Jarosław Kaczyński ogłosił, że „jest prowadzona przeciwko Europie wojna”. Prezydencki minister Andrzej Dera dodał, że „świat Zachodu jest w stanie wojny z islamem”. Jednocześnie nasze władze ogłosiły, że będziemy się zbroić, a naszym głównym wrogiem mają być muzułmanie, uchodźcy i… multi-kulti. Mariusz Błaszczak wskazał, że „uleganie polityce multi-kulturalizmu, uleganie poprawności politycznej, to przynosi tragiczne żniwo”. Błaszczak zarazem nakreślił alternatywę: „Trzeba postawić właśnie na wartości europejskie wynikające z chrześcijańskiej cywilizacji”. Trudno powiedzieć, co konkretnego chcieliby zrobić nasi rządzący, ale kierunek ich działania jest jasny: mamy inicjować nagonki na uchodźców, arabskich migrantów, muzułmanów, odejść od multikulturalizmu, pacyfizmu, internacjonalizmu, praw kobiet, LGBT, uprzeć ład społeczny na fundamentach katolickich w całej Unii Europejskiej.
Powyższa wizja jest absurdalna z wielu przyczyn. Po pierwsze, w Unii ma ona bardzo niewielu zwolenników i PiS musiałby ją narzucić siłą. Większość krajów UE jest wielowyznaniowa, nie chce uprzywilejowanej roli Kościoła katolickiego, wspiera prawa kobiet i LGBT. Narzucanie pisowskiej wizji państwa i moralności z perspektywy Francji, Szwecji czy Holandii byłoby bezczelną uzurpacją, mniej więcej tak samo zasadną jak postulat wdrożenia programu ISIS.
Po drugie, podejście PiS-u do muzułmanów i uchodźców jest w UE obce nawet prawicowym politykom takim jak Marie Le Pen czy Theresa May. W Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii mieszkają miliony muzułmanów, którzy są pełnoprawnymi obywatelami tych krajów. Wydaje się, że PiS szuka na Zachodzie koalicjantów wśród polityków skrajnej prawicy, ale Błaszczak czy Szydło chyba nie zauważyli, że tamtejsi nacjonaliści, inicjując nagonki na migrantów, mają na myśli między innymi Polaków – najliczniejszą grupę migrantów w UE. Neofaszyści na Zachodzie chętnie wprowadziliby model kraju jednolitego kulturowo i etnicznie, ale jego częścią byłyby represje wobec Polaków, którzy słabo wpisują się w model świeckiego państwa francuskiego, albo w społeczeństwo brytyjskie, gdzie katolicy są w mniejszości.
Po trzecie, podejście PiS do uchodźców, muzułmanów, Arabów jest po prostu nieprawdziwe. Zamachów wcale nie dokonują uchodźcy, tylko mieszkańcy krajów zachodnich. Zdecydowana większość muzułmanów na świecie jest przeciwna ISIS, a oskarżanie całego islamu o zamachy ma taki sam sens, jak utożsamianie terrorystów IRA z katolicyzmem, a Ku-Klux-Klanu z protestantyzmem. Zamachów dokonują przedstawiciele fundamentalistycznego skrzydła islamu, którzy zresztą nieraz w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat otrzymywali wsparcie militarne od krajów zachodnich.
Wreszcie po czwarte, wykorzystywanie zamachów terrorystycznych do szczucia przeciwko uchodźcom, muzułmanom czy Arabom, wychodzi naprzeciw oczekiwaniom terrorystów. ISIS szybko traci wpływy na Bliskim Wschodzie, a zamachy są desperacką próbą odwrócenia uwagi od kolejnych klęsk militarnych. Jedyną nadzieją dla terrorystów jest nagonka na muzułmanów w krajach zachodnich. Dzięki prześladowaniom ludności arabskiej łatwiej byłoby im rekrutować nowych członków w swoje szeregi.
Pokrzykiwań Błaszczaka czy Szydło o zbłąkanej moralnie Europie w krajach UE prawie nikt nie traktuje poważnie i w Wielkiej Brytanii pewnie niejednemu kojarzą się one ze skeczami Monty Pythona. Jednak nienawistne wypowiedzi wobec ludności arabskiej mają sojuszników wśród skrajnej prawicy kilku krajów UE i mogą utrudnić skuteczne przeciwdziałanie terrorowi. Dzisiaj PiS i ich ideowi przyjaciele z klubu Kukiz’15 są jednymi z głównych sprzymierzeńców ISIS w Europie.