Zanim rozpoczęła się berlińska parada równości, siedzieliśmy z Tilo u „Greka” przy Nollendorfplatz. Ani mnie, ani tym bardziej jego, chociaż jest gejem sama „defilada” nie poruszała, bo to żadna atrakcja, a ludzie spod znaku tęczy w samym Berlinie to stały” element krajobrazu”.
Sam różowy trójkąt poświęcony jest pamięci homoseksualistów – ofiar nacjonalizmu. Nollendorfplatz nie jest miejsce przypadkowym. Tu w latach trzydziestych ubiegłego wieku było najwięcej lokali gejowskich i lesbijskich, w których bywała część berlińskiej elity, przede wszystkim intelektualnej, niezależnie od seksualnej orientacji. I nie seks ściągał tutaj ludzi, ale swoboda dyskusji, otwartość, nieraz bolesna szczerość i fakt, że gadano o wszystkim, ze wszystkimi, swobodnie. Zmieniło się to w styczniu 1933 r. Zanim Adolf spalił Reichstag, pozamykał wszystkie homoseksualne lokale przy placu. Właścicieli i bywalców wciągnął na „różową listę”. Rozpoczęły się szykany, osoby o innej orientacji seksualnej zapisywano w policyjnych rejestrach, zatrzymywano w komisariatach, biot, lżono i poniżano. Latem 1933 r. rozpoczęły się deportacje do obozów koncentracyjnych. Tam na obozowych kurtach, każdy haeftling przyszywał różowy trójkąt – rosa winkel – oznakę swojej orientacji seksualnej.
Hitler wykorzystał istniejący w kodeksie karnym Rzeszy, § 175 istniejący od 1871 r., który karał za stosunki seksualne mężczyzn tej samej płci karą do dwóch lat więzienia. Przez blisko 50 lat trwania cesarstwa wydano około 10 tys. wyroków. Zjawisko było na tyle powszechne, że od końca XIX wieku, o ile nie towarzyszyły mu zachowania kryminalne, wykorzystanie nieletnich, czy gwałty – nie zwracano na nie uwagi. W czasach III Rzeszy wydano grubo ponad 50 tys. wyroków. Sam przepis zaostrzono w 1935 r., podnosząc granice kary od 10 lat (litera „a” dodana do przepisu). Cztery lata później Sąd Rzeszy w uzasadnieniu wyroku zapadłego na podstawie § 175 stwierdził, że do tego, aby uznać coś za nierząd, przede wszystkim między mężczyznami, wcale nie jest potrzebny bezpośredni kontakt fizyczny. I pomyśleć, że dziesięć lat wcześniej specjalna Komisja Reichstagu, w skład której wchodziły wszystkie partie poza chrześcijańskimi demokratami przygotowało nowy projekt kodeksu karnego ograniczający karanie tylko od sytuacji, w której wykorzystywano osobę nieletnią, upośledzoną, czy zależną od sprawcy.
Ale paragraf 175 (z kolejnymi literkami dodawanymi jako rozwinięcie) wojnę przeżył. W Bundesrepublice zmieniono jego pierwotne brzmienie w 1969 r. Kolejne modyfikacje wprowadzono w latach siedemdziesiątych. I dopiero 10 marca 1994 r. „schwulenparagraph” został wymazany z kodeksu karnego Niemiec. Zdążono jednak wydać jeszcze 44 wyroki skazujące. W NRD przepis istniał do 1989 r. „pod numerem 151”.
W styczniu ubiegłego roku, bo w styczniu 1933 r. „zaczęło się” właśnie w Berlinie na Nollendorfplatz, blisko setka osób (aktywistów, pisarzy, intelektualistów i publicystów) podpisała petycję do Budnestagu o upamiętnienie homoseksualistów – ofiar nacjonalizmu. Pan prezydent niemieckiego parlamentu Wolfgang Schäuble (CDU) odmówił, ale dyplomatycznie. Wskazał, że w odpowiednim czasie, odpowiednia komisja zajmie się tą planowanym na 2019 rok upamiętnieniem ofiar nazizmu, a „Państwa petycja zostanie wzięta pod uwagę”. Z okazji ćwierćwiecza mijającego od uchylenia § 175 dziewczyny i chłopaki spod znaku tęczy, a także liczne wspierające równouprawnienie i tolerancję organizacji mają ponownie zwrócić się do niemieckiego parlamentu o wydanie specjalnej uchwały potępiającej sprawców zbrodni i upamiętniającej ofiary. To właśnie będzie za rok. Ciekawe, co zrobi chrześcijańsko – demokratyczny prezydent Bundestagu.
Jeśli miniesz kościół i skręcisz w prawo w kierunku placu w ulicę żydowskiej poetki i dramaturga Else Lasker – Schueller (przed wojna część Motzstrasse) widać nowy apartamentowiec. W tym miejscu przed wojną była ambasada RP. Nikomu nie przeszkadzało „sąsiedztwo” kolorowych lokali, koszernego hotelu „Koshel”, sali tanecznej, na której od końca lat dwudziestych mimo kryzysu ludzie się bawili, choć dotychczasowe fraki i smokingi w większości zastąpiły marynarki. Niektórych pracowników polskiego poselstwa można było widywać nawet w dalej położonym na Motzstrasse klubie „Eldorado”, w którym gromadzili się przedstawiciele wszystkich orientacji seksualnych, czasami tylko, żeby napić się piwa i pogadać.
Dalej po prawej zobaczysz duży odnowiony budynek. Tu do połowy lat 90. ubiegłego wieku były koszary amerykańskich marines. Później zastąpili ich uchodźcy, przede wszystkim z Bośni. Dzisiaj mieszkają też przybysze z całej Europy i jest spokojnie. Zamiast gwiaździstego sztandaru powiewa tęczowy. I nikogo to nie oburza. A dalej już Nolledorfplatz. Wieczorem kopuła stacji ubahnu pali się światłami w kolorze tęczy. No i nic. Każdy traktuje to normalnie i zajęty jest swoimi sprawami. Tolerancja to normalność – bez niej miasto nie mogłoby funkcjonować, tak jak ludzie.
*****
Nikt nie jest w stanie policzyć ilu homoseksualistów i lesbijek zginęło w obozach koncentracyjnych, choćby z tej przyczyny, że wiele z nich nie nosiło różowych trójkątów, tylko czerwone – politycznych przeciwników systemu. W okupowanych krajach Europy Wschodniej nawet nie zawracano sobie głowy selekcjonowaniem więzionych z uwzględnieniem kryterium orientacji seksualnej. Dokumentalny film pod tytułem Różowy Trójkąt”, pokazuje, jak opowiedział Tilo kilkanaście losów osób więzionych w obozach koncentracyjnych. Podobno jedną z nich była Elli Smula. Oficjalnym powodem aresztowania jak podano w policyjnej karcie informacyjnej było porzucenie pracy, jako przyczynę jej śmierci w obozie wpisano „nagły zgon”. Elli w chwili śmierci miała 29 lat.
Każdy kraj ma swój § 175 i wcale nie musi on dotyczyć osób o innej niże hetero orientacji seksualnej. To tylko pretekst do zmaltretowania ludzi chcących żyć inaczej, aniżeli określa to dyktatura. Wszystko bowiem, co inne jest dla systemu zagrożeniem. Wprowadzony w hitlerowskich Niemczech w 1935 r. przepis litery „a” § 175 kodeksu karnego był na tyle ogólny i szeroki, dający pole do najróżniejszych interpretacji, że każdy mógł zostać ukarany. I o to właśnie chodziło.
Każdy ma prawo żyć jak chce, jeśli nie krzywdzi innych, a państwo jest od tego, żeby mu to umożliwić.