Nominacji Partii Demokratycznej zapewne i tak nie dostanie, ale nie poddaje się bez walki. Bernie Sanders zwyciężył w prawyborach na Alasce, na Hawajach i w Waszyngtonie.
Przemawiając do swoich zwolenników demokratyczny socjalista Bernie Sanders tryskał energią. Podkreślał, że spodziewał się dotychczasowych niepowodzeń w południowych stanach. Teraz jednak nadchodzą prawybory w stanach na północnym wschodzie USA, gdzie wyborcy zawsze byli skłonni poprzeć bardziej lewicowych (jak na amerykańskie standardy) polityków. To zaś w jego ocenie oznacza, że Hillary Clinton, chociaż po jej stronie jest większość demokratycznych superdelegatów, nie może jeszcze być pewna nominacji do startu w wyborach prezydenckich.
Prawybory na Alasce, Hawajach i w Waszyngtonie Sanders wygrał w cuglach. W najbardziej wysuniętym na północ stanie USA zebrał 79 proc. głosów. Oficjalnych wyników z Hawajów jeszcze nie ma, jednak i tutaj socjalistę poparło nie mniej niż 70 proc. uprawnionych do głosowania. Najcenniejsze jest jednak 72 proc. zdobyte w Waszyngtonie, skąd będzie pochodzić 101 delegatów na demokratyczną konwencję (pozostałe dwa stany, w których odbyły się prawybory, wyślą odpowiednio 16 i 25 przedstawicieli).
Hillary Clinton przewidywała taki bieg wydarzeń i przed ostatnimi prawyborami praktycznie nie prowadziła kampanii. Jej cel to Nowy Jork – tam głosowanie ma odbyć się 19 kwietnia. Była sekretarz stanu jest przekonana, że wschodnie stany przeważą szalę na jej korzyść.
Jej sytuacja jest niewątpliwie wyraźnie lepsza, niż położenie Sandersa. Do nominacji partyjnej potrzeba 2383 delegatów. Clinton – razem z superdelegatami – miała przed trzema prawyborami 1703 głosy, Sanders – tylko 985. Żeby mimo wszystko zwyciężyć, socjalista musiałby zdobyć w prawyborach i poprzez przekonywanie niezdecydowanych superdelegatów ponad dwa razy więcej deklaracji poparcia, niż rywalka.