Szykuje się kolejna batalia o najstarszy skłot w Polsce. Po 10 latach spokoju komornik zamierza ogłosić licytację terenu, na którym znajduje się Rozbrat. Na działkę położoną w dzielnicy Sołacz – najbogatszej w stolicy Wielkopolski – ostrzą sobie zęby prywatni inwestorzy. Wspierają ich radni PO. Niejaki Łukasz Mikuła z klubu Platformy Obywatelskiej widzi już na miejscu skłotu osiedle willowe. Sojusz poznańskich polityków i kapitału w tej rozgrywce ma jednak przeciwko sobie poważnego przeciwnika – anarchistów i wspierające ich społeczne struktury sieciowe.
Rozbrat to nie tylko skłot – to prawdziwa instytucja. Miejska, ale niezależna wobec miejskiej władzy. Anarchiści z Poznania są najsilniejsi w tym kraju. Mają w sobie ten lokalny rychtyk porządek, a jednocześnie nie boją się krytykować kapitalistycznej niesprawiedliwości społecznej. Oni nie są z tych, co wypalają karton ćmików nad Marksem i Bakuninem, a potem boją się wyjść do Żabki. Teorię mają obcykaną, ale uznają, że tylko w praktyce stanowi ona wartość.
Od ćwierć wieku są tam, gdzie potrzebują ich ludzie. Zamiast wolnorynkowego szaleństwa, proponują system solidarności, współpracy i pomocy wzajemnej. Tworzą więź tam, gdzie kapitał wytwarza podział. Kiedy bandyci atakują obcokrajowców, oni atakują bandytów, a poszkodowanym okazują wsparcie. Reagują tam, gdzie dzieje się krzywda. Szybciej i skuteczniej od jaśnie państwa z Placu Kolegiackiego. Za fatalnych rządów prezydenta-marionetki miejscowych oligarchów jako jedyni stanęli w obronie lokatorów prześladowanych przez gang czyścicieli kamienic. Kiedy kibol umościł się na stanowisku zarządcy mieszkań komunalnych, nie pozwolili zesłać biednych ludzi do blaszanych kontenerów. Gdy kler prześladował kobiety, potrafili uderzyć w purpuratów na ich świętym terenie – w kolebce tego państwa na Ostrowie Tumskim. Przeszkadzali też mordercom zwierząt, kiedy ci chcieli sobie postrzelać.
To rozbratowcy wspierali strajkujące sprzątaczki i wyzyskiwanych portierów. To z tego środowiska wywodzi się najbardziej bojowy związek zawodowy – Inicjatywa Pracownicza. To oni zorganizowali pracowników Amazona do walki przeciwko dehumanizującej machinie. Dzięki antyfaszystowskiemu Rozbratowi Poznań jest jedynym miastem w Polsce, w którym nacjonalistyczna zaraza nie czuje się bezkarna. W dużej mierze dzięki anarchistom i ich sojusznikom poznańska kultura nie stała się pośmiewiskiem, choć stać się mogła. To oni zasiali ziarno, z którego wykiełkowała pierwsza spółdzielcza kluboksięgarnia.
Lista dokonań ludzi z Rozbratu jest dłuższa niż dorobek całej lokalnej elity politycznej, którą często wyręczali w realizowaniu jej społecznych obowiązków. Długa jest również lista ludzi, których anarchiści sobie zjednali w ciągu tych 25 lat. I nie chodzi tylko o rapera Peję, pisarkę Masłowską czy innych celebrytów. Przyjaciół mają przede wszystkim wśród zwykłych ludzi. Jeśli ktoś może oceniać ich dorobek, to na pewno nie jakiś szuszfol z magistratu, pan policjant czy rzekomy właściciel, a społeczeństwo Poznania, którego Rozbrat jest częścią od ćwierćwiecza i w którego imieniu działa.
Poznań to piękne miasto. Rozbrat to jego integralna część. Stolicy Wielkopolski, której publiczna przestrzeń jest od lat grodzona, grabiona i rozszarpywana przez kapitał deweloperski, nie stać na utratę ośrodka będącego jednym z ostatnich bastionów społecznej kontroli i artykulacji oporu przeciwko biznesowo-urzędniczej klice.
W 2009 roku po raz pierwszy w życiu uczestniczyłem w ulicznej demonstracji. To był właśnie protest w obronie Rozbratu. Podobnie jak teraz, skłot był zagrożony, bo komornik ogłosił licytację. Pamiętam, że centrum Poznania huczało wtedy od okrzyku „Rozbrat zostaje”. To m.in. tamten dzień sprawił, że zdecydowałem zaangażować się w walkę o równy świat. Sam też więc sporo Rozbratowi zawdzięczam i kiedy będzie trzeba, to ponownie stawię się w jego obronie.