Po wielu miesiącach rekonwalescencji w Berlinie, do Moskwy wraca dziś 44-letni Aleksiej Nawalny, nazywany przez zachodnie media „najważniejszym opozycjonistą w Rosji”. W sierpniu zeszłego roku stracił przytomność w rosyjskim samolocie na skutek – według Zachodu – próby otrucia go nowiczokiem, słynną trucizną wojskową. Teraz Nawalny ryzykuje więzienie.
Teoretycznie opozycjonista może zostać zatrzymany już na lotnisku, bo leżąc w berlińskim szpitalu nie pojawiał się dwa razy w miesiącu na posterunku rosyjskiej policji, jak tego wymaga jego zawieszona kara więzienia z 2014 r.. Nawalny ogłosił, że nie da się zastraszyć i zaprosił swoich zwolenników na lotnisko Wnukowo w Moskwie, gdzie wyląduje. Ponad 2 tys. osób zadeklarowało na Facebooku swą obecność na przywitaniu opozycjonisty, ale władze ostrzegły, że nie pozwolą na żadną „nielegalną manifestację”.
Rosyjski wymiar sprawiedliwości może ścigać Nawalnego z powodu śledztwa w sprawie defraudacji ponad 350 milionów rubli (ok. 4 milionów euro), na szkodę Funduszu Walki z Korupcją, jego własnej organizacji. W każdym razie Wnukowo uprzedziło, że nie pozwoli mediom filmować przylotu Nawalnego, a prokuratura dała do zrozumienia , żeby lepiej nie brać udziału w „wydarzeniu publicznym” na lotnisku.
Nawalny jest znany w Rosji głównie ze swego kanału na Youtubie. Jego sława pozostaje ograniczona poza wielkimi aglomeracjami. Według badań sondażowych, ok. 20 proc. Rosjan miałoby go widzieć przychylnie, a tylko kilka stawiać na niego. Na Zachodzie uchodzi za „głównego rywala Putina”, co jest jednak znaczną przesadą. Stał się co najmniej kłopotliwym politycznie „kamykiem w bucie Kremla”, z którego wrogowie obecnej administracji Rosji mogą się cieszyć. Sprawa Nawalnego zachwiała kontraktem na drugie połączenie rurociągowe Niemiec z Rosją.