Od kiedy Sojusz Lewicy Demokratycznej pod rządami Leszka Millera przyspieszył kroku na drodze do politycznego Hadesu, w szeregach partii coraz częściej mówi się o konieczności odnalezienia nowej tożsamości i opracowania politycznej strategii, która pozwoli na odzyskanie starego elektoratu i przyciągnięcie nieosiągalnych dotąd grup wyborców. Potrzebę sanacji artykułują w zasadzie wszyscy kandydaci, który ustawili się w kolejce po schedę po Millerze. Wśród nich są reprezentanci partyjnego betonu jak Włodzimierz Czarzasty, kojarzony głównie z aferą Rywina, która zapoczątkowała proces rozkładu partii. Na głównego rywala szarej eminencji Sojuszu wyrósł Krzysztof Gawkowski – polityk młody, ale cieszący się już całkiem sporą rozpoznawalnością. Skazą na jego życiorysie politycznym jest jednak niefortunna wypowiedź z września 2014 roku, kiedy życzył nominowanej na szefową rządu Ewie Kopacz, aby była „premierem na miarę Margaret Thatcher”. Jeśli jednak kogoś niepokoją ideologiczne właściwości Gawkowskiego, ten powinien zapoznać się z propozycjami innego „młodego gniewnego”, czającego się na fotel po Millerze.
Dariusz Szczotkowski, bo o nim mowa, ma 28 lat. Pochodzi z Małopolski, jest członkiem Federacji Młodych Socjaldemokratów – młodzieżówki SLD. Jeśli nigdy o nim nie słyszeliście, nie macie powodów do zmartwień. Jedynym zauważalnym epizodem w karierze politycznej tego działacza był bowiem występ w smutnym i opanowanym głównie przez prawicową agitację programie „Młodzież kontra…czyli pod ostrzałem”. Szczotkowski miał swoje pięć minut podczas żenującej i zupełnie nieśmiesznej wymiany zdań z Januszem Korwin-Mikkem, który na młodego eseldowca nakrzyczał, na koniec porównując go do rurkowców – zwierząt zalegających na dnie oceanu.
Kiedy wydawało się, że Szczotkowski już na zawsze pozostanie bohaterem jednego wieczoru, a o jego istnieniu zapomnieli nawet najbardziej zagorzali fani youtubowych wygłupów, młody polityk z przytupem powrócił do gry. Kilka tygodni temu Dariusz Szczotkowski zapowiedział, ze zamierza ubiegać się o stanowisko przewodniczącego SLD. Jak przyznaje jeden z jego byłych kolegów z FMS, „Szczota” od kilku lat stopniowo nasiąkał liberalno-konserwatywną ideologią. Działacz, w prywatnych rozmowach przedstawiający siebie jako mesjasza Sojuszu, postanowił wyciągnąć wnioski z powodzenia politycznego środowiska wolnorynkowej prawicy. Uznał, że skoro lewicowość – zarówno ta w wydaniu socjaldemokratycznym, jak i ta odwołująca się do idei sprawiedliwości społecznej – nie porywa żadnego elektoratu, to należy dostosować ofertę polityczną do zainteresowań odbiorów. „Szczota” odpalił zatem swoją internetową kampanię wyborczą, niosąc na sztandarze kilka „rewolucyjnych” sloganów. Główną myślą jego strategii zmiany jest hasło: „lewica musi wyleczyć się z lewactwa”.
W wywiadzie dla portalu pikio.pl Szczotkowski rozwinął swoją myśl w następujący sposób: „Dziś trzeba jasno rozgraniczyć, kto jest racjonalną lewicą – działającą w ramach demokratycznego państwa prawa w wolnorynkowym systemie – a kto niebezpiecznym lewactwem – pragnącym podpalić wszystko, co Europa osiągnęła przez tysiące lat swojego istnienia jako kolebka najpotężniejszej cywilizacji w dziejach świata”. To jest właśnie przepis na sukces wg. „Szczoty” – pójść drogą wolnorynkowych reform, odrzucając przy tym akceptację dla różności, w tym dla wyznawców islamu, postulatów LGBT, feminizmu czy walki z rasizmem. Kandydat Szczotkowski kwestionując zachodnie wzorce, chce bowiem budować „prawdziwie polską lewicę”. A w Polsce, jak wiadomo, nie ma miejsca dla lesb i pedałów, dlatego też bystry odnowiciel na Parady Równości chadzać nie zamierza. Innymi słowy – lewica na drodze do zwycięstwa musi przestać być lewicą i przyjąć liberalno-konserwatywną wizję ładu społecznego. W innych wypowiedział Szczotkowski dał się poznać również jako entuzjasta militarnej agresji na Irak. Jak ujawnia były członek FMS – jeszcze w 2015 roku „rurkowiec” z zacięciem bronił tezy, że Saddam Husajn dysponował bronią chemiczną, którą odnaleźli i przekazali Amerykanom… Polacy.
Bazą wyborczą dla lewicy z marzeń „Szczoty” są również katolicy, z którymi zamierza ramię w ramię bronić krzyży w urzędach oraz wsłuchiwać się w słowa Jana Pawła II. „Nie będziemy dłużej się chować za plecami mniejszości, podczas gdy realnie krzywdzona jest większość” – głosi eseldowski reformator.
Jakiś czas temu jedna z czołowych działaczek wyznała mi, że największym błędem wierchuszki SLD było niedopuszczenie do głosu partyjnej młodzieży, która w odpowiednim momencie mogła zmienić oblicze upadającej formacji. Przyglądając się bliżej postaci Dariusza Szczotkowskiego, można dojść do wniosku, że Leszek Miller nie uosabiał jednak ostatecznej formy degeneracji Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Patrząc na ten smutny obraz, wyjątkowo aktualne wydaje się powiedzenie „najgorsze w każdej tyranii jest to, co następuje po niej”.