Jaki błąd popełnił prezydent Rumunii Klaus Iohannis? Kto naprawdę skorzysta na zmianach wprowadzanych w rumuńskim prawie, w tym na zmianach przepisów antykorupcyjnych, które wywołały w ostatnich tygodniach uliczne protesty? I dlaczego Rumunia jednak nie jest na drodze do tego, by stać się kolejną Polską czy Węgrami? Tłumaczy doświadczony analityk.
Ilie Şerbănescu (ur. 1942), jest rumuńskim ekonomistą i analitykiem, byłym ministrem spraw wewnętrznych (między grudniem 1997 roku a kwietniem 1998), autorem ponad 600 artykułów i kilku książek. Najnowsza z nich nosi tytuł „Rumunia – kolonia na peryferiach Europy” (2016). Autor bada w niej w niej różne wymiary rumuńskiej gospodarki, dowodząc jej peryferyjnego charakteru, oraz podległości względem zagranicznych potęg. Prezentujemy tekst rozmowy, którą przeprowadził z nim lewicowy publicysta bułgarski i rumuński Władimir Mitew.
Rozmawialiśmy poprzednio w grudniu 2016 roku, kiedy to projekt technokratów dotyczące rządzenia Rumunią poniosły fiasko. Przypomnijmy – po rezygnacji złożonej przez Victora Pontę 10 listopada 2015 r. na premiera, lidera rządu technicznego, został powołany Dacian Cioloş, były europejski komisarz do spraw rolnictwa. Ale jego rząd nie przetrwał tego, że wybory parlamentarne wygrała Partia Socjaldemokratyczna.
Wtedy powiedział pan, że socjaldemokraci mają na sumieniu wiele grzechów, między innymi uzależnienie rumuńskiej gospodarki od kapitału zagranicznego. Z drugiej strony podkreślał pan, że to dzięki ich partii rumuński system polityczny obronił się przed zagrożeniem wynikającym z nadużywania instytucji antykorupcyjnych do eliminowania całych ugrupowań politycznych. Przewidział pan również, że wraz z wyborami z grudnia 2016 wybuchnie „wojna”, gdyż biuro antykorupcyjne (Direcția Națională Anticorupție) zostanie użyte przeciw Partii Socjaldemokratycznej. Jak więc powinniśmy interpretować w tym kontekście, usunięcie ze stanowiska w lipcu 2018 roku Laury Koveşi (prokuratorki generalnej DNA)? Co się zmieniło od grudnia 2016 roku?
To, co z pewnością się nie zmieniło, to fakt, że za oboma zwalczającymi się stronnictwami stoją zagraniczne siły. Tego samego rodzaju w każdym ze stronnictw. Natomiast zmieniło się to, że minęły dwa lata, podczas których zarządzanie, ale nie faktyczna władza, należało do Partii Socjaldemokratycznej, która była w stanie rządzić, w ramach normalnych zasad, w koalicji z Sojuszem Liberałów i Demokratów (ALDE). Doszło jednak do konfrontacji, spektakularnej i zaciętej na powierzchni. Była to konfrontacja socjaldemokratów ze stronnikami prezydenta.
Socjaldemokraci nazwali przeciwny obóz „równoległym państwem”. Nie zgadzam się z tym określeniem. Gdyby naprawdę obóz ten tworzył równoległe państwo, oznaczałoby to, że należy do niego państwo prawdziwe (i prawdziwa władza). Z mojego punktu widzenia określenie to pasuje do państwa rumuńskiego jako całości. W rzeczywistości ci, do których należy władza, to grupy znajdujące się poza nim, mam na myśli wpływy zagraniczne. Niestety sytuacja ta nie jest charakterystyczna dla państwa równoległego, lecz kolonialnego. Państwo kolonialne nie posiada ani własnej ekonomii, ani suwerenności w podejmowaniu decyzji, ani również narodowej tożsamości.
Dwa lata temu podjęta została próba rządzenia Rumunią przez niewybrany, lecz mianowany rząd, który został sprowadzony prosto z Brukseli. Okazało się to czymś więcej niż porażką. Myślę, że ci, którzy przeprowadzili eksperyment z technokratycznym rządem Cioloşa (listopad 2015 – styczeń 2017), doszli do wniosku, że taka forma rządu nie jest dla nich ani korzystna ani odpowiednia. Nie jest odpowiednia, bo jeśli wprost mianujesz rząd, musisz być za niego również odpowiedzialnym. Znacznie bardziej korzystnym jest rządzenie poprzez rumuńskiego słupa. Po prostu mniej to kosztuje. Jeśli nie musisz za niego brać odpowiedzialności, możesz zrzucić całą winę na Rumunów. To oni mogą być skorumpowani i zdegenerowani. Znaczniej łatwiej jest rządzić w taki sposób.
Gdyby socjaldemokraci zwalczali te tendencje, zrozumiałbym, dlaczego dziś są tak niezadowoleni. Ale z mojego punktu widzenia oni nie walczyli z nimi, ponieważ tworzyły one „ekonomię polityczną” korzystną dla zagranicznego kapitału, który może korzystać w Rumunii z taniej siły roboczej. System fiskalny jest tutaj bardzo korzystny dla zagranicznego kapitału. Wielki procent jego zysków może być wyprowadzany za granicę. Nic więcej nie potrzeba. To był błąd socjaldemokracji. W tym momencie ci, którzy wspierali prezydenta Iohannisa, nie mają innego rozwiązania, prócz odwołania Koveşi. Prezydent musi brać udział w zebraniach NATO i Unii Europejskiej. Nie może się przed nimi prezentować jako prezydent, który nie respektuje konstytucji. Dlatego koniecznym dla niego było zastosowanie się do decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który wymagał, by odwołał Koveşi z funkcji głowy DNA.
Wspomniał pan o prezydencie Klausie Iohannisie. Ludovic Orban jest liderem partii, z której poparciem on rządzi, Partii Narodowo-Liberalnej, będącej z kolei członkiem Europejskiej Partii Ludowej. Orban ogłosił, że Iohannis musi wybrać pomiędzy swoim interesem a interesem Rumunii. Według Orbana prezydent wybrał interes Rumunii. Z drugiej strony reprezentant Związku Zbawienia Rumunii powiedział, że Iohannis nie jest już dłużej ich kandydatem na prezydenta. Czy rumuńskie protesty wydarzenia doprowadzą do jeszcze innych przesunięć pomiędzy różnymi siłami politycznymi, o takiej sile, że zmieni się cała polityczna rozgrywka?
Sytuacja jest bardzo złożona. Miesiąc temu wybuchła wojna pomiędzy dwoma obozami, dotycząca przeniesienia rumuńskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy, tak jak chciałby tego rząd Izraela. Nie sądzę, by był to prosty konflikt pomiędzy prezydentem a Dragneą, liderem Partii Socjaldemokratycznej .
Iohannis popełnił więc błąd. Jego błąd według mnie polegał na tym, że jako Niemiec (członek mniejszości niemieckiej w Rumunii – przyp. tłum.) nie rozumie on dokładnego znaczenia słów po rumuńsku. Prezydent powiedział, że Dragnea pojechał do Jerozolimy i zawiązał tajemne porozumienia z „Żydami”. To zdanie może nie brzmieć zbyt źle po niemiecku, lecz po rumuńsku jest ono bardzo uderzające. Myślę, że Iohaanis nie był realistą, gdy niedawno wyraził chęć pozostania prezydentem na kolejną kadencję. „Żydzi” nie odejdą, nie wybaczą i ukarzą Iohannisa za jego podejście.
Co się będzie działo? Nie jest ważne, kogo wesprze Związek Zbawienia Rumunii, ich polityczne wpływy nie są znaczące. Problemem jest raczej to, co zamierza zrobić Partia Narodowo-Liberalna. Obecny przewodniczący tej partii wniósł sprawę przeciwko premierze Viorice Dăncili, oskarżając ją o zdradę stanu, czego dowodem mają być jej umowy z Izraelem. Jasnym jest, że stronnicy Iohannisa będą potrzebowali trochę czasu, aby znaleźć innego kandydata na to stanowisko.
Z mojego punktu widzenia po okresie 30 dni od ogłoszenia decyzji Trybunału Konstytucyjnego (jest to najdłuższy okres na jaki prezydent może odroczyć swoją decyzję), prezydent ma obowiązek zrobić to, o co poproszą go instytucje. Zobaczymy, co się stanie w ciągu kolejnego półtora roku do czasu następnych wyborów prezydenckich. Wydaje mi się, że nie jest już realnym traktowanie Iohannisa jako możliwego kandydata i wydaje mi się, że świadome są tego siły, które go wspierają. Dobrze jest mieć kandydata, ale jeśli popełni on błąd, po prostu musisz zacząć szukać kogoś innego.
Mają rację ci, co myślą, że Rumunia wkracza w nową fazę politycznego sporu?
Tak to tylko wygląda. Gracze poza sceną są nadal ci sami.
Przeciwnicy socjaldemokratów twierdzą, że ich winą jest zwrot Rumunii w kierunku nowej Polski czy Węgier, tym samym zejście z „ortodoksyjnej” zachodniej ścieżki…
Socjaldemokraci, z Dragneą na czele, nie są ani Victorem Orbanem, ani Morawieckim czy Kaczyńskim. Nie są oni przeciwni istniejącemu w Rumunii porządkowi. Ich program nie głosi zmiany status quo. Zarzuty mówiące, że Rumunia właśnie upodabnia się do Węgier Orbana i Polski Morawieckiego, nie mają podstaw w rumuńskiej rzeczywistości ani w programie Partii Socjaldemokratycznej.
Ale socjaldemokraci wzmocnili znacznie swoją pozycję. Zmienili kodeks karny, modyfikując wewnątrzinstytucjonalną równowagę.
Interesujące jest to, że myślisz, iż zmiany w kodeksie karnym i prawie dają przewagę Partii Socjaldemokratycznej. Ja nie widzę tej zależności.
Nie są one wprowadzane, by zapewnić im polityczną bezkarność, zabezpieczyć przed konsekwencjami?
O ile wiem zmiany w prawie i kodeksie karnym nie zmieniają niczego, zmniejszają jedynie liczbę furtek pozwalających na nadużycia. Nie sądzę tym samym, by dawały one komukolwiek polityczną. Możemy tyko cieszyć się z tych zmian, Rumuni na nich skorzystają.
Każdy o tym wie. Protokoły regulujące pracę DNA, zgodnie z którymi prokuratorzy działali jak wywiad wewnętrzny, wbrew konstytucji Rumunii, były nie do przyjęcia. Jeśli zostało to zmienione, oznacza to, że zmiany nie są tak złe. Jeśli wcześniej miały miejsce sprawy sądowe, oparte na sfałszowanych oskarżeniach, a te zmiany nie dopuszczają teraz do zaistnienia takich sytuacji, oznacza to tylko, że zmiany te są korzystne. Są to zmiany wprowadzone przez Trybunał Konstytucyjny, Komisję Wenecką oraz organizacje sędziowskie. To nie są zmiany wymyślone wyłącznie przez Dragneę.
To o czym mówię, potwierdzi się, jeśli spojrzeć na listę wprowadzonych zmian. To nieprawda, że zdławiono organizacje antykorupcyjne. Wszystkie poważne przestępstwa związane z korupcją pozostały w kodeksach. Nie zmieniono definicji przestępstw takich jak przekupstwo, kradzież czy wywieranie wpływów (nielegalny lobbing). Jakie są więc te zmiany? Dlaczego ludzie są tak oburzeni? Czy tak ich oburzyło usunięcie nonsensownego przepisu o „nadużyciu służby publicznej”?
Takie przestępstwo nawet nie istnieje w wielu krajach europejskich. Zostało ono wynalezione, ponieważ prokuratorzy nie byli w stanie udowodnić korupcji, lobbingu czy kradzieży. Jeśli mieli z kimś kłopot, oskarżali go o „nadużywanie służby publicznej”. Nie biorę niczyjej strony, musimy zrozumieć, że sprawy są niebywale skomplikowane.
Wydaje mi się, że Rumunia nie ma innego bardziej konsekwentnego i wyrazistego krytyka socjaldemokracji niż ja. Oskarżam ich wprost o zaprzepaszczenie lewicowych ideałów. Określają oni się mianem lewicowców, ale w praktyce wdrażają prawicowe rozwiązania. W okresie transformacji to oni rządzili najdłużej. Zniszczyli rumuńską gospodarkę i oddali ją we władzę zagranicznego kapitału.
Polityczna wojna, o której mówimy, ma już miejsce od półtora roku. Czy zakończy się ona wraz z usunięciem Koveşi ze stanowiska szefowej DNA?
Nie sądzę, by stanowiło to koniec. Środowiska i siły, które ze sobą walczyły, będą robić to nadal i są one ciągle silne jak dawniej. Z pozoru może się wydawać, że teraz dotarły do jakiegoś porozumienia. To nawet zrozumiała interpretacja. W końcu nie chcemy żyć w Rumunii i myśleć tylko o kolejnej konfrontacji między panią premier a prezydentem.
Nasz kraj ma potworne problemy. Mamy najwyższy wskaźnik emigracji na świecie – zaraz po Syrii. Już cztery miliony ludzi opuściło Rumunię. To u nas i w Bułgarii są najniższe zarobki w Unii Europejskiej. Znaczny procent najbiedniejszych Europejczyków mieszka właśnie tutaj. Mamy największą liczbę domów, niezapewniających odpowiedniego poziomu higieny i bieżącej wody. Bardzo wiele rzeczy zostało już w naszym kraju zniszczonych. Nie powinniśmy tracić czasu na przepychanki Iohannisa i Dragnei.
Tłumaczenie: Wojciech Łobodziński