Rząd zapewnia Polaków, że nie dojdzie do zapowiadanych podwyżek cen prądu. Natomiast firmy energetyczne robią oczywiście wszystko, by móc je podnieść. Wspierający je think tank tłumaczy to w przewidywalny sposób: “Rynek mówi co innego”.
W ubiegłym tygodniu premier Mateusz Morawiecki uspokajał, że poważnych podwyżek cen energii elektrycznej, które od dawna były zapowiadane na nadchodzący rok, nie będzie. W poniedziałek podobne zapewnienie złożyła Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii.
– Mamy kilka elastyczności, które może zastosować administracja bez ingerencji w spółki giełdowe w taki sposób, aby te spółki mogły nie wnioskować o tak duże podwyżki – poinformowała Emilewicz. Stwierdziła, że cena detaliczna prądu jest pochodną wielu czynników. Skłania się na nią w sumie kilka opłat – np. z tytułu samego przesyłu i uprawnień do emisji CO2 – a niektórych z nich można się pozbyć. Poinformowała, że opracowaniem sposobu uniknięcia drastycznych podwyżek zajmuje się przede wszystkim minister energii Krzysztof Tchórzewski. Sprawa ma zostać omówiona na najbliższym posiedzeniu rządu.
Do końca dzisiejszego dnia Urząd Regulacji Energetyki oczekuje wprowadzenia przez firmy korekt do ich wniosków taryfowych.
Wcześniej Tchórzewski zapowiedział, że rząd rozważa rekompensaty za wzrost cen energii, które w przyszłym roku wyniosą w sumie 4-5 mld zł. Mają one wspomóc gospodarstwa domowe oraz małe i średnie firmy. Minister uznał, że pomogą w tym oszczędności zgromadzone przez spółki energetyczne.
Tymczasem przeciwko ograniczaniu podwyżek cen wypowiedziała się Joanna Maćkowiak-Pandera z Forum Energii, think tanku działającego właśnie pod nadzorem ministra energii, zajmującego się “rozwojem, modernizacją i poprawą bezpieczeństwa energetycznego i zwiększeniem innowacyjności”. Uznała pomysł dopłat za „szkodliwy”.
– Pokrywanie z budżetu państwa, wyrównywanie ewentualnego wzrostu cen energii jest nieuzasadnione w sytuacji, gdy rynek mówi coś innego – w całkowicie neoliberalnym duchu stwierdziła szefowa FE w rozmowie z Janem Wróblem w Tok FM. – Zmuszanie spółek energetycznych do tego, aby nie podnosiły ceny, może być szkodliwe ze względu na to, że są to spółki giełdowe, które są rozliczane według prawa handlowego.
Maćkowiak-Pandera podkreśliła poza tym, skądinąd słusznie, że celem firm produkujących i dostarczających energię jest przede wszystkim zysk, dlatego wzrost cen uznała za “nieunikniony”. Owszem, jest to niezbędne spółkom notowanym na giełdzie, w ten sposób interes ludzi potrzebujących ogrzać domy zimą, w nieunikniony sposób będzie podporządkowany kapitalistycznej logice: – Przedsiębiorcom energetycznym nie opłaca się inwestować w nowe źródła, a mają wręcz problem z zarabianiem na wytwarzaniu prądu – mówiła Maćkowiak-Pandera.
Zwróciła również uwagę, że firmy energetyczne zapowiadały duże podwyżki już trzy lata temu, rząd natomiast dostrzegł problem dopiero dzisiaj.