Zgodnie z przewidywaniami, po wyborach parlamentarnych w Rumunii nadal rządzić będzie neoliberalna prawica. Stanie się tak jednak tylko dzięki utworzeniu koalicji: zaskakującym zwycięzcą głosowania jest Partia Socjaldemokratyczna.
Działalność rumuńskich socjaldemokratów przypomina pod wieloma względami PiS: to partia reprezentująca politycznie raczej mniejsze ośrodki niż metropolie i ludzi, którzy na transformacji stracili, niż klasę średnią. Obyczajowo zajmuje stanowisko raczej konserwatywne. Podczas swoich ostatnich rządów w latach 2016-2019 PSD wprowadziła m.in. podwyżkę emerytur. Partię osłabiły jednak skandale korupcyjne; pod koniec 2019 r. musiała oddać władzę w ręce proeuropejskiej Partii Narodowo-Liberalnej (PNL), a jej lider Liviu Dragnea został skazany na więzienia za nadużycia (dopuścił się ich kilka lat wcześniej, jako prefekt, tj. wojewoda, okręgu Teleorman).
PNL spodziewała się w głosowaniu łatwego sukcesu i przedłużenia działania rządu Ludovica Orbana, chociaż nie ma się on specjalnie czym pochwalić ani w dziedzinie poprawy sytuacji materialnej Rumunów, ani w walce z pandemią. Wyniki głosowania (nadal niepełne, zliczono ponad 90 proc. kart) pokazują jednak co innego: najwyższy wynik odnotowała Partia Socjaldemokratyczna, która uzyskała 29,39 proc. głosów w wyborach do Izby Deputowanych i 29,83 proc. w wyborach do Senatu. Liberałowie uzyskali 24,2 proc. głosów, trzeci, również liberalny Związek Ocalenia Rumunii PLUS (USR PLUS) – 15,5 proc. Drugą wielką niespodzianką jest wynik skrajnie prawicowego Sojuszu Zjednoczenia Rumunów (skrótowo AUR, czyli Złoto), który zajął czwarte miejsce z ponad 8-procentowym poparciem. Piąta w kolejce partia mniejszości węgierskiej (UDMR) zdobyła 7,2 proc. głosów.
Partia Socjaldemokratyczna nie ma szans na utworzenie rządu – ani USR PLUS, ani partia Węgrów nie wejdą z nią w koalicję, AUR nie po drodze z socjaldemokratami ani ideowo, ani organizacyjnie, gdyż ta skrajnie prawicowa organizacja przedstawia się jako byt antysystemowy, wrogi wszystkim starym graczom rumuńskiej sceny politycznej. Chociaż lider PSD Marcel Ciolacu wezwał premiera Orbana do tego, by zrozumiał, że ludzie go nie chcą i odszedł, Rumunię czekają teraz targi między prawicowymi formacjami w sprawie utworzenia i składu rządu. Pewne jest jednak jedno: nie będzie on miał stabilnej większości w parlamencie, a znaczna część społeczeństwa nie aprobuje probiznesowego kursu, jaki reprezentował rząd PNL.
– Przed wyborami spodziewałem się, że wyniki przypieczętują powrót technokratów do władzy, z całą siłą. Ten powrót zapewne będzie miał miejsce, ale nie uzyskają oni komfortowej większości, na co liczyli. Dobry wynik PSD pokazuje, że głoszone przez największe prawicowe partie hasła prywatyzacji i wspierania biznesu spotkały się z oporem. Przywódcy partii prawicowych są przez część społeczeństwa rumuńskiego postrzegani jako ludzie uprzywilejowani, aroganccy i egoistyczni. Na tym tle być może ocieplił się wizerunek socjaldemokratów, na których dotąd ciążyło swoiste piętno – mówi Portalowi Strajk Władimir Mitew, bułgarski lewicowy dziennikarz i ekspert w tematyce rumuńskiej.
Podczas kampanii wyborczej PSD faktycznie starała się pokazać jako siła, której leży na sercu przede wszystkim dobro obywateli. Gdy PNL zapowiedziała na przyszły rok 14-procentową podwyżkę emerytur, socjaldemokraci wnieśli do parlamentu poprawkę do ustawy, sugerując, w związku z pandemią, aż 40-procentowy wzrost świadczeń dla rumuńskich seniorów (które są w większości dramatycznie niskie). Prawicowy rząd zareagował na tę sugestię oskarżeniami o „ekonomiczną przestępczość” w wykonaniu opozycji i stwierdził, że takie zwiększenie wydatków publicznych oznaczałoby spadek wiarygodności Rumunii w oczach agencji ratingowych czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Socjaldemokraci zapowiedzieli również w kampanii wzrost płacy minimalnej do 3500 lejów (obecnie to 2230 lejów; waluty polska i rumuńska są niemal równowartościowe), skasowanie podatków dla zarabiających taką kwotę, budowę nowych szpitali i rozbudowę sieci lokalnych ośrodków zdrowia do 800 placówek.
Fakt, że socjalny program zyskał aprobatę niemal jednej trzeciej społeczeństwa, ogromna przewaga prawicy w sondażach stopniała, a pandemia będzie nadal działać na ich niekorzyść, może wymusić na nowym neoliberalnym premierze wyhamowanie z najbardziej antyspołecznymi posunięciami.
– Rumuni głosujący na socjaldemokratów spodziewają się, że rząd pójdzie dalej z prywatyzacją, w tym z prywatyzacją służby zdrowia. Boją się też mocnej polityki austerity, gdyż prawica nie raz sugerowała, że deficyt budżetowy i niedostateczne wpływy z podatków nie pozwalają na wypłacanie pensji i emerytur bez zaciągania dalszych zobowiązań. Teraz jednak nowa większość będzie musiała udowodnić, że służy ludziom, nie tylko wielkiemu kapitałowi. Jeśli wprowadzi probiznesowe reformy, będzie musiała coś zrobić, żeby nie zantagonizować zupełnie wielkich, biednych mas społecznych – komentuje Władimir Mitew. – Podział między elitami i masami w Rumunii zawsze był silny i może mieć nieoczekiwane skutki. Sukces AUR też jest jednym z nich.
Jaką rolę będzie odgrywać skrajnie prawicowa, istniejąca zaledwie od roku formacja pozostaje dla wielu obywateli i komentatorów zagadką. Manifest AUR pełen jest sprzeczności: odwołania do europejskości sąsiadują z odniesieniami do wojującego prawosławia i zapowiedziami walki z „marksizmem kulturowym”, a także wizjami Wielkiej Rumunii (z historyczną Besarabią, obecnie niepodległą Mołdawią, w swoich granicach, jak przed II wojną światową). Lider partii George Simion w jednym z wywiadów wskazywał, że programowo inspiruje go polski rząd. AUR skutecznie odebrała głosy konserwatywnej prawicy – partia PMP, która od lat zagospodarowywała ten elektorat, tym razem nie weszła do parlamentu. Ile jest „antysystemowości” w tej rumuńskiej wersji alt-prawicy? W ocenie Władimira Mitewa partia ma szansę zagospodarować część niezadowolonych, gdyby prawica liberalna zdecydowała się jednak na wolnorynkowe reformy, trudno jednak widzieć w niej prawdziwą alternatywę.