Site icon Portal informacyjny STRAJK

Rondo im. Muhammada Alego

W 2016 roku, jak w każdym innym, zdarzyło się komuś umrzeć. W nekrologach znajdowaliśmy zarówno nazwiska osób wybitnych, jak i zupełnie przeciętnych, a przecenianych. Pożegnaliśmy m.in. znanego reżysera, który tworzenie dobrych filmów zakończył mniej więcej wraz z upadkiem Związku Radzieckiego. Jego zgon był tylko dopełnieniem artystycznej śmierci symbolicznej, która nastąpiła ćwierć wieku wcześniej. Odeszła dziennikarka – prawdziwa tuba propagandowa Platformy Obywatelskiej i niezbyt refleksyjnego liberalizmu. Kiedy fejsbuki zasypane zostały jej czarno-białymi fotkami, a na jej trumnę spłynęły litry łez i to niekoniecznie krokodylich, dowiedzieliśmy się, że była żurnalistką wybitną, choć wcześniej nic na to nie wskazywało. Do bram nieba zapukał też ojciec izraelskiego programu nuklearnego, z niewiadomych powodów uznany za pacyfistę i orędownika pokoju. Ubyło też trochę znanych nazwisk w popkulturze i podobno mam w tym swój osobisty udział. Wiele osób ma mi do dziś za złe podanie wiadomości o śmierci Davida Bowiego dzień przed jego zaskakującym zgonem. Cóż, nawet dziennikarzowi małego portalu zdarzają się profetyczne widzenia.

Dla mnie najbardziej poruszającą informacją była śmierć Muhammada Alego. Facet był wybitnym bokserem, ponoć szermierzem rękawic i prawdziwym artystą ringu. Pierwszy raz zobaczyłem go w 1996 roku, kiedy jako jedenastolatek oglądałem otwarcie igrzysk olimpijskich w Atlancie. Zapalił znicz, przykładając ogień do liny. Już wtedy objawy choroby Parkinsona były wyraźnie widoczne. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że był wielki nie tylko na ringu. Odmawiając służby wojskowej w czasie, gdy US Army dokonywała imperialistycznej inwazji na Wietnam, stał się symbolem oporu wobec ideologii militaryzmu i bezsensownego rozlewu krwi w imię abstrakcyjnych wartości. Jego słowa uzasadniające dezercję są jednym z najmocniejszych w swojej wymowie pacyfistycznych manifestów. „Dlaczego miałbym zakładać mundur i lecieć 10000 mil od domu, po to tylko aby zrzucać bomby i zabijać żółtych ludzi w Wietnamie, podczas gdy tak zwane Czarnuchy w Loisville są traktowane jak psy i odmawia im się podstawowych praw ludzkich? Nie, nie będę leciał 10000 mil od domu, po to aby pomóc zamordować i spalić kolejny biedny naród, i przedłużyć dominację białej rasy panów nad ludźmi o ciemniejszym kolorze skóry”. Przekaz ten był drogowskazem dla tysięcy innych młodych mężczyzn – białych i czarnych, z wybrzeży i środkowych stanów – każdy z nich wiedział, że nie musi zabijać Wietnamczyków, może odmówić służby wzorem wielkiego Muhammada Alego.

Obecnie w Polsce na cokoły wynoszone są postacie, które wsławiły się czymś dokładnie odwrotnym – zabijaniem w imię chorej ideologii nacjonalizmu. Społeczeństwo jest oswajane z wojną jako nieuniknionym wydarzeniem w procesie historycznym narodu. Przypominane są wielkie zwycięstwa i klęski oręża polskiego. Bohaterowie tych potyczek kreowani są na idoli nacjomilitarnej subkultury. Młodzi mężczyźni deklarują bez chwili namysłu: „tak, jestem gotów pójść na wojnę i zginąć za Polskę”. Pragnienie doznania siebie jako części kolejnej hekatomby jest wyrazem jakiegoś całkowicie irracjonalnego popędu, który niestety skutecznie determinuje współrzędne tożsamości i celu. Dlatego właśnie teraz, w 2016 roku potrzebujemy myśli Muhammada Alego. Po to, aby uzmysłowić absurd poświęcenia w walce przeciwko ludziom, z którymi nie dzieli nas żaden realny konflikt, dla których, podobnie jak dla nas, jedyną formą wyzwolenia jest odmowa uczestnictwa w militarnym spektaklu i wyrzeczenia się najbardziej zbrodniczej ideologii wszech czasów – nacjonalizmu.

Jednym z symboli współczesnej wersji tej ideologii jest Roman Dmowski –  główny kreator polskiej myśli narodowej i patron ronda w centrum Warszawy. To właśnie stamtąd kilka razy startował Marsz Niepodległości, którego uczestnicy demolowali przestrzeń publiczną stolicy swojej ojczyzny, krzycząc o honorze i poświęceniu dla Polski. Aby przepędzić fascynację wojną i upodmiotowić idee antymilitaryzmu, proponuję przemianować rondo Dmowskiego na rondo Muhammada Alego. Oczywiście, ze względu na potrzebę społecznego konsensusu, nie domagam się całkowitego wyrzucenia autora „Myśli nowoczesnego Polaka” ze stolicy.  Symbol endeków, jako postać kontrowersyjna, może znaleźć swoje miejsce w nieco mniej ostentacyjnej lokalizacji – w dzielnicach takich jak Wesoła czy Białołęka, gdzie przecież powstanie wiele nowych osiedli.  Mam nadzieję, że moja propozycja spotka się również z aprobatą młodych narodowców. W końcu żaden z nich nie pragnie przecież zagłady swojej ojczyzny i marzy u budowie jej dobrobytu w czasach pokoju, a Muhammad Ali jako symbol ruchu antywojennego jest z pewnością uosobieniem tego pięknego marzenia.

Exit mobile version