Wszyscy pamiętamy ze szkoły typków, co szczególną przyjemność odnajdywali w znęcaniu się nad słabszymi. Sam miałem w liceum takiego kolegę. Błyskawicznie wychwytywał w każdej grupie osoby nieśmiałe, niepewne siebie, wycofane czy borykające się z problemami zdrowotnymi. Prześladował je na różne sposoby – wyśmiewał, straszył, bił, ośmieszał przed grupą. Kiedyś pochwalił się również, że zabił kamieniem jeża, który schował się za wiatą przystankową.
Uchodźcy są najsłabszym ogniwem łańcucha społecznego w Europie – na gruncie ekonomicznym, społecznym czy psychologicznym. Mają nikłe szanse na znalezienie dobrej pracy, awans społeczny w ich społecznościach jest mało prawdopodobny. O sukces znacznie trudniej niż o poczucie wyobcowania, zagubienia, braku bezpieczeństwa związanego z oderwaniem od tego, co było im bliskie i znajome. W związku z tym są bardziej niż inne grupy narażeni na ryzyko długotrwałego wykluczenia. Tym ludziom dopiero co zawalił się cały świat. Stracili wszystko – domy, pracę, poczucie choćby minimalnego bezpieczeństwa i zakorzenienia. Ich codzienność została brutalnie zburzona. W poszukiwaniu lepszego świata ryzykują życie maszerując w nieludzkich warunkach przez tysiące kilometrów Anatolii, przeprawiając się przez Morze Śródziemne na prowizorycznych łajbach, czy szturmując zasieki w Ceucie i Mellili. Chcą dotrzeć do Europy, żeby rozpocząć wszystko od nowa. Współczucie wobec uchodźców jest normalną emocją każdego człowieka, któremu chora ideologia nie przytępiła zdolności do empatii.
Wczoraj ulicami Warszawy przeszła defilada nowych polskich nazistów – w liczbie kilku tysięcy. Oni uchodźcom nie współczują. Oni uchodźców chcą zabić. Najlepiej – w komorach gazowych, co można było usłyszeć w intonowanych przyśpiewkach. Ludzie, którzy w przekazie medialnym przedstawiają się jako „patrioci” i „obrońcy ojczyzny”, na sobotnim wiecu nawet nie dbali o maskowanie swojej rzeczywistej afiliacji ideologicznej. „Auschwitz-Birkenau sialalalala” – wyśpiewywali skocznie. Mieszkają w kraju, któremu nie grozi żadna wojna, żołądki mają napchane mięsem z dyskontów, stać ich na ciepłe ubrania, w razie potrzeby na leki. W porównaniu z uchodźcami mają wszystko. Uczestnicząc w ich spędzie, słuchając rasistowskich przyśpiewek, odczuwając ogromne natężenie agresji i sadystycznej potrzeby dowalenia „obcym”, którzy rzekomo zagrażają ich wspólnocie – myślałem o tym jak małym, żałosnym i głupim można być człowiekiem. Stałem pomiędzy narodowymi kretynami i myślałem o czołgach, którymi powinno się ich rozjechać. Agresja jest zaraźliwa jak tyfus.