Odkąd w internecie pojawiła się informacja, że przetrzymywana i gwałcona w łódzkim mieszkaniu 26-latka zmarła w szpitalu po kilku operacjach, pojawiły się również tysiące komentarzy z serii „sama się prosiła” i „co to za kobieta”. Zaczęła się ta sama śpiewka, która rozbrzmiewa regularnie – a to przy okazji biegania w parku po zmroku, przy niezliczonych „za krótkich spódniczkach”, a także przy „niemądrej dziewczynce, co drinka nie pilnowała”.
26-latka z Łodzi poznała oprawców w autobusie i umówiła się z nimi na imprezę. Kiedy dotarła do mieszkania na Widzewie, była tam przez 10 dni więziona, gwałcona i bita. A motto nasze: „O ja pierdolę, umówiła się z facetami poznanymi w autobusie? Szmata!”.
Internet zalała fala analiz na temat „od kiedy nieznajomy facet staje się znajomym”, pojawiły się miliardy porad na temat selekcji ludzi, z którymi wolno, a z którymi nie wolno rozmawiać na ulicy czy w tramwaju, a także na której randce powinno się uprawiać seks. Przytaczano niezliczone dowody anegdotyczne pt. „Ja w liceum często piłam z przypadkowymi ludźmi poznanymi w pubie”. Zaczęło się też męczące odbijanie piłeczki „że jak facet idzie z nieznajomą laską do łóżka to macho, a jak laska to kurew”. Jest to tylko część prawdy – bo w Polsce nie wybaczamy nikomu. Nikomu, niezależnie od płci. W Polsce cieszymy się i powtarzamy „dobrze tak palantowi” kiedy dziany gość popłynie w klubie, skroją mu portfel i pomacają sztachetą (a nie jest uchodźcą czy mniejszością etniczną). W Polsce wychodzimy z założenia, że jak ktoś nas oszuka – na wnuczka, na nowego sąsiada w potrzebie, na pana z gazowni, na adoratora – to sami jesteśmy sobie winni. Ależ głupi jesteśmy, ze nas oszukano i skrzywdzono, jak mogliśmy się dać! Przecież my i tylko my odpowiadamy za to, co nas spotyka.
Mężczyźni w tej nomenklaturze zwykle są „głupi”, są „debilami” a kobiety są albo „naiwne” albo „zdziry” i „same się proszące”. Nikomu nie przyjdzie do głowy najprostsza interpretacja nieskomplikowanego w gruncie rzeczy wydarzenia: winny jest zawsze ten, co krzywdzi. Ten co został skrzywdzony, jest po prostu skrzywdzony i należy mu się od nas pomocna dłoń.
Nie zamierzam wgłębiać się w wywody, czy jak ma się lat 16, czy 26, to dozwolone jest zawieranie znajomości gdziebądź, czy też nie i czy prędzej nóż wbije nam w plecy obcy czy przyjaciel. Nie ma na to żadnej reguły. Regułą z pewnością stała się w ostatnim czasie nieufność. Regułą stała się panika, która nie pozwala „wypuścić” dziecka na podwórko przed blokiem czy na trzepak, ale każe mu poruszać się wewnątrz zamkniętego placu zabaw na zamkniętym osiedlu. Tu w pierś uderzyć powinny się media informacyjne, które budują atmosferę wzajemnej nieufności, trąbiąc w Zakopanem o dziecku z Grudziądza, które poszło na angielski i przepadło. W pierś powinni uderzyć się psychologowie śniadaniowi, którzy przy kawie raczą nas poradami, czy lepiej nosić przy sobie paralizator czy kastet, a może metalowe szczęki wkładane do pochwy. Mój znajomy zadał na Facebooku absurdalne pytanie przy okazji „mądrej dziewczynki, co pilnuje drinka” – dlaczego w takim razie nie nosimy na widoku portfela w autobusie potencjalnie pełnym kieszonkowców. No nie wiem. W szkole średniej często wyjeżdżałam do Niemiec. Tam ludzie zostawiali przed domami otwarte samochody, a domów nie ogradzali płotami. Na polskie standardy to pewnie naiwne. A na ludzkie?
Zło i krzywda zdarzają się na świecie. Nie są winą marnych czy niewystarczających zabezpieczeń i zbyt miękkich zasieków, które nieumiejętnie rozstawiliśmy. Są winą tych, którzy czynią zło. Wyłącznie. Przestępstwa seksualne są najwdzięczniejszą na świecie materią do obwiniania ofiar. Nie ma na to mojej zgody. Nie ma kodeksu „mądrej dziewczynki”, chroniącego przed złem i występkiem jak w kreskówkach. Gwałty dzieją się, bo ktoś gwałci.