Od ubiegłego tygodnia Rumunia ma nowy rząd. Poprzedni upadł w wyniku przegłosowania przez parlament votum nieufności wobec premiera Sorina Grindeanu.
W Rumunii wydarzyła się sytuacja bez precedensu. Wniosek o votum nieufności wobec własnego premiera złożyła bowiem i przeforsowała w parlamencie nie opozycja, lecz rządząca Partia Socjaldemokratyczna (PSD). Wniosek ten przeszedł minimalną większością ośmiu posłów. Głosowali jedynie deputowani koalicji rządzącej – PSD i Sojuszu Liberałów i Demokratów – oraz przedstawiciele mniejszości narodowych, natomiast w głosowaniu nie wzięli udziału posłowie opozycyjni. Minimalna przewaga głosów za odwołaniem premiera świadczy o podziałach w samej koalicji, której niektórzy politycy i posłowie popierają zdymisjonowanego szefa rządu. Do jego zwolennika zaliczany jest m.in. były premier Victor Ponta odsunięty od władzy w października 2015 po tym, gdy został oskarżony o korupcję.
Jako oficjalny powód odwołania premiera kierownictwo PSD podało, że Grindeanu nie realizował większości punktów programu wyborczego partii takich, jak cięcia podatkowe, wzrost wynagrodzeń w sektorze publicznym czy też utworzenie funduszu dysponującego kwotą ponad 11 miliardów dolarów z przeznaczeniem na wspieranie inwestycji w zakresie infrastruktury, mającym również służyć jako „administracyjny parasol” dla wszystkich zyskownych przedsiębiorstw państwowych. Rzeczywistym powodem wystąpienia PSD przeciwko własnemu premierowi był personalny konflikt między Grindeanu i szefem partii Liviu Dragnea. Obydwaj antagoniści obrzucali się różnego typu oskarżeniami wzywając się nawzajem do ustąpienia z pełnionych funkcji. Dragnea zarzucał premierowi, że kurczowo trzyma się władzy i nie chce ustąpić mimo tego, że wezwała go do tego jego partia, a następnie wydaliła go ze swoich szeregów. Natomiast Grindeanu oświadczył, że poda się do dymisji, jeśli Dragnea zrezygnuje z funkcji przewodniczącego partii. Twierdził też, że Dragnea chce podporządkować sobie pełnię władzy łącznie z szefem rządu. Argumentował, że ktokolwiek zostanie premierem, to i tak „nie będzie miał szansy wykonywania swojej roli”, gdyż będzie wykonawcą poleceń partyjnego przywódcy. Istotnie, nowym szefem rządu został blisko związany z Dragnea dotychczasowy minister gospodarki, Mihai Tudose po tym, jak kilku innych kandydatów ze strony PSD odmówiło przyjęcia teki premiera.
Kością niezgody między obydwoma politykami było to, że Grindeanu nie chciał się zgodzić na nowelizację prawa antykorupcyjnego, które obecnie nie pozwala osobom skazanym za korupcję pełnienie funkcji rządowych. Dlatego też Dragnea pomimo tego, że jest szefem partii, która wygrała ubiegłoroczne październikowe wybory nie mógł zostać premierem. Został on bowiem skazany na dwa lata w zawieszeniu za oszustwa wyborcze podczas referendum nad odwołaniem poprzedniego prezydenta Traiana Băsescu. Musiał się zadowolić stanowiskiem przewodniczącego Izby Deputowanych. Pełniąc tę prestiżową, choć nie pierwszoplanową funkcję, a przede wszystkim będąc szefem partii władzy ma teraz, po usunięciu swojego antagonisty z urzędu premiera, możliwość pełnego sterowania działaniami rząd, co – jak dobrze wiemy – nie jest wyłącznie rumuńską specyfiką. To on, jak informuje portal Balkan Insight, wspólnie z nowym premierem Tudose rozdzielał teki ministerialne w nowym rządzie.