„Nadchodzi, nadchodzi!” – to były ostatnie słowa 15-letniej Alexandry, mieszkanki wsi na południu kraju, nagrane 25 lipca przez policję. „Rząd jest moralnym sprawcą tej tragedii” – mówił w niedzielę rumuński prezydent Klaus Iohannis (liberał), grożąc jednocześnie stworzeniem własnej koalicji rządzącej. Na ulice wielu miejscowości wyszli ludzie, by domagać się końca rządów socjaldemokratów.Kolejne protesty dziś w Bukareszcie.
W Rumunii, podobnie jak w Polsce, wiejski transport zbiorowy nie działa. Piętnastolatka musiała jechać do miasteczka Caracal oddalonego o osiem km od jej wsi i bardzo źle trafiła na „okazję”. Podwiezienie zaoferował jej 65-letni Gheorghe Dinca, samotny mechanik, sadysta o niebieskich oczach. Po kilku minutach skręcił w pole, pobił dziewczynę, związał i zawiózł do siebie, do domostwa jak z horroru, zgubionego na końcu pustego dziedzińca. Tam znowu ją bił i wielokrotnie zgwałcił.
Kilka godzin później ojciec Alexandry wydzwaniał na policję, by zgłosić zaginięcie. Powiedziano mu, że zapłaci karę, jeśli nastolatka po prostu urwała się z chłopakiem na parę dni, i tyle. Następnego dnia rano 15-latka wykorzystała nieuwagę swego kata i zadzwoniła z jego komórki na 112. Trzy razy, na końcu krzyczała. Po kilku godzinach wysłano samochód, by zlokalizował miejsce, które opisała. Wieczorem stanął niedaleko domu mechanika, przyjechało więcej policji. Nie interweniowała ona jednak, bo „nie było rozkazu”.
Podczas gdy przez całą noc policjanci ukrywali się w krzakach, Dinca spokojnie kroił małą Alexandrę w kawałki, rozpuszczał jej kości w kwasie i palił ciało. Miał doświadczenie, bo nie dalej jak w kwietniu porwał inną dziewczynkę, którą zabił po trzymiesięcznych torturach. Policja wtargnęła tradycyjnie o świcie, kiedy mężczyzna już spał. Kiedy to wyszło na jaw, rząd zadziałał błyskawicznie: poleciały głowy dyrekcji policji lokalnej i państwowej, jak też kierownictwo służby numeru 112.
To nie uspokoiło opozycji, która chce dokopać rządowi, oskarżając go o korupcję i osłabienie policji i prokuratury. Do dramatu Alexandry doszło w kontekście dużych napięć politycznych w Rumunii. Opozycja oskarża rząd, że obniżył kompetencje prokuratorów, by uchronić od więzienia Liviu Dragneę, b. szefa partii socjaldemokratycznej. Wcześniej prokuratorzy, w ramach akcji „Czyste ręce” wysłali za kratki setki polityków: deputowanych, senatorów, ministrów i burmistrzów. Prokuratorzy zresztą wygrali, w maju Dragnea został skazany na trzy i pół roku więzienia. Straszny los Alexandry rozpoczął ostrą polityczną bitwę, która może zakończyć się dymisją rządu.