Epidemia niczego nie nauczyła rządzących. Ochrona zdrowia wciąż jest w ruinie, a kolejny akt tego przygnębiającego spektaklu obserwujemy w Krakowie – Prokocimiu. 30 lekarzy specjalistów i 32 innych pracowników szpitala dziecięcego zwolniło się właśnie z tamtejszego szpitala. Jeśli nic się nie zmieni, niebawem szpital przestanie przyjmować pacjentów.
Zanim zdecydowali się na desperacki krok, próbowali z dyrekcją placówki negocjować. Jak zwykle bywa w przypadku konfliktów w ochronie zdrowia, również i tutaj postulaty dotyczyły dwóch obszarów: poprawy warunków pracy w zakresie zwiększenie liczby personelu, reorganizacji wysokospecjalistycznej opieki pediatrycznej oraz podwyższenia płac. Medycy z Prokocimia chcieliby zarabiać w okolicach trzykrotności średniej krajowej.
„Potężny cios”
O „potężnym ciocie” dla placówki mówią władze szpitala, wskazując, że zwolnili się lekarze z kluczowych oddziałów. Takich specjalistów nie da się znaleźć ad hoc.
– To są oddziały: nefrologii, pediatrii, reumatologii i chorób środowiskowych, pulmonologii, alergologii oraz dermatologii, a także oddział endokrynologii dzieci i młodzieży oraz Klinika Pediatrii, Gastroenterologii i Żywienia. To są oddziały, gdzie najwięcej lekarzy złożyło wypowiedzenia – wyjaśnia w rozmowie z RMF FM Katarzyna Pokorna-Hryniszyn rzeczniczka szpitala.
Ostrzegali
Wypowiedzenia sypią się w prokocimskiej lecznicy od kilku miesięcy. Ostatnio jednak zjawisko przybrało na skali. Medycy przypominają, że od 2018 roku upominali się o normalizację sytuacji w placówce.
„Ostrzegaliśmy byłego już ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, że jeśli dramatyczna sytuacja dziecięcych szpitali klinicznych nie poprawi się, lekarze będą masowo odchodzić do innych placówek ochrony zdrowia, w tym do sektora niepublicznego. Już wówczas zbyt niskie wyceny wysokospecjalistycznych świadczeń w pediatrii i zbyt mała liczba lekarzy groziła paraliżem oddziałów. Od tego czasu nic się nie zmieniło i w październiku bieżącego roku po raz pierwszy w historii dyrektor naszego szpitala podpisał grafik z niezapełnionymi dniami dyżurowymi” – pisali.
Szpital przestanie działać?
Bez odezwu. A sytuacja się pogarsza, bo doświadczeni lekarze przechodzą na emerytury, inni porzucają pracę, postępuje drenaż.
Obrazu rozpaczy dopełnia fakt, że z pracy rezygnują też rezydenci, wypowiadając klauzulę pozwalające korzystać z ich siły roboczej w ponadnormatywnym wymiarze godzinowym.
Związkowcy mówią, że szpital na przełomie grudnia i stycznia może przestać przyjmować pacjentów.
Cierpią pacjenci.
Lekarze mówią o, że od lat łatali „dziury w grafikach, biorąc dyżury kosztem swoich rodzin i czasu wolnego; mimo iż opiekują się małymi pacjentami z najbardziej skomplikowanymi chorobami, nie mogą liczyć na godne zarobki”.