Rząd PiS przekonuje, że zdał egzamin z pomocy potrzebującym przy okazji wspierania ofiar nawałnicy w Borach Tucholskich i na Kaszubach. Tymczasem ich sytuacja jest daleka od zadowalającej.
Obszerny materiał o sytuacji we wsiach dotkniętych przez kataklizm pojawił się w „Gazecie Wyborczej”. Dziennikarze pisma dotarli do osób, które spędzą zimę w kontenerach, bo ich domy – zawilgocone, z popękanymi ścianami, bez dachu – nadawały się tylko do rozbiórki. Otrzymana państwowa pomoc w wysokości 6 tys. złotych na rodzinę wystarczyła tylko na pierwsze, najbardziej konieczne potrzeby. Jedna z rozmówczyń „GW” opowiedziała, że rząd przyznał jej ponadto na odbudowę domu 24 tys. zł. Tyle, że dom został zakwalifikowany do rozbiórki, a na wzniesienie nowego przyznana kwota nie wystarczy. Inna w ogóle nie załapała się na pomoc „socjalnego” rządu, uznano, że poważne uszkodzenia budynku nie kwalifikują jej do zapomogi. Jako że ubezpieczyciel również bardzo nisko wycenił odszkodowanie, pozostało jej liczyć na prywatne dary.
Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak mówił we wrześniu w Sejmie, że na pomoc poszkodowanym przeznaczono 58,6 mln złotych, z czego do 200 tys. na każdy zniszczony dom. Jednak już urzędnicy odpowiedzialni za rozdzielanie tych środków przyznają, że to niewystarczające kwoty. Tym bardziej, że opisana przez „GW” decyzja ubezpieczyciela nie jest jednostkowa – firmy gremialnie powołują się na to, że domy były stare i zniszczone jeszcze przed nawałnicą. Mieszkańcy poszkodowanych gmin w dużej części jeszcze czekają na zasiłki, które powinien im wypłacić Urząd Wojewódzki. Ci, którzy już je otrzymali, przeciętnie otrzymują po 30 tys. złotych, chociaż w teorii górna granica dopłat jest prawie siedmiokrotnie wyższa.