Na początek dwa ważne zastrzeżenia. Pomogą w zrozumieniu tekstu. Nie będzie tu mowy o wojnie na Ukrainie i rosyjskiej agresji. Wszystko w tej sprawie jest jasne i moralne oceny są postawione.
Nie zamierzam też budować wariantów dalszego rozwoju sytuacji na froncie ukraińsko-rosyjskim. W polskiej przestrzeni informacyjnej namnożyło się tak wielu fachowców od sztuki wojennej, rosyjskiej myśli wojskowej, historii i specjalistów od psychologii i mentalności Rosjan, że dorzucanie kolejnego wątku jest bezsensowne. Gdy brakuje ludzi, mających choćby minimalne umiejętności chłodnego patrzenia na obiekt opisu, opinia społeczna zaczyna przypominać spluwaczkę.
Wojna pozycyjna
W obecnej sytuacji pewne jest jak na razie to, że Rosja w tej wojnie ugrzęzła. Wojskowo, ale także politycznie. Szukanie przyczyn: czy to błędy wywiadów, prowokacja służb innych państw, przypomina zgadywanki i niczego konkretnie nie określa. Wiadomo natomiast, że Rosja zaczyna przypominać kipiący, szczelnie zamknięty garnek. Ponad 80 procentowe poparcie agresji na Ukrainę nie mówi nic, poza oczywistą i znaną od wielu lat konstatacją, że rosyjskie społeczeństwo w sytuacji zagrożenia, gromadzi się wokół swojego przywódcy, jakie by grzechy na nim nie ciążyły. Oceny, których nie skąpią polscy „eksperci” i zwykli przeżuwacze ścieku z sieci społecznościowych, a które w gruncie rzeczy różnią się tylko poziomem wyzwisk pod adresem Rosjan, też niczego istotnego nie wnoszą, poza upuszczeniem emocji autorów tych wypowiedzi.
Zatem poparcie społeczne w Rosji dla wojny na Ukrainie jest duże. Warto jednak popatrzeć na towarzyszące temu nastroje. Te wyrażane są oczywiście w sieciach, ale coraz częściej przez niektórych dziennikarzy, polityków średniego szczebla, a także ostatnio przez niektórych deputowanych.
Idzie o to, że społeczeństwo, choć, jako się rzekło, grupuje się wokół władz i lidera kraju, to jednak oczekuje zmian w państwie. Do tej pory rozwarstwienie społeczne i oligarchizacja państwa wywoływały oczywiście sprzeciw części ludzi i partii politycznych, ale na werbalnej formie niezgody na nierówności się kończyło. Wojna wszystko zmieniła.
Zmiana elit
Po rozpoczęciu konfliktu, część miejscowych elit wyjechała z Rosji. Niektórzy zrobili to demonstracyjnie, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw przeciwko rosyjskiej agresji, reszta po cichu, starając się po prostu opuścić terytorium kraju, prowadzącego wojnę. Towarzyszące wyjazdom: krytyka rosyjskiej polityki, Putina i Rosji jako agresywnego kraju skazanego na nieuchronną porażkę, bo dobrowolnie odżegnującego się od zachodniego systemu wartości, była powszechnie odbierana w rosyjskim społeczeństwie jako forma dezercji. Była też odbierana jako niechęć do przyłączenia się do patriotycznego wzmożenia, obecnego w całym kraju. Czyli jako deklaracja „nierosyjskości”. Nieważne, czy to nam się podoba i jakie dajemy temu oceny. To po prostu fakt. Wynikają z niego ważne konsekwencje.
Najważniejsza z nich to ta, że zaczyna się w Rosji bardzo ważny proces, który umyka europejskim obserwatorom: Rosja obiektywnie stanęła przed koniecznością wymiany elit. Te, które sformowały się przez ostatnie, bardzo skomplikowane 30 lat, właśnie się rozpadają i tracą to, co określa je jako elity właśnie: siłę sprawczą w państwie. Opisywanie tego, jak te elity powstały, funkcjonowały i jak budowały przyjazne sobie państwo, jest pasjonującą historią, ale nie mieści się w niniejszym tekście. W tej chwili jedyne, co musimy wiedzieć, to konstatacja, że poradzieckie elity, które sformułowały się po 1990 roku, swoja rolę już wypełniły. Sytuacja obiektywnie usuwa je ze sceny. Ich intelektualny poziom nie wystarcza, by sprostać wyzwaniom nie tylko współczesnej Rosji, ale i zmieniającego się świata, który po tej wojnie nie będzie już taki sam. Ci, którzy przyjdą na zmianę elit dotychczasowych, to ludzie z innego już materiału i produkt, jeżeli można się tak wyrazić, innych czasów. Lepiej wykształceni, wyraźniej zmotywowani i, co ważne, z wyraźnym elementem rosyjskiego nacjonalizmu. To oni będą wypychali starych. Pytanie, w jaki sposób się to odbędzie. Jednej odpowiedzi na to nie ma. Rosja przecież jeszcze całkiem niedawno zapisywałа krwawy rozdział wymiany elit białej Rosji na elity Rosji czerwonej. I można mieć podejrzenia, że go niestety nie zapomniała do tego stopnia, by nie móc powrócić. Oczywiście tak być nie musi.
Kolejną konsekwencją jest wzbierające w społeczeństwie przekonanie, że do tej pory istniejące państwo, z jego niesprawiedliwością i nierównościami społecznymi przestało odpowiadać oczekiwaniom ludzi. Nawet nie chodzi o to, że ludzie chcą równości. Nie, oni chcą sprawiedliwości. A znaczna część niesłychanego, demonstracyjnego bogactwa elit z epoki jelcynowskiej pochodziła ze źródeł nieuczciwych, przestępczych, często krwawych. Elity na każdym kroku demonstrowały swoją pogardę dla zwykłych obywateli, obnosiły się ze swoją wyjątkowa pozycją społeczną, bezkarnością. Kiedy więc w Rosji zapanowała sytuacja mobilizacji związana z wojennym konfliktem, nastroje w społeczeństwie rosyjskim zaczęły się radykalizować w tym sensie, że zaczęto oczekiwać równego rozłożenia możliwych ciężarów, związanych z sankcjami nakładanymi na państwo. Oczekiwano, że elity w jakichś sposób odpowiedzą na patriotyczne wzmożenia. Nic takiego się nie stało, albo stało się w stopniu zbyt małym, by ogół społeczeństwa usatysfakcjonować. A wojna trwa, wywołując zmęczenie i prowokując pytania o słabe postępy rosyjskiej armii, do tej pory przedstawianej jako nieledwie niezwyciężona.
Powstała zatem ciekawa sytuacja: część pretendentów do nowych elit mniej lub bardziej jawnie zaczęła formułować postulaty, które odpowiadają społecznym oczekiwaniom. Część wspomnianych postulatów, jeśli nie liczyć najemnych propagandzistów, którzy wykrzykują je pod publikę dla powiększenia swoich zasięgów lub oglądalności, można wysłuchać wśród rosyjskich deputowanych. Nie ma wątpliwości, że ranga i autorytet rosyjskiego parlamentu jest może niezbyt wysoki, ale dobiegających stamtąd pomysłów nie sposób lekceważyć.
Rosja musi się zmienić
Nie brak głosów, że obecna sytuacja Rosji zaczyna przypominać tę z lutego 1917 roku. Wiadomo, że dalej tak, jak do tej pory, być nie może. Zatem zmiany. Jakie? Jedna z krążących w kuluarach Dumy Państwowej Rosji koncepcji jest taka:
do końca 2022 roku w Rosji należy oczekiwać bardzo szeroko zakrojonej nacjonalizacji.
Obywatelom spoza Rosji, którzy jeszcze pozostali na jej terytorium, zaproponuje się wykupienie ich własności według cen urzędowych. Obywatelom rosyjskim, po sprawdzeniu legalności pochodzenia kapitału, państwo zaproponuje wykup części ich własności.
Nastąpi zdecydowana deoligarchizacja państwa rosyjskiego. Działania będą nakierowane na ustanowienie pełnej lub częściowej kontroli państwa nad strategicznym sektorem gospodarki i niemal pełnej państwowej kontroli handlu zagranicznego.
Nacjonalizacji będą podlegać:
– kompleks wojskowo-przemysłowy – w całości,
– sektor energetyczny, stacje, sieci przesyłowe i systemy, stacje przesyłowe, elektrownie itd. – w całości,
– wszystkie przedsiębiorstwa sektora strategicznego, gigantyczne firmy, koncerny wydobywające surowce energetyczne (gaz i ropę) – w całości,
– przedsiębiorstwa mające pozycję monopolisty w danej dziedzinie gospodarki – w całości lub znacznej części,
– znacjonalizowana będzie większa część transportu, w tym linie lotnicze, koleje łącznie z towarzyszącą im infrastrukturą,
– największe przedsiębiorstwa budowalne i część średnich,
– znacjonalizowane w całości zostaną największe banki ze Sbierbankiem na czele, poza niektórymi średnimi i niewielkimi,
– nacjonalizacji podlegać będzie infrastruktura mająca strategiczne znaczenie dla gospodarki państwa, łącznie ze stacjami benzynowymi, węzłami transportowymi, stacjami kolejowymi, portami lotniczymi itp.,
– nacjonalizacja obejmie też sieci społecznościowe, ważne i mające symboliczne znaczenie obiekty kultury i sportu,
– znacjonalizowane zostaną wszystkie zagraniczne firmy na terytorium Rosji i te, z kapitałem mieszanym.
Według naszych informatorów, nawet jest już nazwa tej operacji. „Dzierżawa”.
Nacjonalizacji w takiej skali nie było od czasów ZSRR.
Zostanie ogłoszony kurs na państwowy socjalizm. Zostaną wyznaczone ceny urzędowe na podstawowe produkty a także przedstawione szerokie projekty socjalne, w tym ulgi i gwarancje dla najmniej zarabiających. Przewidziana jest denominacja rubla, który zostanie powiązany ze złotem.
Zmiany te zostaną zapisane w nowej konstytucji Rosji, która wprowadzi znaczne zmiany w kształcie sprawowania władzy państwowej.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że stworzona w ten sposób struktura państwa będzie miała wiele wspólnego z modelem chińskim, oczywiście z zachowaniem różnic mentalnych, historycznych, ekonomicznych i innych. Jednak widoczny kierunek na znaczne zwiększenie roli państwa w gospodarce ale też w sferze nadbudowy wskazuje, że Rosja gorączkowo szuka odpowiedzi na wyzwania sytuacji, w którą sama się wprowadziła (lub została wprowadzona).
Zajmować się ocenami tej, znajdującej się przecież jeszcze w sferze mglistych planów transformacji, nie ma sensu. Czy to wyjdzie, czy w takiej postaci, w jakiej napisałem, nie wiadomo. Jedno na razie jest tylko pewne: Rosja musi się zmienić, inaczej przestanie istnieć, bo dotychczasowy model jej funkcjonowania się wyczerpał.
Gdzie jest Putin?
Najważniejszą zmianą w przedstawionym scenariuszu jest ta, że oligarchia zniknie z rosyjskiej przestrzeni publicznej jako istotna siła polityczna. Bogacze pozostaną, ale ich wpływ na politykę będzie żaden. Tego oczekują zwykli ludzie i będzie to testem zaufania do państwa rosyjskiego.
Pytaniem znacznie bardziej interesującym jest, co będzie z Władimirem Putinem. Czy stanie na czele tych zmian, czy też go one zmiotą ze stanowiska, otwierając pole dla nowego lidera państwa? Ta ostatnia możliwość może się przejawić w dwóch formach: walki o władzę licznych grup, koterii i obozów rosyjskich elit lub płynne przejście władzy w ręce lidera, przygotowanego od jakiegoś czasu przez obóz samego Władimira Putina.
Putin na czele tak zasadniczych zmian to dobra wiadomość dla Rosji i zła dla świata. Dla Rosji dobra, ponieważ niezmiennie wysokie zaufanie społeczne dla Putina pozwoli uniknąć Rosji nieuchronnego w czasie zmiany władzy chaosu i odpowie na społeczne oczekiwania stabilności władzy. Dla świata zła w tym sensie, że formowanie owych zmian przez obecnego prezydenta Rosji nie doda im w opinii społeczności międzynarodowej wiarygodności. Inna rzecz, czy Rosji na tej wiarygodności zależy. Według mnie nie, szczególnie jeśli zważyć, że termin „opina społeczności międzynarodowej” jest kojarzona wyłącznie z Zachodem, z którym Rosja jest w ewidentnym konflikcie i do którego odwraca się plecami, myśląc raczej o kierunku euroazjatyckim.
Nowy człowiek na czele państwa rosyjskiego to wiele niewiadomych. Sądzę, że jednego nie należy oczekiwać: powrotu do epoki Borysa Jelcyna, polegającej na ścisłej współpracy z Zachodem, ocierającej się o podporządkowanie. Rosja ten etap przeszła i, jak się zdaje, raczej za nim nie tęskni. Rosjanie zasmakowali miłego im poczucia, że mieszkają w kraju, z którym świat się musi liczyć i nie będą chcieli powrotu do lat 90.
Kierunki zmian
Natomiast obawy powinno wzbudzać rodzące się w Rosji nastroje nacjonalistyczne i radykalnie prawicowe. Pojawiło się w przestrzeni publicznej pełno nawiedzonych polityków różnych szczebli, którym marzy się państwo o zdecydowanie autorytarnym lub nawet totalitarnym charakterze. Wszystkim, którzy w tym momencie zakrzykną, że przecież Rosja Putina ten model właśnie realizuje odpowiem, że nie wiedzą co mówią. To dziecięcy szczebiot w porównaniu z tekstami niektórych ideologów i wtórujących im polityków. I to uważam za największe zagrożenie dla Rosji samej. Mniejsze dla Europy i świata, bo Rosja w totalitarnym wydaniu zapadnie się sama w sobie. Owszem, konwulsje temu towarzyszące, mogą wstrząsnąć jej bezpośrednim otoczeniem, może kontynentem, ale nie zdąży raczej nikomu zagrozić, bo skona przed stworzeniem swej potęgi.
Jeżeli tę rafę uda się Rosji ominąć, to nowy jej kształt otworzy przed światem nowe wyzwania. Albo możliwości.