Site icon Portal informacyjny STRAJK

Rozbój „konieczny i legalny”. 20 lat po napaści na Jugosławię

– Użycie siły przez NATO było konieczne i legalne – tymi słowami rzecznicy Sojuszu Północnoatlantyckiego skomentowali dzisiejszą dwudziestą rocznicę bombardowania Jugosławii. Od tej kapiącej cynizmem wypowiedzi już tylko krok do szczerego powiedzenia prawdy. Ta – widzimy to po dwudziestu latach i kilku nowych interwencjach – brzmi mniej więcej tak: „wolny świat”, z Ameryką na czele, może zaatakować dowolne państwo pod dowolnym pretekstem, zabić każdą liczbę jego mieszkańców, dokonać jakich chce zniszczeń w infrastrukturze cywilnej, a potem dalej przekonywać o swojej przyrodzonej dobroci i wskazywać, że zło czai się gdzie indziej. Można to zrobić nawet z pominięciem własnych, i tak stanowiących zwykle zasłonę dymną procedur: napad na Jugosławię nastąpił wszak nawet bez autoryzacji ONZ.

Trzy miesiące nalotów NATO zmusiły rząd w Belgradzie do oddania jednej z prowincji swojego kraju, by mogło tam powstać marionetkowe państwo rządzone przez „polityków”, których w innych okolicznościach nazywano by – zgodnie z prawdą – wyłącznie terrorystami i gangsterami. Nikt wtedy, gdy w Kosowie powstawała baza Sojuszu, nie opowiadał o „nienaruszalności granic” czy „imperialnej agresji w Europie Wschodniej”. Tygodniami bomby spadały na zakłady przemysłowe, szpitale, szkoły i przedszkola, siedziby mediów, elektrownie. W pewnym momencie pozbawione energii elektrycznej było 80 proc. terytorium Jugosławii. Jeden z ataków zniszczył pociąg pasażerski, inny – autobus, jeszcze inne nękały obozy dla uchodźców. Trzydzieści tysięcy nalotów, a w tle jeszcze większa liczba zmanipulowanych doniesień i jednostronnych komentarzy (nie było jeszcze modnego słówka fake news, a zresztą ono liberałów i NATO nie dotyczy), utwierdzających cały świat w przekonaniu, że oni, Serbowie, sami są sobie winni.

Przekaz był jeden: nie warto żałować ani jednej z co najmniej pół tysiąca ofiar cywilnych. Nawet kobiet w ciąży, które zginęły w pociągu Belgrad-Saloniki. Nawet chorych, którzy nigdy nie wyszli ze zbombardowanego szpitala. Ani kilkunastu cywilów, którzy zginęli podczas bombardowania belgradzkiego radia i telewizji, ani tych kilkudziesięciu, których bomby dopadły na rynku w Nišu, ani kolejnych, zamordowanych z powietrza na moście w Varvarinie, kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego obiektu wojskowego. Tym bardziej nie warto pochylać się nad faktem, jakie konsekwencje dla środowiska i społeczeństwa miało bombardowanie fabryk używających metali ciężkich przy produkcji czy niszczenie infrastruktury energetycznej, nieuchronnie oznaczające emisję substancji silnie toksycznych i rakotwórczych. Ofiary interwencji będą padały jeszcze lata po jej zakończeniu. Ale Zachód walczył przecież o wyższe wartości!

Taka była „pierwsza wojna o prawa człowieka”. Po niej następne: obrócony w perzynę Irak, faktycznie rozbita na kawałki Libia. Za każdym razem główny medialny nurt (czy raczej ściek) głosił, jak to dobrzy demokraci obalą okrutnego dyktatora i nauczą jego uciśnionych poddanych prawdziwej wolności. Zapominano tylko dodać, że każdy z siłą obalanych wcześniej przez wiele lat cieszył się przychylnością tych samych demokratów, dopóki wdrażał „reformy” w odpowiednim duchu i nie miał ambicji szkodzenia interesom mocarstw. „Zapominano” też relacjonować, co dzieje się w „naprawianym” państwie po interwencji. Pogromy prawosławnych Serbów w „wyzwolonym” Kosowie dało się przemilczeć bez problemu, konflikt religijno-etniczny w Iraku przebił się na czołówki gazet dopiero wtedy, gdy przybrał przerażającą twarz Państwa Islamskiego, straszącego starą, sytą Europę. Notabene – część dżihadystów walczących w Syrii i Iraku miała za sobą szkolenie w ramach tworzenia „demokratycznej syryjskiej opozycji” w bazie amerykańskiej w Kosowie. Kolejne ogniwa imperialistycznego łańcucha zniszczenia.

Łańcuch ten będzie rozwijał się bez końca, jeśli nie napotka oporu: oddolnego, przekonanego o swoich racjach, zorganizowanego. Nie takiego, jak większość polskiej – i nie tylko – lewicy, która uwierzyła w zalety NATO i nie potrafi już ani w rocznicę napaści na Jugosławię nazwać jej po imieniu, tak jak nie potrafiła zmobilizować swoich sympatyków na demonstrację przeciwko konferencji antyirańskiej w Warszawie, czyli przeciwko nawoływaniom do nowej wojny. Mając takich „przeciwników” światowy kapitalizm, z definicji żądny krwi, może spać spokojnie. A raczej, niestety, nie spać, tylko rujnować kolejne państwa.

Exit mobile version