Mandela za 27 lat odosobnienia, upokorzeń, udręki i autentycznej opresji żadnych pieniędzy od swojego państwa nie chciał. Zresztą Andrzejowi G., bacząc na jego dzisiejsze sympatie, bliżej zapewne duchowo do innej postaci południowoafrykańskiej historii.
Nie zdziwiłbym się, gdyby dzielny solidarnościowiec łączył się duchowo raczej z Januszem Walusiem, też bojownikiem opozycji antykomunistycznej, emigrantem politycznym z PRL, odsiadującym na południu Afryki wyrok dożywotniego więzienia za polityczne morderstwo. Ułaskawił go – bo inaczej Waluś zostałby powieszony jak pospolity przestępca z wyroku tamtejszego sądu – właśnie Nelson Mandela. Już jako prezydent demokratycznej RPA. Czy nasi prawdziwi demokraci są mu wdzięczni, nie wiem, ale doskonale pamiętam, jak kolejny kontynuator tradycji solidarnościowej minister sprawiedliwości Borys Budka rozpoczął oficjalne starania dyplomatyczno-prawne nad wyciągnięciem Walusia z południowo-afrykańskiego więzienia.
Kto zresztą nie przypominał w tym roku o swojej kombatanckiej karcie! W jednej z prywatnych stacji radiowych przemawiał Bronisław Komorowski, w innym medium pouczał odbiorców i tropił obcych agentów Karol Nawrocki, szef IPN, policji politycznej III RP. W kontekście jego występu warto może przypomnieć, iż agenturalność nie ogranicza się tylko do „sowieckości”. Każda agentura – o ile jest udowodniona, nie tylko oparta na domysłach – jest naganna i godna potępienia. Pozostawanie na żołdzie obcych agencji wywiadowczych bądź obcych korporacji, pomoc w zawłaszczaniu olbrzymich obszarów polskiej gospodarki jest tak samo obrzydliwe i wymagające jurydycznych postępowań. Odsyłam do prac Schweitzera, Osta, Drwęskiego… mówi wam to coś, bohaterowie panny „S”?
Nawet jeśli mówi, to cicho w temacie, elity spokojnie mitologizują własne doświadczenia, nawet nie udając, że chodzi tu o coś więcej niż kult samych siebie. Pamiętam, jak w grudniu 2005 i 2007 posłowie PSL występowali do Ministra Sprawiedliwości i prezesa Rady Ministrów o kasację wyroków skazanych w procesie brzeskim. Poseł Iwiński (SLD) wystąpił z interpelacją o ich rehabilitację. Ministerstwo Sprawiedliwości uzasadniło odmowę brakiem zachowanych akt procesu oraz tym, że we wniesionej w 1933 r. apelacji obrońcy oskarżonych nie kwestionowali ustaleń faktycznych poczynionych przez sąd I instancji. Dla solidarnościowych Ministrów Sprawiedliwości w 2005 i 2007 r. nie było oczywistym, że proces brzeski był bezprawny już tylko dlatego, że oskarżonych sądzono za działalność polityczną, którą prowadzili mając immunitet parlamentarny. Tak to wygląda ta walka o uniwersalne wartości demokratyczne. Kiedy nie chodzi o własny interes i własny wizerunek, nawet historia przestaje być ciekawa.
I jeszcze rzut oka za granicę. Podczas głosowania nad europarlamentarną rezolucją w sprawie więźnia politycznego, jakim jest bez wątpienia Julian Assange, nie znalazł się nikt z naszych solidarnościowych posłów, kto by rezolucję poparł.
A wstrzymanie się od głosu w tej akurat sprawie było taką samą hańbą jak głosowanie przeciw. Tyle w temacie medialnego samozachwytu nad wartościami takimi jak wolność, solidarność i odwaga, które rzekomo nasi antykomuniści wnieśli i ciągle wnoszą do życia publicznego całej Europy.
Może więc jednak więcej zadumy, powagi i refleksji, a mniej klaki i zadęcia. W czasie tragicznej rocznicy… i na co dzień.